Katherine Mansfield, 1915 rok. |
List Katherine Mansfield do Dorothy Brett
Hampstead. Środa. 1 stycznia 1919 roku
Mieliśmy
cudowne święta: pończochy, drzewko, ozdoby, strzelające cukierki,
pudding, napoje — mocne i obfite. Dostawaliśmy i wysyłaliśmy paczki, a
Murry był w takim usposobieniu, jakby od Wigilii do drugiego dnia świąt
nie zdejmował bibułkowego kapelusza. (Był to wielki czerwonożółty
motyl). Stopniowo, pod wpływem wina i chińskich przysłów postanowiliśmy
bawić się w szarady — Kot, Gertler, Campbell itp. Ach, jak mi było
przyjemnie! Jak ja ich wszystkich kochałam! Poruszali się i błyszczeli
niby świeczki na najciemniejszym, najbardziej tajemniczym drzewku.
Chciałam im powiedzieć: „Bądźmy zawsze tacy jak teraz, nie budźmy się
nigdy, bo zobaczymy, że wszystko minęło".
Raz
jeszcze przekonałam się, jakie życie może być radosne i czarujące,
zobaczyłam, że jeszcześmy się nie zestarzeli, że krew wciąż żywo krąży
nam w żyłach. Potrafimy się śmiać. Czerwone krzesła zamieniliśmy w
statek piratów, Koteliański włożył mufkę na głowę, a Campbell uwiązał
sobie pod szyją słomiankę. Czyż nie można by tego częściej urządzać?
Życie należałoby dzielić między pracę a zabawę — prawdziwą zabawę. Nie
powinniśmy siadywać po kątach, skończywszy pracę. Czuję, że moje gorące
pragnienie szczęścia nie da się nigdy ugasić.
Rozwarto
wreszcie bramy mego więzienia — wolno mi wychodzić. Znalazłam
człowieka, który mnie wyleczy. Ale mówi, że nie mogę jechać do
Szwajcarii, natomiast z wiosną powinnam wyruszyć gdzieś do
podzwrotnikowego klimatu, na przykład na Majorkę lub Korsykę.
Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że Cię skuszę i że odwiedzisz mnie w
małym domku, gdzie przed progiem rosnąć będzie figowe drzewo i
daktylowa palma. Wiwat życie! Nie wysyłam do Ciebie listu tylko
okrzyk, abyśmy naprawdę spędziły razem część Najzupełniej Nowego Roku.
Katherine Mansfield, Listy, tłum. Maria Godlewska, Czytelnik 1978, s. 169–170.
Katherine Mansfield już mnie porwała i to dzięki Tobie. Zamówiłam wszystko co było możliwe do kupienia w antykwariacie - nie jest tego dużo. Uwielbiam takie wnikliwe opisy, rozdrapywanie najmniejszej emocji. "Wiwat życie!" Wiwat Katherine Mansfield! Za podobny styl i drobiazgową obserwację, wewnętrzną i zewnętrzną, bardzo cenię Francoisa Mauriaca. Szczególnie widać to w jego pamiętnikach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Witaj Ewo w Klubie Katherine Mansfield! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, traktuję trochę ten blog jako misję, propaguję to co często niesłusznie jest nieznane lub zapomniane. Osby, które lubią K.M. nadają na specjalnej długości fal, dostrzegają i zachwycają się tym, czego inni by nie zauważyli, byli by obojetni lub najczęściej znudzeni. Francoisa Mauriac - znowu tylko znane nazwisko, które mi niewiele mówi, poszukam, sprawdzę. Nie znam innych pisarzy podobnie odczuwajacych jak K.M., no może znalazło by się kliku poetów. "Nie jest tego dużo" - umarła młodo, nie zdążyła wyrazić i napisać wszystkiego co chciała. wiedziała, że jest poważnie chora, że wkrótce może umrzeć, stąd jej sposób patrzenia, zachwyt i radość z każdej przeżytej chwili życia. Pisała wspaniale, osobiście nie czytałem nigdy piekniejszych listów, w dzisiejszych czasach, erze maili i sms-ów, odeszły w zapomnienie. "Listy" róznią się znacznie od "Dziennika", w swoich listach K.M. kokietuje, uwodzi czytelnika. "Dz9iennik" to zapis chwil, sytuacji, często trudnych, czasami próbki krótkich form, takie mini opowiadania, służył jej jako narzędzie do rozwoju techniki, stylu, jako taki poligon. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNawiązując do tego, co piszesz, Zbyszku - rzeczywiście, listy Katherine zestawione z dziennikiem wydają się trochę "na pokaz" (choć to nie do końca właściwe słowo, zbyt negatywnie się kojarzy). Za to w dzienniku niekiedy pozwala sobie na prawdziwe emocje, na wyrażenie jak bardzo ciąży jej niemoc spowodowana chorobą. Są szkice utworów, owszem, ale większość w tym dzienniku kończyła swój żywot, bo nie starczyło sił, by je rozwinąć. Osobiście pamiętam, że serce mi pękało kiedy śledziłam tę jej bolesną litanię "Tak bym chciała pisać, ale nie mogę, jestem zbyt słaba, nie mam siły". Niesamowite przeżycie!
UsuńTo prawda, tego typu zdania pojawiają się co jakiś czas. Najbardziej chyba przejmujący i pełny opis jej choroby, stanu, sytuacji znajduje się, chyba, w ostatnim wpisie, wspaniałym, ale jakże przejmującym, w którym zwraca się do Johna M. Murry'ego, mówi rzeczy, o których dotąd milczała, które być może były tabu między nimi, bała się otwarcie o nich powiedzieć. Szkoda, że jej się nie udało, że umarła tak młodo i tak mało po sobie pozostawiła, bo to co mamy jest wspaniałe.
Usuń