"To nie jest kraj dla starych ludzi", jedna z najsłynniejszych powieści McCarthy’ego w nowym tłumaczeniu.
Rok 1980, granica Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Llewelyn Moss poluje na antylopy w okolicach Rio Grande. Niespodziewanie dokonuje makabrycznego odkrycia: ciała zamordowanych mężczyzn, obok paczka heroiny i walizka z dwoma milionami dolarów. Moss zabiera gotówkę, choć doskonale wie, że w ten sposób zmienia swoje życie na zawsze – i z myśliwego staje się zwierzyną…
Doskonały thriller, niezapomniana podróż przez amerykańską „ziemię jałową”, czarny humor i mistrzowski język – piękny, a jednocześnie precyzyjny. Cormac McCarthy w najwyższej formie.
Ktoś może zadawać sobie pytanie, po co nowe tłumaczenie tej książki. Ktoś może powiedzieć, że czytał ją poprzednio i głowy mu nie urwało. Moim zdaniem warto było przetłumaczyć tę książkę na nowo. Po zapoznaniu się z fragmentami oryginału oraz dwóch tłumaczeń, wybieram zdecydowanie tłumaczenie Roberta Sudóła.
Poniżej możecie porównać obie wersje przekładu powieści „To nie jest kraj dla starych ludzi” z oryginałem.
Fragment oryginału powieści Cormaca McCarthy’ego:
The deputy left Chigurh standing in the corner of the office with
his hands cuffed behind him while he sat in the swivelchair and took
off his hat and put his feet up and called Lamar on the mobile.
Just walked in the door. Sheriff he had some sort of thing on him
like one of them oxygen tanks for emphysema or whatever. Then he had a
hose that run down the inside of his sleeve and went to one of them
stunguns like they use at the slaughterhouse. Yessir. Well that’s what
it looks like. You can see it when you get in. Yessir. I got it covered.
Yessir.
Fragment powieści w przekładzie Roberta Bryka:
Zastępca szeryfa zostawił skutego Chigurha w kącie, a potem
usiadł na obrotowym krześle, zdjął kapelusz, oparł stopy na blacie
biurka i z komórki zadzwonił do Lamara.
Szeryf właśnie wszedł. Zastępca nosił przy sobie butlę z tlenem,
taką, jakiej się używa przy rozedmie płuc czy innych chorobach. W
rękawie miał rurkę połączoną z pistoletem do uśmiercania zwierząt w
rzeźni.
- No. Jestem tym, na kogo wyglądam. Zobaczysz, jak przyjdę. No. Ukrywam to. No.
A teraz ten sam fragment w nowym, wiernym tłumaczeniu Roberta Sudóła:
Zastępca szeryfa zostawił Chigurha stojącego w kącie, z rękami
skutymi za plecami, a sam usiadł na krzesełku obrotowym, zdjął kapelusz,
wyciągnął nogi na biurku i zadzwonił do Lamara na telefon komórkowy.
Dopiero żeśmy weszli. Szeryfie, on ma ze sobą jakieś cudo, jakby
butlę z tlenem na rozedmę płuc albo coś. No i rurkę w rękawie połączoną z
takim paralizatorem, co ich używają w rzeźniach do ogłuszania. Tak
jest. Na to wygląda. Sam pan zobaczy po powrocie. Tak jest.
Zabezpieczyłem. Tak jest.
No tak, przekład Roberta Bryka wygląda, nomen omen, jak bryk ;-) Zwłaszcza od drugiego akapitu...
OdpowiedzUsuńTe różnice są przerażające...
OdpowiedzUsuńwłaśnie jestem w połowie. Zainteresowała mnie bardziej niż myślałam.
OdpowiedzUsuńjestem w trakcie lektury, nie czytałam poprzedniego tłumaczenia, jednak po przedstawionym przez Ciebie fragmencie zdecydowanie bardziej podoba mi się tłumaczenie Sudoła
OdpowiedzUsuńa nawiasem mówiąc dobra książka
pozdrawiam