poniedziałek, 29 września 2014

John Scalzi "Czerwone koszule" (recenzja)


Ktoś tam w niebie musi naprawdę dbać o dobór moich lektur, albo mam po prostu niewiarygodne szczęście, ponieważ co rusz trafiają w moje ręce znakomite i wyjątkowe książki. Kolejną z nich jest powieść Johna Scalziego "Czerwone koszule", będąca (tylko pozornie) czymś w rodzaju parodii lub pastiszu telewizyjnych seriali science-fiction. 

Właściwie chodzi tutaj głownie o jeden serial, klasyczny już dla tej konwencji, mający swoich fanów i dla wielu kultowy, a mianowicie Star Trek. Jego popularność, znaczenie dla popkultury oraz towarzyszący mu przemysł można chyba jedynie porównać z innym cyklem filmowym SF, "Gwiezdnymi wojnami". Z serialu Star Trek weszło na stałe do języka angielskiego wiele wyrażeń, idiomów i terminów. Tak stało się właśnie z tytułowymi "czerwonymi koszulami", terminem, który stał się synonimem postaci dalekiego planu, wprowadzanych do scenariusza tylko po to, by swoją nagłą lub tragiczną śmiercią wywołać efekt dramatyczny i przyciągnąć uwagę widzów. Mam nadzieję, że tym co dotychczas napisałem nie zniechęciłem i nie odstraszyłem potencjalnych czytelników tej powieści, szczególnie takich, którzy nie czytują lub wręcz nie znoszą SF. Była by to wielka  szkoda, bowiem "Czerwone koszule" są książką nietuzinkową, głęboką, nie stroniącą od zagadnień natury filozoficznej i egzystencjalnej oraz wielowymiarową, dającą się odczytywać na kilku poziomach. 

Głównymi bohaterami powieści, tytułowymi "Czerwonymi koszulami", są rekruci rozpoczynający służbę na "Nieustraszonym", okręcie flagowym Unii Galaktycznej. Wśród nich zaś wyróżnia się podporucznik Andrew Dahl, który postanawia rozwiązać zagadkę dziwnego zachowania się doświadczonych, starszych rangą członków załogi, którzy notorycznie chowają się w różnych zakamarkach okrętu, byle tylko uniknąć uczestniczenia w misjach zwiadowczych. Chcą po prostu i zwyczajnie przeżyć, bowiem każda taka misja kończy się jatką wśród szeregowych żołnierzy. Odkrycie prawdy zaskakuje nie tylko Andrew Dahla, ale także każdego czytelnika. Książka nie wygląda na taką jaką jest w rzeczywistości. Do tego błędnego wrażenia dokłada się jeszcze ilustracja na okładce, która sama w sobie może nie jest wcale zła, ale nie oddaje niestety treści książki.

Książka Scalziego jest bardzo złożona, dlatego mam obawy czy uda mi się opisać wszystkie jej tematy, motywy i aluzje. Pierwsza i najbardziej narzucająca się rzecz, to oczywiście wspomniane już przeze mnie nawiązanie do Star Treka i innych seriali telewizyjnych science-fiction. Autor wyśmiewa się trochę ze sposobu ich pisania przez scenarzystów oraz zawartych w nich głębi intelektualnych. Najzabawniejsze jest zaś to, że sam Scalzi pracował przy produkcji takiego telewizyjnego serialu fantastyczno-naukowego pt. "Gwiezdne wrota. Wszechświat". W "Czerwonych koszulach" mamy sporo typowych dla wczesnej klasycznej SF elementów, są tutaj zatem walki statków kosmicznych, jest unia galaktyczna, akademia oficerska, eksploracja kosmosu, rozmaite rasy i ich religie, bunt robotów, stwory kosmiczne takie jak np. borgowiańskie czerwie pustynne (to  oczywiście ukłon autora w stronę "Diuny" Franka Herberta), rekiny lodowe czy wirus merowiańskiej dżumy. Z innych motywów należy wymienić podróże w czasie i wzajemne przenikanie się światów równoległych, z którymi związanych jest jak zwykle kilka naukowych paradoksów.

Jak już wcześniej wspomniałem, powieść "Czerwone koszule" wprowadza początkowo czytelnika w błąd, jest bowiem wielowymiarowa i może być odczytywana na kilka sposobów. Zaczyna się jak typowa fantastyka przygodowa z zagadką w tle. Potem zauważamy, że opowiadana historia jest jedynie pastiszem lub parodią takiej fantastyki, że mamy tutaj znakomitą zabawę konwencją, by na koniec stwierdzić, że autorowi chodziło o coś innego, o wiele bardziej istotnego, i że jego książka ma tak naprawdę poważniejszą wymowę. "Czerwone koszule" należą też w pewnym sensie do literatury postmodernistycznej, mamy tam bowiem postacie fikcyjne, rozważające swoją autentyczność w stosunku do innych postaci, także fikcyjnych, pytające o to gdzie jest i czym jest rzeczywistość, poszukujące autora scenariusza, jakim jest ich życie. W powieści padają nawet terminy autotematyczności i metaliterackości. Na najgłębszym zaś poziomie analizy można "Czerwone koszule" interpretować jako powieść o sensie bytu, podejmowaniu wyborów, poszukiwaniu własnego "ja" oraz o wyjątkowości każdej istoty ludzkiej. Warto na koniec dodać, że cała właściwie książka przesiąknięta jest humorem (co jest zresztą dosyć rzadkie w dziełach literatury SF, szczególnie polskiej produkcji), który podczas jej lektury może nie powodował u mnie gwałtownych wybuchów śmiechu, ale czytając ją cały czas uśmiechałem się.

"Czerwone koszule", pomimo, że traktują o poważnych sprawach, często natury filozoficznej, czyta się szybko i przyjemnie. Autorowi udało się zaskoczyć czytelnika i dokonać rzeczy z pozoru niemożliwej, połączyć 2 w 1, literaturę rozrywkową z tą o głębszej tematyce. John Scalzi napisał znakomitą książkę, która może się podobać zarówno fanom literatury SF, miłośnikom telewizyjnych seriali fantastyczno-naukowych, jak i tym, którzy szukają czegoś ambitniejszego i wolą poważniejszą literaturę. Mnie osobiście lektura tej książki, ze względu na jej złożoność, obecny w niej humor oraz lekki język, sprawiła dużo radości. Z pewnością będę jeszcze do niej nie raz wracał, bo "Czerwone koszule", to książka do wielokrotnego czytania. Cieszę się, że nadal powstają dobre książki SF, które potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć.

Fot. Athena Scalzi
John Scalzi (rocznik 1969) światowy rozgłos zdobył powieścią "Wojna starego człowieka", która, podobnie jak kolejne dwie pozycje z zapoczątkowanej przez nią serii, była nominowana do Nagrody Hugo. Pełnił funkcję przewodniczącego Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Science Fiction i Fantasy. Jego książki, poza wartką akcją i doskonale skonstruowanymi postaciami, charakteryzuje ogromne poczucie humoru, przywodzące na myśl najlepsze powieści Harry’ego Harrisona. "Czerwone koszule" otrzymały Nagrodę Hugo dla najlepszej powieści SF 2013 roku.

John Scalzi "Czerwone koszule", przełożył Marcin Wawrzyńczak, Wydawnictwo Akurat, Warszawa 2014, s. 336.

8 komentarzy:

  1. Tymi głębszymi pokładami mnie do powieści zachęciłeś, choć etykietka sf raczej nie działa na mnie jak magnes. ;-)
    Tak czy owak najważniejsze, że czytasz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka mnie bardzo zaskoczyła, oczywiście pozytywnie. Samą fantastykę pewnie bym przełknął, z bólem, ale okazało się na szczęście, że to coś głębszego. Szkoda, bo być może właśnie etykietka fantastyki odstrasza wielu czytelników, plus okładka :)

      Z moim czytaniem jest lepiej, chociaż szaleństwa nie ma, tylko 14 tytułów jak do tej pory. Kryzys czytelniczy mam już jednak za sobą, czytam tylko to co sprawia mi przyjemność :)

      Usuń
    2. Tylko 14? Nigdy nie liczyłam, ile książek przeczytałam, na pewno mniej niż Ty. :)

      Usuń
  2. Okładka jest też trochę pastiszowa, na wzór tych wszystkich plakatów filmowych, gdzie trzeba koniecznie pokazać mięśniaka, koniecznie z bronią, i koniecznie kobieta gdzieś w tle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zbychu, kiedy ja zdążę przeczytać wszystko, co polecasz?! A Ty może jednak zwolnij z tym czytaniem ;-)

    A tę książkę muszę przeczytać koniecznie, bo brakuje mi ostatnio takiej literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, powiem więcej, mam przekonanie graniczące z pewnością, że ta książka i ten autor przypadliby Ci do gustu :)

      Usuń
  4. Kurczą, a mi chociaż czytało się "Czerwone koszule" przyjemnie to jakoś szczególnie zachwycony nie jestem. Nie było tutaj tego efektu wow. Zabawa konwencją wydawała mi się tutaj pustym gestem, grą autora, ale bez specjalnego znaczenia, tak jakby autor chciał coś przekazać, a i tak utonął w popkulturowej płyciźnie, (która nie jest czasem zła - w momencie gdy nie udaje, że jest czymś więcej niż popkulturową płycizną). Ciężko mi to wyjaśnić, bo warsztatu poznawczo badawczego nie mam zbyt rozwiniętego. Dlatego napiszę, że nie zaiskrzyło tym razem ze mną i Scalzim, a przecież "Wojnę starego człowieka" uwielbiam i będę ją polecał zawsze i wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja nic wcześniej nie czytałem Scalziego, może też dlatego, że niewiele dobrego spodziewałem się po tej książce. Potem oczywiście chciałem przeczytać "Wojnę starego człowieka" i to już nie było to, zarzuciłem po kilku stronach, może kiedyś. Przyjąłem tę konwencję, jaką zaproponował autor w "Czerwonych koszulach" i dobrze się bawiłem, bardzo lubię parodie, także filmowe, no i jednak taka zupełnie płytka ta ksiązka nie jest. Może oczywiście komuś nie podobać się, razić mruganie okiem autora, że to takie na siłę nachalne. Trudno mi teraz trochę o tej książce pisać, bo to już ponad rok od lektury, nie to co wrażenia na gorąco, i poza tym trochę się już zmieniłem, kilka książek za mną :)

      Usuń