Emil Cioran |
Cioran: Jest coś
nieprzyzwoitego w odsłanianiu się, w chwili jednak, gdy pan pisze, nie
odsłania się pan. Jest pan sam z sobą. Nie myśli pan, że to będzie
kiedyś upublicznione. W chwili pisania jest tylko pan z samym sobą, albo
z Bogiem, nawet jeśli pan nie wierzy. Tym właśnie jest dla mnie akt
pisania, akt wielkiej samotności. Tylko w takich warunkach bycie
pisarzem ma sens. To, co pan robi później, jest prostytucją. Skoro
jednak zaakceptował pan własne istnienie, musi pan zaakceptować
prostytucję. Dla mnie każdy, kto nie popełnia samobójstwa, w pewnym
sensie prostytuuje się. Oczywiste jednak, że wszelki akt ma związek z
trotuarem.
Ja zawsze mówiłem, że odzywają się we
mnie dwa głosy. Zapewne przypomina sobie pan Baudelaire’a – sprzeczność
jego postulatów ekstazy i przerażenia okropnością życia… Gdy już o nich
wiemy – o tych sprzecznych postulatach – jak on je nazywa, siłą rzeczy
we wszystkim, co robimy, dostrzegamy sprzeczności, jakieś rzeczy
naganne, nieczyste. Oscyluje pan między ekstazą a przerażeniem
okropnością życia… Nie jesteśmy świętymi. Ludźmi najczystszymi są ci,
którzy nie pisali, którzy nic nie głosili. Ale to przypadki graniczne. Z
chwilą gdy człowiek wyraża akceptację, gdy zaczyna się miotać, aby
jakoś żyć – aby, powiedzmy, nie zabijać – zawieramy kompromisy. Ja to
nazywam oszukiwaniem. Dla mnie ma to oczywiście sens filozoficzny.
Wszyscy oszukują, ale też są rozmaite stopnie oszustwa. Ale oszustami są
wszyscy żyjący".
Z Cioranem rozmawia Jean-François Duval, [w:] Rozmowy z Cioranem, przeł. Ireneusz Kania, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s.42.
Źródło: Kocham, lubię, szanuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz