"Rozmowa z nieobecnym, list jest zasadniczym wydarzeniem samotności. Prawdę o autorze odnaleźć można raczej w korespondencji niż w jego dziełach. Dzieło najczęściej jest maską.
Wymiana korespondencji daje próżniakowi
złudzenie aktywności. Nic mu nie pochlebia bardziej niż codzienne
pójście na pocztę z listem. Przez długi czas prowadziłem bezprzedmiotową
korespondencję z wszelkiego rodzaju pomyleńcami. Zwłaszcza jednak
korespondencja z kobietami, zrównoważonymi lub nie, ma w sobie coś
ekscytującego - nigdy nie wiadomo, do czego zaprowadzi. Trochę więcej
niż rok temu regularnie otrzymywałem od pewnej pani listy pełne
niesłychanych pochwał, patetycznych hołdów, które wręcz mnie
zawstydzały. Nie znałem jej i nie miałem najmniejszej ochoty, by ją
poznać. Pewnego popołudnia, w nagłym przystępie zniechęcenia, poczułem
raptem potrzebę przyjemnych i pokrzepiających kłamstw, zdolnych wyrwać
mnie z sideł podstępnych i przekonujących argumentów mojej pogardy wobec
siebie. Tak więc zadzwoniłem do rzeczonej damy. Pierwsza niespodzianka:
uwodzicielski, ujmujący głos. Powiedziałem, że byłoby mi miło, gdybyśmy
mogli się spotkać i porozmawiać. Po godzinie stała pod moimi drzwiami.
Widząc ją, wybuchnąłem śmiechem, który jednak wcale nie wprawił jej w
zakłopotanie. Była stara, drobna, niska, niemalże karlego wzrostu,
dziwacznie ubrana i – szczyt wszystkiego – w ciemnych okularach.
Zaprosiłem ją do środka i pozwoliłem jej mówić. Przez cztery godziny, na
stojąco, opowiedziała mi całe swoje życie - gwałtownie gestykulując i
nie szczędząc szokujących szczegółów (nie pominęła niczego, nawet nocy
poślubnej), z niezrównanym talentem i w języku raz dosadnym, raz
wyrafinowanym, mówiła rzeczy, które sprawiały, że co rusz przechodziłem
od rozrzewnienia do konsternacji i od obrzydzenia do empatii. Jaka
szkoda, że jestem jedynym widzem, któremu dane jest delektować się tymi
wszystkimi błahostkami i okropnościami! – powtarzałem sobie w duchu.
Zbyteczne dodawać, że pozostałem oniemiały przez cały wieczór. Czemu
zawdzięczam swój udział w tak niezwykłym przedstawieniu? Mojej
chorobliwej ciekawości ludzi, mojej manii pisania i odpisywania na
listy. Teraz nie mogę już liczyć na tę manię: opuściła mnie, jej brak
zaś, dużo bardziej niż jakiekolwiek inne symptomy, pozwolił mi
zrozumieć, że odtąd muszę się zadowolić wstydliwą rolą człowieka, który
wciąż żyje".
Źródło: Kocham, lubię, szanuję
Źródło: Kocham, lubię, szanuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz