Z równą
zawziętością tropił wulgarność filozoficzną, zamykanie się w jednym schemacie,
sprowadzanie życia duchowego do jednego wzorca. Jest coś wyzwalającego w
pogardzie, z jaką traktował freudyzm: może innym śnią się balony, jaskinie i
szpiczaste instrumenty, jemu nie — a zresztą nie ma zamiaru zatrzymywać się
dłużej nad trywialną figurą wiedeńskiego znachora o wyobraźni prymitywnej i
stereotypowej; jaki błąd czynią państwa policyjne, że odrzucają psychoanalizę,
niezrównane narzędzie deprawacji! Nabokov sprzeciwiał się redukowaniu rzeczywistości
do jednego wymiaru, sprowadzaniu jej do jednego procesu społecznego czy
psychicznego. Jego sztuka jest sięganiem po nowe wymiary, jest buntem wyobraźni
przeciw duchowym uproszczeniom i zafałszowaniom. Dlatego tak zwalczał owych terribles
simplificateurs, których przyjście w roli bicza bożego zapowiadał kiedyś
Jacob Burckhardt.
Wyobraźnia jest dla Nabokova siłą wyzwolicielską, choć bywa nieraz siłą zdradliwą. Często powtarza się w jego powieściach ta sytuacja: w świecie schematów otwiera się nagle jakaś ukryta furtka i bohater, jak pszczoły w wierszu Leśmiana, przedostaje się do innej rzeczywistości. Ale u Nabokova rzeczywistości jest wiele, wyobraźnia jest zwielokrotnieniem form egzystencji. Jego bohaterowie to nie zawsze twórcy, tylko wyjątkowo pozwala sobie na tak niebezpieczne dla swobodnej gry fantazji utożsamianie jak w Darze; są oni jednak obdarzeni wyobraźnią artystyczną. Można o nich powiedzieć, że są to często artyści upadli, złamani przez sztukę, bo niezdolni oprzeć się pokusie urealniania fantazji. Wyobraźnia doprowadziła ich nie do rozszerzenia życia, lecz do jego zatracenia. Kiedy utożsamili życie i marzenia, zniknęła czarodziejska moc stwarzania fikcyjnych światów — fikcja stała się koszmarem.
Są jak uczniowie czarnoksiężnika, niewierni uczniowie, nie rozumiejący sekretów rzemiosła, sekretów sztuki, sekretów życia. Powołali do istnienia demony, nad którymi stracili władzę. Są artystami podwójnie fałszywymi, są wobec rzeczywistości i zbyt butni, i zbyt potulni. W tym ujęciu dzieło Nabokova, tak przecież wrogiego wszelkim dydaktycznym zapędom, zawiera istotne moralne przesłanie. Kiedy mówił, że nie interesuje się generalnymi ideami, lecz tylko lubi układać zagadki o eleganckich rozwiązaniach, było to prawdą, ale prawdą częściową. Jego twórczość jest bowiem obroną i uświetnieniem indywidualnej wyobraźni. Ludzie nie są jednakowi; zróżnicowanie stanowi o ich bogactwie. Są równi w równym prawie do fantazji, ale kto chciałby narzucić im jedną fantazję, ten stwarza Zoorlandię, świat koszmarny, jak w Bękarcim znaku, jak w Zaproszeniu na ścięcie, świat ludzi przezroczystych, mechanicznych, wymiennych, pozbawionych prawa do fantazji, do samotności i odwagi, do dumy i miłości.
Rozpacz zaczyna się wyznaniem narratora, że nie pisałby tych notatek, gdyby nie był pewien swych umiejętności, stylu doskonale uchwytującego wszystkie zakamarki opowiadanej historii, więcej nawet, nie byłoby żadnej historii do opowiadania, bo jest ona dziełem umysłowości artystycznej, wyjątkowo uwrażliwionej na kwestię podobieństwa. Tylko artysta widzi podobieństwa w gąszczu pozornych różnic, zdaje się mówić Hermann Karłowicz. Tylko artysta, prawdziwy artysta, dostrzega w otaczającej go magmie różnice, odcienie, kolory odpowiednie, słowa jedyne, zdaje się mówić Nabokov. Hermann naprawdę świetnie włada piórem, aż tak doskonale, że jego styl zdradza kalectwa jego wyobraźni, pozwala czytelnikowi spojrzeć na konsekwencje tej duchowej urawniłowki, jaką Hermann chciałby narzucić światu. Dlatego Nabokov jest wobec niego bardziej surowy niż wobec innych szaleńców, bardziej niż wobec bohatera Lolity, którego w drobnej mierze rozgrzesza zrozumienie indywidualności ludzkiego losu. „Obaj są neurotycznymi łajdakami; jednak istnieje w Raju zielona łąka, po której wolno będzie Humbertowi przechadzać się raz do roku o zmierzchu, ale Piekło nigdy nie wypuści Hermanna."
Twórczość Nabokova jest dla mnie lekcją wyobraźni. Pomaga widzieć świat. Odsłania wciąż nowe piętra fantazji, nowe wariacje na temat rzeczywistości, a poza nimi przebłyskuje zwycięska sztuka. Choć sam znikł, przeniósł się poza czas, w samą materię czasu, to jego ironiczny uśmiech, jak uśmiech kota z Cheshire, ożywa nagle w czytelnikach. Jak to zobaczyłby Nabokov, pytałem siebie podczas amerykańskiej podróży, jak to widzi Nabokov we mnie, ten pobudzony jego wyobraźnią nurt mojej wyobraźni, który w lustrzanej, magicznej, wielopoziomowej, zdradliwie samoświadomej (i jakiej jeszcze? jakiej jeszcze?) prozie Nabokova znalazł swoją wyróżnioną ojczyznę.
Gdybym był Nabokovem, gdybym dysponował inwencją językową tak bogatą, że aż pozwalającą na przewrotną zgrzebność, starałbym się sportretować jego osobowość twórczą nie posługując się takimi wyrażeniami, jak magia języka, lustrzane odbicia sensów, pułapki konstrukcyjne. Nie potrafię. Pozostanie dla mnie czarodziejem odbijającym w lustrze nie siebie, lecz bajeczne opowieści, które są przecież jego wizerunkiem, choć tak do niego niepodobne. „Literatura nie mówi prawdy, ale ją stwarza" — w każdym razie taka literatura, jakiej on pragnął. Czysta, rozwijająca fantazje własne, które dla omotanego czarami czytelnika stają się rzeczywistością nowego wymiaru, nowym światem. Dopuśćmy więc do głosu Nabokova, wystarczy sięgnąć po jego wspomnienia, przedmowy, wywiady. To oczywiście moja wersja jego osoby i dzieła, zapewne nie zaakceptowałby jej w całości. Szukam jednak portretu jego wyobraźni, która pomagała mi oglądać Nowy Świat. Pozostaje mi więc, jego wzorem, naśladować ptaka budującego gniazdo: poznosić te fragmenty, które odpowiadają moim odczytaniom Nabokova i ułożyć je zgodnie z ukrytą melodią, która towarzyszyła mi przy lekturze jego powieści.
Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław 1998), s. 80-118.
nieee, no błagam:) ja teraz do Biblio wyjść nie mogę ... ale jedną nogą (a raczej ręką sięgającą po książkę) już tam jestem. To jak balsam na mą duszę! Zacytowałabym z powyższego fragmentu co mnie urzekło, ale musiałabym bodaj wszystko:)
OdpowiedzUsuń:)) Znam ten ból, niektórzy narzekają, że daję za obszerne fragmenty, ale czasami trudno jest tak po prostu ciachnąć. Nie czytałem jeszcze całości "W Central Parku", mam tylko ten jeden esej, ale na pewno przeczytam, jak tylko zdobędę:)
UsuńNie wiem, który ból jest gorszy - pisania (skracania) czy czytania (i dowiadywania się za dużo)?:)
UsuńSzukam sobie Karpińskiego w księgarni (uraz zawodowy do starych papierów, więc książka z biblioteki odpada) i znajduję coś, w czym potrzebuję pomocy. Otóż znalazłam dwie, podobnie opisane książki Herb Wygnania i W Central Parku - jestem w kropce, i jestem też gotowa nabyć dwie;/ To mnie kiedyś zgubi:)
podoba mi się pomysł nakreślenia portretu wyobraźni.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że będzie więcej Karpińskiego - tutaj lub u Zjadacza :)