piątek, 1 czerwca 2012

Alfabet biblioteki (8) - Z jak zakończenie

Zakończenie książki jest, nie mniej, a może nawet bardziej, ważne od jej początku. Bardzo często po kilku latach od lektury książki wyleciała nam z głowy jej fabuła, imiona bohaterów, wiele istotnych szczegółów, ale prawie zawsze pamiętamy jak się książka skończyła. W przypadku kryminałów zapominanie jest nawet pożądaną rzeczą, inaczej nie będziemy mieć przyjemności przy powtórnej lekturze. Oczywiście najbardziej pamięta się te zakończenia, które  nas zaskoczyły. Mistrzem zaskakujących puent był w swoich opowiadaniach dla dorosłych czytelników Roald Dahl, np. zbiór opowiadań "Lamb to the Slaughter". Pamiętam także świetne i zaskakujące opowiadania i powieści pisarzy SF: Roberta Shekley'a ze zbioru "Pielgrzymka na Ziemię" i Philipa K.Dicka np. "Labirynt śmierci".


Zdarzało się także wiele razy, że nie zgadzałem się z autorem co do zakończenia jakie dał książce. Było zbyt nieprawdopodobne lub mało przekonujące. Przychodzi mi tutaj na myśl "Cień wiatru" Zafona czy "Szachownica flamandzka" Pereza-Reverte. Ale to przecież ich powieści i mają prawo do takich a nie innych zakończeń swoich dzieł. Inną jeszcze rzeczą jest smutne zakończenie, kiedy główny bohater umiera lub ginie tragicznie. Rozumiem, że jest to niezbędne dla dramaturgii opowieści, poruszenia ludzkich serc czy wreszcie dla prawdy przekazu, ale i tak często nie mogę się z tym pogodzić. Przyszła mi tutaj na myśl książka Johna Steinbecka "Myszy i ludzie", "Lalka" Prusa czy "Anna Karenina" Tołstoja, "Lot nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya, "Proces" Kafki. Mógłbym tak długo jeszcze wyliczać.

Często zdarza się także, że autor daje swojej książce otwarte zakończenie, pozostawiając duże pole dla wyobraźni i interpretacji czytelnika lub aby zostawić sobie możliwość kontynuowania opowiadanej historii. Mnie osobiście takie zakończenia denerwują. Owszem są interesujące, zmuszają do myślenia, ale nie zawsze pasują do opowieści. Co innego, gdy całe opowiadanie lub powieść są dziwne i niejednoznaczne. Tutaj przykładem mogą być powieści i opowiadania, zwłaszcza opowiadania Julio Cortazara, który wymagał od swojego czytelnika dużego zaangażowania i wykorzystania wyobraźni, bardzo często prowadząc z nim grę. Muszę przy tej okazji także wspomnieć Nabokova, który w swoich utworach, "miedzy słowami", pozostawiał liczne wskazówki i aluzje, pozwalające domyślać się zakończenia, często w ten sposób zwodząc czytelnika, był bowiem mistrzem mistyfikacji.

A co jeżeli autor, starając się urealnić swoją opowieść i wprowadzić pierwiastek przypadkowości, daje czytelnikowi do wyboru kilka różnych zakończeń. Ułatwia to czy utrudnia interpretację książki? Mnie osobiście wprawia w zakłopotanie. Mam trudności z wyborem tego właściwego, najlepszego zakończenia. Każde i żadne z nich nie jest dobre.

"Kiedy autor opatruje swoją powieść dwoma rozmaitymi zakończeniami(dlaczego dwoma, dlaczego nie stu?), czy czytelnik na serio wyobraża sobie, że "zaproponowano mu wybór" i że dzieło oddaje zmienną różnorodność rozstrzygnięć - jak w życiu? Taki "wybór" nigdy nie jest rzeczywisty, gdyż czytelnik musi przyswoić sobie obydwa rozwiązania. W życiu podejmujemy decyzję - albo decyzja kształtuje nas - i idziemy jedną drogą; gdybyśmy podjęli inną decyzję {...} znajdowalibyśmy się gdzie indziej. Powieść z dwoma zakończeniami nie odtwarza tej rzeczywistości; po prostu prowadzi nas dwiema rozbieżnymi ścieżkami. Jest to moim zdaniem odmiana kubizmu. I nie mam nic przeciwko temu; ale nie oszukujmy samych siebie co do istotnego sensu tej sztuczki. Jeśliby pisarz rzeczywiście chciał odtworzyć deltę życiowych możliwości, powinien zabrać się do tego inaczej. Do książki należałoby dołączyć zestaw zapieczętowanych różnobarwnych kopert. Każda musiałaby zostać wyraźnie oznakowana: tradycyjne szczęśliwe zakończenie; tradycyjne nieszczęśliwe zakończenie; tradycyjne częściowo szczęśliwe zakończenie; Deux ex machina; modernistyczne, dowolne zakończenie; zakończenie z końcem świata; zakończenie jak w serialu; zakończenie jak we śnie; zakończenie niejasne; zakończenie surrealistyczne i tak dalej. Człowiek miałby prawo do jednego tylko i musiałby zniszczyć wszystkie odrzucone przez siebie koperty. Oto jak sobie wyobrażam prawdziwe prawo wyboru zakończenia; ale można też uznać, że jestem niedorzecznie dosłowny".[1]

A Wy co o tym sądzicie? Jakie lubicie zakończenia książek? Czy lubicie być zaskakiwani przez autora? Czy czytając książkę macie ochotę zajrzeć na ostatnią stronę i poznać wcześniej jej zakończenie? Zdarza Wam się to? Podzielcie się ze mną swoimi doświadczeniami czytelniczymi i przemyśleniami, jeżeli macie oczywiście ochotę.

[1]  Julian Barnes "Papuga Flauberta", przełożył Adam Szymanowski, Świat Książki, 2011, s.99.

10 komentarzy:

  1. "Często zdarza się także, że autor daje swojej książce otwarte zakończenie, pozostawiając duże pole dla wyobraźni i interpretacji czytelnika" - wtedy sama "dopisuje" sobie zakończenie, tak jak mi pasuje. Niedawno czytałam... powieść kryminalną z otwartym zakończeniem. Kto zabił, a któż to wie? Nawet mnie to nie zdenerwowało, tylko rozbawiło.

    "A co jeżeli autor, starając się urealnić swoją opowieść i wprowadzić pierwiastek przypadkowości, daje czytelnikowi do wyboru kilka różnych zakończeń" - wtedy zwykle wybieram to pesymistyczne i tam gdzie inni czytelnicy mówią "przeżył", ja mówię "nie, wcale bo nie".

    "Oczywiście najbardziej pamięta się te zakończenia, które nas zaskoczyły" - było tego sporo, ale pierwsza na myśl przyszła mi "Paradyzja" Zajdla. Trochę się domyślałam, ale żeby aż tak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisarze lubią zaskakiwać, ale zbyt duże zaskoczenie może wywołać u czytelnika szok:) A co to był za kryminał, w którym nikt nie wie kto zabił?

      Usuń
  2. Polecam zakończenie "Planety małp" P. Boulle'a - ja byłem zaskoczony :-), a gwoli ścisłości co prawda zakończenie "Lalki" trudno nazwać optymistycznym bo przecież Rzecki umiera ale jednak sprawa śmierci Wokulskiego nie jest do końca przesądzona tak że cień nadziei pozostał (wykorzystany chyba zresztą został w kontynuacji "Lalki").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak słyszałem o tej książce "Alkaloid" zdaje się. Ja wolę chyba jednak jednoznaczne zakończenia i pozytywne. Ale bez przesady oczywiście:)

      Usuń
  3. jeśli chodzi o książkowe zakończenia to nie spotkałam się nigdy z więcej niż jednym zakończeniem, osobiście wolę te jednoznaczne końcówki, nic otwartego, chyba że planuje się napisanie kolejnej części, a jeśli chodzi o czytanie ostatniej strony... eh mam taką dziwną manierę, że czytam ostatnie zdanie, jeszcze przed przeczytaniem pierwszego, straszny nawyk, który często psuje przyjemność z czytania, ale co zrobić skoro ciekawość tak zżera od środka??

    a przenosząc twój wpis do filmowej rzeczywistości, muszę stwierdzić że od zakończenia szczególnie irytują w filmach z lat 40/50, ostatnio zaczęłam nawet kończyć seans 5 minut wcześniej, żeby się nie irytować niepotrzebnie ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Białej nocy miłości" Herlinga-Grudzińskiego są dwa różne zakończenia. I tego typu zakończeń ja nie lubię. Musi być jedno. Może być niejednoznaczne, otwarte, może być pesymistyczne.

      Usuń
    2. @Ania - To nie jesteś wyjątkiem z tym czytaniem ostatnich zdań. Też to często robię, do tego jeszcze zbieram ostatnie i pierwsze zdania, które mnie czymś zachwyciły. Wolę także jednoznaczne zakończenia:)

      @koczowniczka - Nie czytałem jeszcze tej książki Herlinga-Grudzińskiego, w takim razie zastanowię się przed jej lekturą. Mam podobne preferencje, z tym, że wolę jednak pozytywne zakończenia, ale niezbyt przesłodzone:)

      Usuń
  4. Przyznam szczerze, że lubię dobre zakończenia... Mimo wszystko. Ale lubię też mocną puentę, która sprawia, że jeszcze długo myślę o książce!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię słodkich i szczęśliwych happyendów. Pewnie dlatego, że w życiu takie słodkości trafiają się rzadko, o wiele rzadziej niż w książkach. Wolę zakończenia niejednoznaczne, otwarte, takie, o których mogę sobie jeszcze długo myśleć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam jeden bardzo zły nawyk i wiem, ze nigdy mi nie przejdzie - zawsze zaglądam na koniec, jak tego nie zrobię to jestem chora;) Lubię zakończenia w miarę logiczne, nie przesłodzone, ale też bez przesadnego okrucieństwa. Dobrze, gdy czasem( jeśli to pasuje do całej fabuły) autor zostawia nam na koniec mały znak zapytania, tak żeby czytelnik dostał małą sójkę w bok i myślał o lekturze dłużej. po prostu lubię dobrze, skomponowaną książkę;)

    OdpowiedzUsuń