piątek, 30 marca 2012

"Siostrzyca" John Harding


"Któż z choć odrobiną inteligencji,
Nie chciałby pocałować Florencji?"


"Siostrzyca" (Florence and Giles) Johna Hardinga to książka z "dreszczykiem", wzorowana na XIX-wiecznej powieści gotyckiej. Wielka gratka dla wszystkich miłośników tego typu literatury, do których zresztą sam się zaliczam. Ta powieść to także hołd złożony przez autora Edgarowi Allanowi Poe, prekursorowi współczesnego kryminału i powieści grozy. Podczas lektury wyraźnie daje się odczuć atmosferę jego opowiadań. Otwierający powieść wiersz "Łabędzica" brzmi tak jak gdyby napisał go sam autor słynnego "Kruka". W tekście co jakiś czas, niczym słupy milowe, pojawiają się tytuły znanych dzieł z tamtej epoki: "Tajemnice zamku Udolpho" Ann Radcliffe, "Dziwne losy Jane Eyre" Charlotte Bronte, "Kobieta w bieli" Wilkie'go Collinsa, "Tales of Mystery and Imagination" Edgara Allana Poe.

Główną bohaterką i narratorką powieści jest Florence, ponad swój wiek rozwinięta intelektualnie i niezwykle błyskotliwa, dwunastoletnia dziewczynka. Sierota mająca na świecie jedynie wuja i przyrodniego brata, dziewięcioletniego Gilesa. Rodzeństwo razem z panią Grouse, gospodynią domu, oraz służbą zamieszkuje ogromny stary dwór Blithe House położony na odludziu. Pewnego dnia podczas zabawy dzieci w nieuczęszczanej części domu odkrywają wspaniałą bibliotekę. Ponieważ wuj Florence jest przeciwnikiem kształcenia kobiet i zabronił jej edukowania, dziewczynka potajemnie sama uczy się czytać i zaczyna pochłaniać tom za tomem kolejne książki z biblioteki. Jej ulubiony pisarz to Szekspir. Przeczytała wszystkie jego dzieła. Podziwiając go i zazdroszcząc mu umiejętności tworzenia nowych, wspaniałych słów, Florence zaczyna posługiwać się wymyślonym przez siebie, trochę dziwnym i niesamowitym, językiem. Kiedy nie ma zegarka zaczyna odmierzać czas w Szekspirach. Drugim ulubionym jej pisarzem, zaraz po Szekspirze, jest Edgar Allan Poe. Florence jest wrażliwą dziewczynką o dużej wyobraźni. Wierzy w czytane przez siebie historie i utożsamia z ich bohaterami. W międzyczasie, ze szkoły z internatem, gdzie sobie nie radził, zostaje do domu odesłany Giles. Należy znaleźć guwernantkę, która zadba o edukację chłopca.  Do Blithe House przybywa tajemnicza panna Taylor. Nowa guwernantka natychmiast wzbudza niepokój dwunastolatki. Dziewczynka uważa, że kobieta jest łudząco podobna do poprzedniej nauczycielki, panny Whitaker, która utonęła w pobliskim jeziorze. Złe przeczucia Florence nasilają się kiedy pewnej nocy staje się świadkiem dziwnych wydarzeń, we wszystkich lustrach dworu zaczyna dostrzegać postać panny Taylor i czuje, że jej bezpieczny świat zaczyna przesiąkać zapachem martwych lilii. 

Nasze poglądy na temat Florence zmieniają się wraz z upływem czasu i rosnącą liczbą przeczytanych stron. Z początku wciągając się w jej opowieść zaczynamy ją lubić i wierzymy jej. W miarę rozwoju akcji i następujących wydarzeń, zaczynamy sądzić, że dziewczynka jest chora psychicznie, postradała zmysły lub jest obłąkana, by potem, gdy poznajemy więcej faktów, jeszcze raz zmienić nasze zdanie. Samo zakończenie powieści jest także zaskakujące i niejednoznaczne. Nawet po jego przeczytaniu nie wiemy nic na pewno i pozostają w nas wątpliwości. W ten sposób autor umożliwia czytelnikowi własną interpretację jego powieści. Istotnym elementem "Siostrzycy" jest wymyślony przez Florence język. Nadaje on tej książce niepowtarzalny klimat i atmosferę, wciągając, a nie przeszkadzając w jej odbiorze. Spostrzegłem nawet, że w trakcie lektury i po jej zakończeniu zacząłem myśleć podobnym językiem jak Florence. Duże słowa uznania należą się tłumaczce powieści Karolinie Zarembie.

Czytając "Siostrzycę" miałem różne skojarzenia związane z moimi wcześniejszymi lekturami. O Edgarze Allanie Poe już wspomniałem. Odnalazłem poza tym nawiązanie do książki "W kleszczach lęku" Henry Jamesa, historii opowiedzianej z punktu widzenia guwernantki, a nie dziecka. Widać to szczególnie w sylwetkach głównych bohaterów: u Jamesa mamy Milesa i Florę, podczas gdy u Hardinga jest Giles i Florence. To, że nie jesteśmy niczego pewni, mamy lekki mętlik w głowie, otrzymujemy zaskakujące i niejasne zakończenie oraz rola jaką odgrywają biblioteka i książki, przypomniało mi "Złodziejkę" Sary Waters. Z pewnością porównań i nawiązań do innych utworów jest znacznie więcej, co daje tym większą przyjemność podczas lektury tej znakomitej książki, jednej z najlepszych jakie ostatnio miałem przyjemność przeczytać.

Na zakończenie cytat, który według mnie tłumaczy trochę postępowanie Florence:
"Któregoś dnia, będąc w wieży, uniosłam wzrok znad książki (...) i przez okno dostrzegłam gawrona, dziobiącego coś pośród śniegu. Scena ta doskonale ilustrowała osiągnięty przeze mnie stan umysłu. Idealnie biały śnieg, na tle którego czarny gawron jawił się niczym paskudna plama na świeżo wypranym prześcieradle - po raz pierwszy zrozumiałam, że nie istniało nic całkowicie dobrego lub całkiem złego. Na każdej stronie zdarzał się jakiś kleks, a tym samym żywiłam nadzieję, że każda ciemna noc kryła w sobie odległy promień światła."[s.45]

1 komentarz:

  1. Spokojnie można także potraktować tę książkę jako przewodnik po literaturze grozy (sugerując się tylko lekturami Florence) :)

    OdpowiedzUsuń