„Dom na końcu świata” Åke Edwardsona to bardzo dobra, ale jednocześnie bardzo mroczna i chłodna książka.
I nic dziwnego, w końcu to szwedzki kryminał. Przyznam, że do tej pory nie
czytałem jeszcze nic tego autora. Owszem, jego nazwisko obiło mi się tu i
ówdzie o uszy, widziałem także kilka tytułów w księgarniach. Teraz dopiero
jednak, czytając jedenasty tom cyklu z Erikiem Winterem, mogłem przekonać się i
ocenić styl i rzemiosło Åke Edwardsona.
Sytuacja jaką w tym tomie
cyklu zastajemy jest następująca: komisarz Erik Winter wycofał się z
uprawiania zawodu, wyjechał ze Szwecji i mieszka z rodziną w słonecznej i
upalnej Hiszpanii. Miewa jednak dziwne sny, czuje, że coś, albo ktoś wzywa go i
postanawia, że musi wrócić do Szwecji i Goeteborga. Przynajmniej na jakiś czas.
Wraca sam. Jego rodzina, matka oraz żona z córeczką zostają nadal w Hiszpanii. Winter
dziwnie się czuje po powrocie, niby koledzy ci sami, ale szefem jest już ktoś
inny i wprowadza nowe porządki. Ciężko znosi także różnicę miedzy Szwecją i
Hiszpanią jeśli chodzi o klimat, temperaturę, nasłonecznienie oraz mentalność
ludzi. Nie trzeba długo czekać, aby znalazła się dla niego sprawa do
rozwiązania. Na jednej z licznych wysepek na obrzeżach Goeteborga, w domu na końcu świata, zostaje
popełniona makabryczna zbrodnia. Zamordowana zostaje kobieta i dwójka jej
dzieci. Na miejscu zbrodni znaleziono także żywe niemowlę. Morderca nie mógł albo nie
chciał go zabić, specjalnie zostawił je żywe? Tak zaczyna się ta historia. A
jak się kończy, musicie przekonać się o tym sami.
Åke Edwardson, 2010 |
Ja zaś mogę Wam opowiedzieć o kilku refleksjach które przyszły mi do głowy
podczas czytania tego kryminału. Przy okazji tej książki oraz krwawej, i to
dosłownie, historii o jakiej opowiada, dostajemy interesującą opowieść o
problemach Szwecji i ludzi ją zamieszkujących. O tym jak podzielone i
rozwarstwione jest szwedzkie społeczeństwo. O jego ksenofobi i rasizmie.
I o innych problemach, które nękają także wiele europejskich krajów. Szwecja się zmieniła, to nie jest już ten sam kraj, którym była kiedy komisarz Winter był dzieckiem. Ludzie
zamykają się w domach ze swoimi problemami, depresją. Trudno prowadzi się
śledztwo, przepytuje świadków. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. Nie było
to dla mnie dużym zaskoczeniem, wiedziałem już sporo o tych sprawach z
kryminałów Henninga Mankella. Chcąc, nie chcąc porównywałem ze sobą style
pisania tych dwóch szwedzkich autorów kryminałów. Główna różnica to bohater. W
obu wypadkach jego nazwisko zaczyna się na W, Winter i Wallander różnią się
jednak sposobem myślenia, pracy, działania. Erik Winter to trochę wizjoner,
jasnowidz. Chociaż nie przyznaje się do tego, miewa często dziwne, symboliczne
czy też prorocze sny. Często zdaje się na swoje zmysły, emocje. Próbuje wczuć się w sposób myślenia mordercy. To bardziej
indywidualista w działaniu, podczas gdy Kurt Wallander preferuje pracę zespołową.
Obaj natomiast są melomanami i amatorami mocnych trunków. Wallander lubi muzykę
klasyczną, Winter natomiast uwielbia Jazz, szczególnie Johna Coltrane’a. Komisarz Winter
w trakcie prowadzenia śledztwa czyta biografię tego słynnego
amerykańskiego muzyka jazzowego. A Love Supreme, tytuł jednego z albumów, suity jazzowej, Coltrane’a jest mottem, przewija się przez
całą książkę niczym mantra i stanowi jej przesłanie. Największa, idealna miłość. Znaczenie tych słów dociera do nas, gdy znamy już zakończenie tej historii.
Podczas czytania „Domu na
końcu świata” miałem kilka razy skojarzenia z chyba najlepszym kryminałem Henninga
Mankella zatytułowanym „O krok”. Tak jak w tamtym przypadku morderca jest
bardzo blisko, zawsze nieuchwytny, o ten jeden krok przed prowadzącymi
śledztwo. Cała makabryczność zbrodni w "Domu na końcu świata" polega dodatkowo na tym, że zabite,
zaszlachtowane niczym zwierzęta w rzeźni, zostały dzieci, które w Szwecji są traktowane
szczególnie wyjątkowo. Ale dla każdego kto ma wyobraźnię, a tym bardziej posiada
dzieci, jest to niewyobrażalna zbrodnia. Trudno sobie wyobrazić motywy jakimi
kierował się morderca, że był do tego zdolny. Zakończenie książki jest zaskakujące, może trochę
niewiarygodne, straszne i niemożliwe. Ludzie są jednak zdolni do popełniania
naprawdę potwornych czynów, także z miłości do kogoś. Nie mogę na sto procent,
podobnie jak jeden z kolegów Wintera, powiedzieć, że bym czegoś takiego nigdy w życiu nie zrobił. Tego się nie wie.
Åke Edwardson "Dom na końcu świata", tłum. Inga Sawicka, Wydawnictwo Czarna Owca, Czarna Seria, s. 432.
Ciekawe spostrzeżenia i porównania. Tak chyba jest, że wiele kryminałów skandynawskich to zarazem kryminały społeczne, śledztwo dotyczy zarówno zbrodni, jak i wspólnoty, do której należy komisarz/detektyw itd.
OdpowiedzUsuńCzytałam dwa kryminały Edwardsona i niestety, żaden z nich mnie nie zachwycił. Były to początkowe części cyklu z Winterem, tak więc może jeszcze dam szansę "Domowi na końcu świata". Skoro Tobie się spodobał, być może pisarz udoskonalił swój warsztat.
OdpowiedzUsuńNo cóż.... :) Nie jestem ekspertem od kryminałów, ani moja strona nie jest nim poświęcona, a są takie strony i ich autorzy, czasem tam zaglądam. Książka początkowo bardzo mi się spodobała, trochę miałem skojarzeń z Mankellem, w końcu pochodzą z tego samego kraju, piszą kryminały,ale jednak styl Edwardsona jest inny, jakby bardziej "poetycki", nie wiem jak to określić, bardziej "nowoczesny", ale czy gorszy od Mankella? :) Nie wiem. Rozczarowało mnie odrobinę zakończenie, ale w sumie bardziej interesujące dla mnie było tło, szwedzka rzeczywistość. Z tego co wiem to właśnie pierwsze tomy tego cyklu zostały nagrodzone. Na podstawie tego cyklu nakręcono też podobno dobry serial.
UsuńTak, .masz rację. I bardzo dobrze, że tak jest. dla mnie rozwiązanie zagadki kryminalnej jest najmniej istotną sprawą, lubię zabawę konwencją i mieszanie się gatunków literackich w jednej książce
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze okazji przeczytać nic tego autora, ale dzięki Twojej recenzji wiem, że powinnam szybko nadrobić zaległości :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Nie powinnaś, ale możesz przeczytać :)
UsuńNazwisko autora jest mi znane, ale nie miałam jakoś do tej pory okazji przeczytać jego powieści. Trzeba to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńNie uległem fascynacji szwedzkimi kryminałami, ale może to błąd?! W wolnej chwili postaram się zajrzeć do któregoś z nich. Skoro polecasz, trzeba spróbować!
OdpowiedzUsuń