środa, 12 kwietnia 2017

"Kupcy wenusjańscy" Frederik Pohl


"Kupcy wenusjańscy" Frederika Pohla, to książka (właściwie mini-powieść), którą przeczytałem po raz pierwszy wiele lat temu, jeszcze pacholęciem będąc. Czytałem ją wtedy z wypiekami na twarzy, nie mogąc oderwać się od niej. Z racji niewielkiej objętości, chciałem ją jak najszybciej skończyć, doczytać do końca. To przez tę książkę nie poszedłem w kolejkę aby stać po cukier, jak mi kazała mama. Przez tę książkę musieliśmy przez miesiąc pić niesłodzoną herbatę. A dzisiaj, po ponownej lekturze? Co mogę sensownego powiedzieć? To już nie jest to samo. Jestem dużo starszy, za mną setki przeczytanych książek. Nie tak łatwo mnie zadowolić, widzę różne braki, chwyty, uproszczenia.

„Kupcy wenusjańscy i inne opowieści”, tak brzmi dokładnie tytuł ostatniego piątego tomu Sagi o Heechach, zawiera oprócz tytułowej krótkiej powieści jeszcze dziewięć opowiadań. Z tego zbiorku posiadam niestety tylko mini-powieść, dlatego do niej się ograniczę. "Kupców wenusjańskich" można czytać według mnie zarówno jako wstęp (prequel) jak i kontynuację cyklu Gateway Frederika Pohla, będącego jednym z najważniejszych cykli w dziejach science-fiction. Ja potraktowałem to opowiadanie jako wprowadzenie i rozgrzewkę przed głównymi częściami cyklu. Jak już wspomniałem powyżej ponowna lektura po latach nie przyniosła mi już takiej przyjemności, być może miałem za duże oczekiwania, a może dawne rzeczy pamięta się lepiej niż na to zasługują. Jestem też po lekturze "Marsjanina" Andy'ego Weir'a, książki opartej, no może poza jednym czy dwoma wyjątkami, na prawdziwych i sprawdzalnych faktach naukowych, a nie sytuacjach wydumanych i wyciągniętych z kapelusza.

Cała opowieść byłaby banalna i mało ciekawa, gdyby nie Heechowie, obcy którzy wiele tysięcy lat temu odwiedzili nasz układ słoneczny i to co po sobie pozostawili. Najważniejszą rzeczą przez nich zostawioną jest odkryta przez ludzi asteroida wypełniona statkami kosmicznymi zaprogramowanymi do lotu w różne rejony Galaktyki. Ale to już temat kolejnych tomów cyklu. Inne artefakty Heechów także są bardzo interesujące, ponieważ posiadali oni zaawansowaną technologię i wyprzedzali nas w rozwoju technicznym. Sporo ze znalezionych artefaktów, maszyn i przedmiotów, być może tak naprawdę śmieci Heechów, działa nadal i przedstawia wielką wartość, także finansową. Dlatego też ludzie chcąc wzbogacić się przybywają z Ziemi na Wenus i próbują w tunelach jakie Heechowie po sobie pozostawili znaleźć cenne artefakty. 

Bohaterem "Kupców wenusjańskich" jest Audee Walthers, lokalny przedsiębiorca, przewodnik i kierowca kapsuły powietrznej, który bardzo potrzebuje dużej sumy pieniędzy. Jest też czarny charakter, Ziemniak (tak nazywa się przybyłych z Ziemi), Boyce Cochenour i oczywiście piękna dziewczyna, jakże by inaczej, Dorota Keefer. Wyruszają wspólnie na poszukiwania, a jak to się skończyło musicie przeczytać sami, ponieważ nie chcę nikomu psuć przyjemności. Dlatego też powiem tylko, że narracja jest w pierwszej osobie, co bardzo lubię. Audee Walthers opowiada swoją historię z humorem i subtelną ironią. Akcja powieści toczy się szybko, jej zwroty następują w odpowiednich momentach, a czytelnik nie ma czasu by się nudzić. Gdzieś w tle ciągle przewijają się duże sumy pieniędzy, życie na Wenus jest bardzo drogie, dużo kosztuje także całkowita opieka medyczna, ubezpieczenie, wymiana organów, dobry stan zdrowia. No i jest jeszcze oczywiście zakończenie, zaskakujące, jak to zwykle w wielu utworach sf bywa. Jednym słowem warto przeczytać jako przystawkę przed głównym daniem (dużo bardziej złożonym i smakowitym) lub też jako deser, to już jak kto woli. A ja właśnie zabieram się za główne danie. Smacznego!

Frederik Pohl "Kupcy wenusjańscy i inne opowieści", tłumaczenie Jolanta Pers, Solaris, 2003, s.200.

3 komentarze:

  1. ... coś nie pasuje mi ta opowieść o cukrze. Może się mylę (ale raczej nie :) ale pierwsze tłumaczenie ukazało się już po tym jak PRL dokonał swojego żywota. Ale to, że fantastyka pozwalała przenosić się w tamtych latach w zupełnie inne światy, uczyła myślenia i szukania pęknięć i oszustw w otaczającej rzeczywistości - TO SZCZERA PRAWDA. Tak nawet wydaje mi się, że literatura była także jednym z czynników, który pomagał obalać system. Przy dzisiejszym czytelnictwie - opozycja nie wydałaby spośród siebie tylu walczących.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był to rok 1987, zatem chyba się nie mylę, no może to nie był cukier tylko papier toaletowy, w każdym razie artykuł pierwszej potrzeby.... :)

      http://www.encyklopediafantastyki.pl/index.php?title=Saga_o_Heechach

      Oczywiście, że tak, bez literatury podziemnej, drugiego obiegu?, raczej niemożliwe. Mało prawdopodobne. Dzisiaj: zadowoleni, nastawieni konsumpcyjnie do życia, bez zainteresowań. Książki były jedną z niewielu dostępnych rozrywek, ale jak rozwijały wyobraźnię.

      Usuń
  2. Powroty do książek z dzieciństwa są często ryzykowne, bo to zderzenie wspomnień odbioru dziecięcego z odbiorem dorosłym bywa bolesne - i nie każda książka to wytrzymuje. Dla mnie takim nieudanym powrotem była na przykład filmowa wersja "Panny Nikt": końcówka podstawówki - łał, genialny film!; studia - rany boskie, co za bzdet i jeszcze tak krzywdzący (też ostrzej już ocenianą) książkę.

    W gruncie rzeczy u mnie najlepiej z takich powroto-powtórek zdają egzamin książki dla dzieci. Odkrywam często, że są to też świetne tytuły dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń