poniedziałek, 7 kwietnia 2014

"Jarmark sensacji" Egon Erwin Kisch


Wstyd się przyznać, ale jeszcze do niedawna Egon Erwin Kisch był mi zupełnie nieznany. Nie czytałem ani jednej jego książki. Chyba nawet jego nazwisko nie obiło mi się nigdy o uszy. Czysta nie zapisana karta. Nie mam pojęcia jak to się mogło stać. Na szczęście już naprawiłem swój błąd dzięki Wydawnictwu Agora, które w Bibliotece Gazety Wyborczej w nowej serii Reporterzy dużego formatu wydało "Jarmark sensacji" Egona Erwina Kischa.

Kim był Egon Erwin Kisch i dlaczego powinno się znać jego nazwisko? Otóż E.E.K. to najsłynniejszy reporter pierwszej połowy XX wieku, uważany za jednego z najwybitniejszych reporterów w historii światowego dziennikarstwa. Do inspiracji jego twórczością (napisał aż 34 książki) przyznawali się najwięksi polscy reporterzy, m.in. Ryszard Kapuściński. Powszechnie uważa się, że Kisch był dla światowego reportażu tym, kim Kafka był dla prozy, przez niektórych nazywany był nawet poetą faktu. Był pochodzenia żydowskiego, posiadał obywatelstwo austro-węgierskie, a potem czechosłowackie. Urodził się, przez dużą część życia mieszkał i zmarł w Pradze. Temu miastu poświecił także znaczną część swojej twórczości. Kisch pisał w języku niemieckim, chociaż biegle znał również język czeski. Przez pewien okres życia mieszkał też w Niemczech. Wszystko to razem sprawiło, że jest uważany za pisarza należącego zarówno do literatury niemieckiej, czeskiej, jak i austriackiej. Sam często uważał się za obywatela świata. E.E.K. był bardzo interesującą i nietuzinkową postacią.  Jako reporter miał "nosa" i niebywałe szczęście. Od tytułu jednego z jego zbiorów reportaży zatytułowanego "Szalejący reporter" do dziś w Czechach dodaje się do nazwiska Kischa przydomek „Szalejący”. Charakteryzowała go nieprzeciętna inteligencja i można by rzec, że aż chorobliwa ciekawość. W "Jarmarku sensacji" tak pisze o sobie:
"Gdziekolwiek byłby mnie zagnał przypadek, miejsce to stałoby się w każdym razie wkrótce oknem na świat; dbałaby o to najsilniejsza z moich cech: ciekawość. Podobnie jak inni ludzie budzą się ze snu w momencie niebezpieczeństwa, tak ja się budzę, ponieważ nie wiem, kim jest osoba poruszająca się we śnie na drugim planie. Nie mogę jechać tramwajem, nie ustaliwszy, jaką książkę czyta pan w przeciwległym kącie. Śledzę jakąś parę na przestrzeni kilku ulic, aby dowiedzieć się, jaką mową się posługuje. Zaglądam do obcych okien, czytam wszystkie szyldy w domu, w którym mam złożyć wizytę, przetrząsam cmentarze w poszukiwaniu znanych nazwisk. Obojętnych mi ludzi pytam o ich życie. Niezwykłe nazwy ulic zmuszają mnie do zbadania, czemu się tak nazywają. Przetrząsnąłbym każdą rupieciarnię i każdy stos starych papierów, każde "wstęp wzbroniony" nęci do wstępowania, wszystko, co tajemnicze - do śledzenia". [s.84]
Egon Erwin Kisch
Kisch jako reporter zaczynał od notatek w rubrykach kryminalnych praskich gazet "Prager Tagblatt" i "Bohemia". Z racji swojego zawodu miał częsty kontakt z praskim półświatkiem a nawet światem przestępczym, opisując w swojej gazecie kradzieże z włamaniem, podpalenia, bójki prostytutek itp. Wiele z tych doświadczeń wykorzystał później w swoich tomach reportaży "Z praskich ulic i nocy" z 1912, "Przygody w Pradze" z 1920, a także w swojej powieści "Opiekun dziwek" z 1914, opowiadającej o środowisku praskich prostytutek i sutenerów. Kisch poznał też środowisko artystyczne Pragi, zarówno niemieckie jak i czeskie. Wśród literatów, z którymi spotykał się w praskich kawiarniach i gospodach, byli m.in Rainer Maria Rilke, Max Brod, Franz Kafka i Jaroslav Hašek, autor "Przygód dobrego wojaka Szwejka", z którym łączyła go długoletnia przyjaźń. Opowieści tam zasłyszane spożytkował później w wielu swoich reportażach literackich, np. słynnym opowiadaniu o praskiej prostytutce "Wniebowzięcie Szubienicznej Toni", które znajduje się także w omawianej przeze mnie książce "Jarmark sensacji". Aby napisać dobry reportaż Kisch był w stanie zrobić wiele. Tak o tym pisze w tekście zatytułowanym "O reportażu":
"Tłoczyłem się z masą ludzi pragnących się ogrzać, czekałem wraz z głodnymi w kuchni ludowej na zupę dla biedoty, z bezdomnymi spałem w nocnym przytułku, z bezrobotnymi rąbałem lód na Wełtawie, z flisakami płynąłem do Hamburga, statystowałem w teatrze, z orszakiem proletariatu w łachmanach ciągnąłem do okręgu Žatec na zbiory chmielu oraz byłem pomocnikiem hycla. Jeśli były przeszkody, odnotowywałem je, a były one często bardziej godne uwagi aniżeli sam temat". [s. 263]
"Jarmark sensacji" to, jak pisze we wstępie do książki Mariusz Szczygieł, coś więcej niż reportaż, a trochę mniej niż autobiografia, czyli coś w rodzaju autoreportażu. Teksty Kischa napisane są niezwykle obrazowym, prawie poetyckim językiem. Nie ma w tym jednak przesady, która przeszkodziłaby czytelnikowi w odbiorze lub przesłoniła fakty. Na swój styl Kisch wpadł podczas pisania pierwszego reportażu z pożaru młynów, o czym pisze w tekście zatytułowanym "Debiut przy pożarze młynów". Na miejsce dotarł późno, brak mu było doświadczenia i nie potrafił zebrać wszystkich ważnych szczegółów i faktów dotyczących pożaru. Musiał jednak coś napisać. Jego uwagę zwróciła obserwująca pożar grupa bezdomnych. Zainteresował się nimi i zaczął, z wykorzystaniem swojej wyobraźni, opisywać ich życie i historię. Myślał, że poniósł porażkę i nie sprawdził się jako reporter. Oczekiwał natychmiastowego zwolnienia z pracy reportera. Okazało się jednak, że to co napisał, właściwie zmyślił, było dużo prawdziwsze od relacji innych reporterów, które i tak się różniły co do faktów i szczegółów dotyczących przebiegu pożaru. Czytelnicy byli zachwyceni jego reportażem, uwierzyli w to co napisał. I tak oto fikcja okazała się bardziej wiarygodna od prawdy.

Teksty Kischa są przemyślane, nie ma tam właściwie zbędnych słów. Kisch pisał bardzo inteligentnie, zajmująco i dowcipnie. Widać, że miał duże poczucie humoru, ponieważ potrafił śmiać się także z samego siebie. Lubił pisać o sobie, być jednym z bohaterów swoich reportaży. Trzeba przyznać, że jako reporter miał dużo szczęścia, udało mu się bowiem w niemal niewiarygodny sposób rozwiązać kilka naprawdę poważnych spraw kryminalnych, nie wspominając już o słynnej swego czasu aferze szpiegowskiej z udziałem pułkownika Alfreda Redla ("Jak się dowiedziałem, że Redl był szpiegiem"). Nie brak też wśród autoreportaży E.E.K. rzeczy poruszających, jak np. "Matka mordercy", gdzie mamy opowieść starej kobiety, która w obronie syna wyznaje, że to ona jest morderczynią i przyczyną wszelkiego zła, czy wręcz wstrząsających, jak np. "Reporter zostaje żołnierzem", gdzie opisał całą prawdę o wojnie. Brał udział w bitwie, właściwie chaotycznej ucieczce, w której zginęło, utonęło lub zostało rozszarpanych granatami, 3000 żołnierzy austro-węgierskich. On sam cudem przeżył. Widział rzeczy, o których nikt potem nie napisał w gazetach, a to co można było w nich przeczytać, było śmiechu warte i niezgodne z prawdą. Nie wszystko jest jednak takie ponure. W tej książce znajdziemy dużo humoru, jak choćby w kończącym ją, chyba najśmieszniejszym tekście trochę w stylu Jarosława Haszka pt. "Stacja wyjściowa", w którym Kisch śmieje się ze swojego nazwiska, rzekomo pochodzącego z Węgier, oraz z samych Węgrów.


"Jarmark sensacji" przeczytałem naprawdę z dużą przyjemnością. Książkę czyta się znakomicie, nic się nie zestarzała, pomimo upływu 72 lat od jej napisania (wydana została w Meksyku w 1942, gdzie E.E.K uciekł przed nazistami). Stanowi ona nieocenione źródło informacji o tamtych ciekawych czasach. Osobiście bardzo lubię ten okres w historii Europy. Lubię także Czechów, którzy potrafią mówić i pisać nawet o najpoważniejszych sprawach z pewną charakterystyczną i niepowtarzalną nutą ironii, czego nie potrafią inne narody. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Egona Erwina Kischa uważam za bardzo udane i z dużą radością sięgnę po kolejne książki jego autorstwa.

Egon Erwin Kisch "Jarmark sensacji", przełożył Stanisław Wygodzki, wstęp Mariusza Szczygła, Wydawnictwo Agora, Biblioteka Gazety Wyborczej, Reporterzy dużego formatu, wydanie III, Warszawa 2014, s. 288.

4 komentarze:

  1. Ja także do niedawna zupełnie nie wiedziałam, kim jest E.E. Kisch. Ale koleżanka ze studiów podarowała mi "Jarmark sensacji" i po przeczytaniu kilku fragmentów stwierdzam, że chętnie poznam całą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałbym mieć taką koleżankę :) Niektóre teksty "Jarmarku" czyta się jak "Stulecie detektywów" Jurgena Thorwalda. Nabrałem apetytu na ponowną lekturę tej książki. A z E.E.K. chciałbym jeszcze się spotkać nie raz, bo podoba mi się jego sposób pisania i poczucie humoru :)

      Usuń
  2. Nie mam takiej koleżanki, ale na szczęście mam kolegę, który "W zaciszu biblioteki" napisał mi, jak bardzo warto przeczytać tę książkę. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń