Ostatnio
wpadł mi do głowy pomysł oglądania raz w tygodniu filmów, które od
dawna już chciałem obejrzeć, ale nie miałem jakoś nigdy na to czasu.
Postanowiłem też, że swoje wrażenia będę opisywał na blogu. Filmy staram
się oglądać w wersji oryginalnej, aby przy okazji poćwiczyć trochę
angielski, dlatego też, przynajmniej na razie, będą to głownie filmy w
tym języku. Nie wykluczam jednak wyjątków od tej reguły, bo lubię
również kino polskie, szczególnie to stare z lat 60-tych i 70-tych.
Jako
pierwszy film obejrzałem "Capote" Bennetta Millera z 2005 roku. Film
zrobił na mnie ogromne wrażenie. To co z pewnością długo zostanie mi w
pamięci, poza samą sensacyjną historią, to rola Philipa Seymoura
Hoffmana, który wcielił się w postać Trumana Capote'a, słynnego pisarza,
autora klasycznej już powieści "Śniadanie u Tiffany'ego". Zrobił
to znakomicie, wspaniale odtworzył gesty, mimikę oraz charakterystyczny
dziecinny głos Capote'a, głównie dzięki nagraniom wywiadów, jakie
przeprowadził z pisarzem jego biograf Gerald Clarke. Capote powiedział
kiedyś Clarke'owi: "Jest jeden, jedyny Truman Capote. nie było takiego
przede mną i nie będzie po mnie". Miał całkowitą rację. Jednak na czas
trwania filmu Hoffman wskrzesił pisarza, niemal stał się nim. Za swoją
rolę zdobył zresztą w 2005 roku Oscara oraz Złoty Glob.
Listopad
1959 roku. Truman Capote czyta w "The New York Timesie" artykuł
poświęcony morderstwu dokonanemu w Holcomb w stanie Kansas. Sprawa
dotycząca czteroosobowej rodziny Clutterów przykuwa uwagę pisarza.
Capote przekonuje wydawców pisma "The New Yorker", aby zlecili mu
przygotowanie o niej tekstu. W tym celu udaje się do Kansas. W zbieraniu
materiałów pomaga mu przyjaciółka z czasów dzieciństwa, Nelle Harper
Lee, która kilka miesięcy później zdobędzie Nagrodę Pulitzera za powieść
"Zabić drozda". Początkowo jego dziecinny głos, maniery i
niekonwencjonalny sposób ubierania wzbudzają nieufność wśród mieszkańców
Holcomb. Wkrótce jednak Capote zdobywa ich zaufanie. Złapani w Las
Vegas zabójcy - Perry Smith i Dick Hickock - zostają sprowadzeni do
Kansas, osądzeni i skazani na karę śmierci. W ich przypadku nie było
wątpliwości dotyczących winy. Przysięgli musieli jedynie wybrać rodzaj
kary: życie czy śmierć. Capote odwiedza ich w więzieniu, poznaje,
rozmawia z nimi, zaprzyjaźnia się. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę z
tego, że planowany wcześniej artykuł rozrasta się do rozmiarów książki.
Powieści, która zapoczątkuje nowy gatunek literacki, literaturę faktu.
"Z zimną krwią", bo o niej mowa stanie się najlepszą książką Trumana
Capote'a i podobnie jak "Śniadanie" klasyką. Sam pisarz wierzył, że to
przeznaczenie sprawiło, że w jego ręce trafiła właśnie ta historia, był
pewien, że książka jaką napiszę będzie wspaniała i wyjątkowa. "Gdy myślę
o tym, jak dobra może być ta książka wręcz tracę oddech" - pisał do
przyjaciela. Jej tematem jest zderzenie dwóch Ameryk: bezpiecznego,
spokojnego kraju, mniej lub bardziej zamożnych przedstawicieli klasy
średniej, wierzących w Boga, uczciwie pracujących, oraz kraju, w jakim
żyli zabójcy Clatterów, pozbawionego zasad i moralności. Ci zabójcy nie
wzięli się znikąd. Ukształtowały ich warunki w jakich się wychowali,
brak opieki w dzieciństwie i młodości, alkoholizm rodziców, w końcu
porzucenie i odrzucenie. Jestem przekonany, że podobne postaci i
historie znaleźć można wszędzie na świecie, także w Polsce. Capote
zastanawia się czym kierowali się mordercy, dlaczego dokonali tej
zbrodni, dlaczego tam, w małym miasteczku w Kansas. W końcu otrzymuje
odpowiedź, zrobili to dla pieniędzy (w sumie dla jakichś 40-50 dolarów,
tyle znaleźli w domu Clutterów), a zabili, ponieważ ojciec tej rodziny
był gentlemenem, spokojnym, dobrym człowiekiem, który troszczył się i
bał o swoją żonę i dzieci. To przypomniało jednemu z nich jego własne
życie, jego rodzinę, matkę która go porzuciła, ojca, którego nigdy nie
miał, wyprowadzając go tym z równowagi. Potem już nastąpiła reakcja
łańcuchowa, wypadki potoczyły się błyskawicznie aż do tragicznego
finału.
Truman
Capote był gayem i wcale się z tym nie krył. W czasach, gdy
homoseksualizm był przyjmowany w Ameryce z dużą niechęcią, on z
nonszalancją obnosił się ze swoją odmienną orientacją, na niej opierał w
pewnym sensie swoją karierę pisarza. Na przyjęciach zwracał na siebie
uwagę, będąc wspaniałym gawędziarzem, duszą towarzystwa. Był bliskim
przyjacielem wielu bogatych i sławnych kobiet. Zbierając materiał do
swojej książki Capote przez wiele lat, zanim nastąpiła egzekucja
skazanych, odwiedzał ich w więzieniu, zaprzyjaźnił się z nimi,
szczególnie z jednym, Perrym Smithem, z którym wiązało go nawet coś
więcej niż przyjaźń. W filmie zostały wykorzystane autentyczne listy
jakie pisali do Trumana Capote'a zabójcy, także filmowe dialogi
odzwierciedlają to co powiedzieli. Z kolei wiele ujęć jest wierną kopią
autentycznych filmów dokumentalnych lub zdjęć z tamtego okresu. Pisarz
był obecny podczas egzekucji Perry'ego, bardzo to przeżył. "Z zimną krwią" przyniosło Trumanowi Capote'owi olbrzymią sławę, pieniądze i
szacunek. Była punktem zwrotnym w jego karierze przyczyniając się także
do jego upadku. Pisanie tej książki zabrało mu 6 lat z życia, w trakcie
jej pisania zaczął dużo pić. Mimo, że jeszcze później zaczynał pisać
wiele rzeczy, nie udało mu się już ukończyć żadnej powieści.
Bardzo podobał mi się ten film; Hoffman rzeczywiście jest podobny do Capote. Poza tym film dobrze pokazuje skomplikowane relacje między pisarzem a dwójką skazanych ... Brawa dla reżysera, chyba debiutanta wówczas. Film widziałam dość dawno, nawet o nim napisałam, a teraz chciałabym jeszcze przeczytać książkę " Z zimną krwią".
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, to duża sztuka pokazać tak skomplikowane relacje, coś czego sam Truman nie potrafił dokładnie określić, nazwać, właściwie był rozdarty i to widać w filmie. Jest jeszcze jeden film o Trumanie Capote "Bez skrupułów" (2006), który już widziałem, ale dawno temu, też mi się podobał. Nakręcono też dwie adaptacje "Z zimną krwią".
UsuńMimo wszystko lubię Trumana Capote jako pisarza i człowieka, szczególne to były czasy, ale niezwykle interesujące. "Z zimną krwią" jeszcze przede mną, głownie z powodu małej czcionki jaką ma mój egzemplarz.