piątek, 30 listopada 2012

Pakowanie jest moją chlubą


Źródło
Zaproponowałem, że będę pakował. Przyznaję bez bicia, że pakowanie jest moją chlubą. Należy do tych licznych umiejętności, w których czuję się niedoścignionym mistrzem. (Sam jestem czasem zaskoczony, jak wiele jest tych dzie­dzin). Nie widziałem powodu, by kryć się z tym przed George'em i Harrisem. Powiedziałem, żeby mnie pozostawili całą sprawę. Gotowość, z jaką przystali na moją propozycję, miała w sobie coś taje­mniczego. George nabił fajkę i umościł się w fotelu, a Harris skrzy­żował nogi na stole i zapalił cygaro.
Rozmijało się to zupełnie z moimi intencjami. Chodziło mi, rzecz jasna, o to, bym ja sterował całą robotą, a oni karnie wykonywali polecenia, no, chyba że nie umieliby sobie z czymś poradzić - odsu­wałbym ich wtedy na bok z życzliwym „Ech, ty...", „Daj, ja to zro­bię", „Proszę, wcale nie takie trudne!" Słowem, chciałem, żeby się odrobinę podszkolili pod moim kierunkiem. Byłem poirytowany, że tak opacznie mnie zrozumieli. 
Nic mnie bardziej nie irytuje niż wi­dok ludzi, którzy się obijają, gdy ja pracuję. Mieszkałem kiedyś z człowiekiem, który doprowadzał mnie tym do szaleństwa. Rozwalał się na sofie i godzinami patrzył, jak pracu­ję koło domu, chodził za mną po pokojach i wodził za mną oczyma. Powiedział, że to dla niego prawdziwe dobrodziejstwo tak patrzeć, jak się krzątam. Nabiera dzięki temu przekonania, że życie nie jest czczym snem, który można przedrzemać, ziewając z rzadka, lecz wzniosłym posłannictwem, pełnym trudów i obowiązków. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem zupełnie się nie załamał, zanim mnie po­znał, gdy nie miał nikogo, komu mógłby się przyglądać przy pracy.
Ja jestem z innej gliny. Nie potrafię siedzieć bezczynnie i pat­rzeć, jak ktoś inny wypruwa sobie żyły. Ja chcę wstać i nadzorować, chodzić dokoła niego z rękami w kieszeniach i mówić, co ma robić. Taką już mam energiczną naturę. To silniejsze ode mnie.
Nic jednak nie powiedziałem, tylko zacząłem pakowanie. Robota okazała się bardziej czasochłonna, niż początkowo sądziłem. W końcu jednak zapakowałem walizę, usiadłem na niej i zapiąłem rzemienie.
- Nie będziesz pakował butów? - spytał Harris.
Rozejrzałem się dokoła i stwierdziłem, że istotnie zapomniałem o butach. Cały Harris. Nie mógł, oczywiście, pisnąć choć słówka, zanim zamknąłem i zapiąłem walizę. A George zaśmiał się - tym swoim irytującym, głupkowatym, rzężącym śmiechem, który dopro­wadza mnie do białej gorączki.
Otworzyłem walizę i włożyłem do środka buty. Nagle, gdy mia­łem ją z powrotem zamknąć, naszła mnie straszna myśl. Czy zapa­kowałem swoją szczoteczkę do zębów? Nie wiem, jak to się dzieje, ale nigdy nie pamiętam, czy zapakowałem szczoteczkę do zębów.
Szczoteczka do zębów zawsze mnie prześladuje podczas podróży, i zatruwa mi życie. W nocy śni mi się, że jej nie zapakowałem, bu­dzę się zlany zimnym potem, wstaję z łóżka i wszędzie jej szukam. Rano pakuję ją, zanim umyję zęby, po czym się okazuje, że jest na samym dnie walizki. Przy ponownym pakowaniu zapominam ją włożyć do środka, w ostatniej chwili biegnę po nią na górę i niosę na stację w chusteczce do nosa.
Oczywiście musiałem przetrząsnąć całą walizę i oczywiście szczo­teczki do zębów nie znalazłem. Gdy wszystko przerzuciłem, dokoła powstał chaos, jaki zapewne poprzedzał stworzenie świata. Oczy­wiście na George'ową i Harrisową natknąłem się po sto razy, ale swojej nie znalazłem. Wkładałem rzeczy do walizki po jednej, uno­sząc je i potrząsając. Znalazłem szczoteczkę w bucie. Znów wszyst­ko zapakowałem.
Kiedy skończyłem, George spytał, czy jest w środku mydło. Po­wiedziałem, że guzik mnie obchodzi, czy jest w środku mydło.

Jerome K. Jerome "Trzech panów w łódce (nie licząc psa), tłumaczył Tomasz Bieroń.

2 komentarze:

  1. mam zawsze podobny problem ze szczoteczką do zębów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wiem jak to jest, że ciągle nie mam tej genialnej książki i za każdym razem latam do biblioteki.

    OdpowiedzUsuń