sobota, 5 lipca 2014

"I ja jestem szmirusem"

Tadeusz Konwicki

"Drogi czytelniku, którego przez fałszywą kurtuazję nazywam powiernikiem. Drogi połykaczu cudzych słów. Drogi niezaspokojony leniu, co szukasz łatwych do strawienia piguł ulepionych z cudzych nieszczęść i trafów życiowych, z cudzych miłości i nienawiści, z cudzego piękna i cudzej szpetoty. Drogie medium wszystkich szczwanych wariatów, pyszałkowatych maniaków i zdradzonych półbogów.

Po co udajesz jakąś wyższość duchową, po co obnosisz się z ambicjami intelektualnymi, po co kłamiesz, że interesuje cię cała prawda o człowieku, dobra i zła? Przecież kochasz szmirę, sztuczne łzy, fałszywe dobro, ckliwe, oszukańcze uczucia, idiotyczne szczęśliwe zakończenia. Przecież łakniesz dwuznacznych plotek, smakowitych oszczerstw o małych znajomych i wielkich nieznanych, łakniesz ludzkiej intymności wywleczonej bezwstydnie przed twoje oczy. Jesteś szmirusem, mój drogi powierniku. I ja jestem szmirusem.

Ja też lecę zdyszany na film, w którym pokazują goliznę. Podkradam książki i czytam z wypiekami te stronice, na których piszą źle o znajomych. Rozkoszuję się komiksami i słodką muzyczką damskich zespołów młodzieżowych. Tak, tak, popłakuję często w kinie, gdy w sposób nierealny dobro zwycięża zło albo spotykają się usta nieszczęśliwych kochanków. Ja także opuszczam skwapliwie opisy przyrody w książkach i ambitne refleksje autorów, szukam jeno tych fragmentów rozjaśnionych dialogami. A niech no tylko ktoś zaśpiewa dziewczęcym głosem "Ave Maria", już okrutny szloch chwyta mnie jak kleszczami za gardło. Ja jestem cały z was.

Ale kiedy zostanę sam na sam z papierem, sam na sam z cienkim kawałkiem martwej, białej substancji, zachodzą we mnie dziwne procesy, nad którymi nie umiem zapanować. To znaczy, chcę być sobą, a więc całym z was, i nie mogę. Chcę opisywać od początku do końca samo dobro, a pisze mi się to dobro jakieś niezbyt dobre, dobro, z którego ciągle wyłazi zło. Pragnę pieścić się prostą i zrozumiałą fabułą, a tu ciągle przyplątują się jakieś dywagacje, jakieś niewczesne uogólnienia, które wszystkim, i mnie, i wam, psują krew. Usiłuję zwieńczyć rzecz szczęśliwym zakończeniem, a wychodzi jakieś takie nieszczęśliwe, więc je natychmiast poprawiam, upozytywniam i widzę, że jeszcze gorzej.

Kto wodzi moją ręką po papierze? Jaka to zła siła mnie, waszego lokaja, pochlebcę i pielęgniarza, kieruje przeciwko wam, rozkazuje czynić przykrości, obrażać uczucia, rozwścieczać bezkarną hucpą? Co to za wszechmocne bóstwo ustawia mnie przeciw mnie?" [s.182-183]

Tadeusz Konwicki "Kalendarz i klepsydra", Czytelnik, Warszawa 2005, s. 363.

2 komentarze:

  1. I ja mam tę książkę na półce! Lepszej zachęty mi nie trzeba:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic dodać, nic ująć. Obok W. Myśliwskiego, właśnie T.Konwicki stał się moim ulubionym polskim autorem.W ubiegłym roku zacząłem czytać ponownie (lub po raz pierwszy) jego książki i coraz bardziej fascynuje mnie ich specyficzny, wyjątkowy świat.

    OdpowiedzUsuń