Do Jamesa Sandoe 1
26 stycznia 1944 r.
...Z pewnością nie jesteś
odosobniony w swym życzeniu, „aby dało się jakoś zaradzić krzywdzącej dyskryminacji,
spychającej wszystkie powieści kryminalne do osobnego działu recenzji”. Czasem
tylko, i to od wielkiego dzwonu, traktuje się autora powieści
detektywistycznych jako pisarza. Sądzę jednak, że istnieje po temu sporo ważkich powodów.
Na przykład: a) większość kryminałów jest bardzo źle napisana, b) kupują je
głównie wypożyczalnie, których rentowność zależy od poczytności książki i
które nie zwracają uwagi na recenzje, c) kalkulacja handlowa powieści detektywistycznej
jest moim zdaniem niewłaściwa. Śmieszną jest rzeczą wymagać od ludzi, żeby
płacili za powieść kryminalną więcej niż za bilet do kina, d) powieść kryminalna
czy sensacyjna, jako forma artystyczna, została już gruntownie zbadana i
wyeksploatowana, toteż istotny problem dla pisarza polega na tym, aby udawał
tylko, że pisze powieść kryminalną, pisząc pod tym pozorem zupełnie co innego.
Żaden jednak z tych powodów, ważkich czy nieważkich, nie zmienia źródła irytacji
pisarza, którym to źródłem jest świadomość, że choćby powieść kryminalna była
napisana po mistrzowsku, recenzenci poświęcą jej tylko jeden akapit, gdy tymczasem
każda trzeciorzędna, źle skonstruowana, niby to poważna opowieść o życiu
garstki robotników, tyrających przy zbiorze bawełny w którymś z najbardziej
zacofanych stanów południowych, doczeka się pełnego szacunku omówienia na
półtorej kolumny. Tylko Francuzi oceniają należycie warsztat pisarza. Anglosasi
przede wszystkim zwracają uwagę na fabułę, a sprawa wartości literackich jest
już dla nich drugorzędna.
1 Krytyk powieści kryminalnych
piszący do „New York Herald Tribune”, pracownik naukowy wydziału humanistycznego
i bibliograficznego Uniwersytetu stanu Kolorado.
Do Erle’a Stanleya Gardnera
29
stycznia 1946 r.
...Pozwalam sobie zwrócić się do Wysokiego Sądu w sprawie niejakiego Gardnera, pomówionego o pisanie powieści kryminalnych. Ogół czytelników jest w najlepszym razie intelektualnie niedojrzały, toteż tak zwaną literaturę poważną można mu sprzedawać jedynie metodami, których używa się przy sprzedaży pasty do zębów, pigułek na przeczyszczenie czy samochodów. Ponieważ zaś wyżej wymieniony ogół nauczono czytać stosując przemoc fizyczną, w przerwach między ślęczeniem nad najnowszym „poważnym” bestsellerem chce on czytać książki, które go bawią i interesują. Podobnie więc, jak każdy niedouczony ogół od stworzenia świata,zwraca się on z westchnieniem ulgi do pisarza, który opowiada mu bajkę i nic poza tym. Mówić, że to, co ten człowiek pisze, nie jest literaturą, to tak, jakby się mówiło, że książka nie może być dobra, jeżeli ma się ochotę ją przeczytać. Gdy powieść, bez względu na jej gatunek literacki, osiąga pewien stopień wyrazistości artystycznej, wówczas staje się literaturą. Ta wyrazistość może być sprawą stylu, sytuacji, bohatera, tonu emocjonalnego, pomysłu lub wielu innych czynników. Może też wynikać z mistrzostwa, z jakim pisarz panuje nad rozwojem akcji, co można porównać z mistrzostwem, z jakim znakomity gracz panuje nad piłką. Właśnie Ty owo mistrzostwo posiadasz w bardzo wysokim stopniu, i to w wyższym niż ktokolwiek inny... Każda strona jest haczykiem, który ciągnie do przeczytania następnej. Moim zdaniem jesteś swego rodzaju geniuszem... Perry Mason to wspaniały detektyw, bo ma intelektualne podejście prawnika, a zarazem niespokojny charakter poszukiwacza przygód, który musi być stale tam, gdzie najgoręcej. Skończmy więc z bredniami na temat tego, że „literaturą moja pisanina wciąż jeszcze nie jest”. Kto to mówi — William Dean Howells?
Do Alexa Barrisa 1
16
kwietnia 1949 r.
...Najlepszy pisarz kryminałów?
Nie potrafię odpowiedzieć, zbyt się między sobą różnią. Według ilości
sprzedawanych egzemplarzy Gardner i Agatha Christie. Christie czytać nie mogę,
Gardner zaś jest moim przyjacielem. Nie mogę również czytać Cartera Dicksona,
ale inni za nim przepadają. Najlepiej kreśli postacie i tworzy napięcie
Elisabeth Holding, autorka konsekwentna, chociaż niewiele pisząca. Najlepiej
dopracowuje szczegóły Freeman Wills Crofts. Najlepiej przytacza cytaty z
łaciny i greki Dorothy Sayers. Najwięcej wrodzonego wdzięku ma Philip Macdonald.
Autor, który najlepiej tworzy nastrój grozy? Nie ma takiego, żadna powieść nie
budzi we mnie grozy. Chociaż większość czytelników uważa, żepotrafi to robić
Dorothy Hughes. Najciekawszym bohaterem, jaki przychodzi mi w tej chwili do
głowy, jest M.C. w powieści Margaret Millar Wall
of Eyes — skrót M.C.
oznacza Mistrza Ceremonii. Najlepsze pomysły ma Cornell Woolrich (William
Irish) pod warunkiem, że czyta się go szybko i nie próbuje analizować, jest
bowiem niezbyt dokładny. To wszystko nie ma żadnego sensu. Trzeba najpierw
ustalić definicje i kryteria. Trzeba nawet być w odpowiednim nastroju. Ponadto
trzeba zadecydować, czy się wydaje sąd na podstawie całej twórczości, czy na
podstawie jednej książki, która akurat była wystrzałem.
1
Alex Barris przysłał Chandlerowi ankietę.
Do Bernice Baumgarten
21
kwietnia 1949 r.
...Dorothy Sayers usiłowała
wykonać skok od powieści kryminalnej do obyczajowej, nie rezygnując z elementu
zagadki. Starała się przenieść wraz z całym swoim bagażem z grupy tych, co
umieją budować fabułę, ale nie umieją pisać, do grupy autorów, którzy umieją
pisać, nazbyt jednak często nie radzą sobie z fabułą. Spotkało ją
niepowodzenie, bo powieść obyczajowa, jaką chciała napisać, jest gatunkiem zbyt
nieważkim, aby mógł odegrać w literaturze poważniejszą rolę. Sayers zastąpiła
więc jeden popularny, lecz błahy gatunek literacki innym równie błahym. Nie
twierdzę, że osiągnięcie takiego celu jest niemożliwe ani że ktoś kiedyś —
może nie teraz i nie ja — nie napisze powieści, w której stworzy autentyczne
postaci i atmosferę, w tle zaś współbrzmieć będą tony przemocy i grozy.
Do Jamesa Sandoe
16 czerwca 1949 r.
...Kiedy przeglądałem wczoraj
wieczorem The Art of the Mystery Story, uderzyło mnie, jak niski jest poziom
krytyki, gdy chodzi o ten rodzaj. Wszyscy dyskutanci wychodzą z założenia, że
powieść kryminalna jest gatunkiem drugorzędnym i z wielką skwapliwością odmawiają
jej wszelkich wartości literackich. Wykształceni półanalfabeci,
jakich się teraz spotyka... mówią mi zwykle coś mniej więcej takiego: „Tak
dobrze pan pisze, że mógłby pan chybanapisać poważną powieść”. Pewnie czuliby
się dotknięci, gdyby się im powiedziało, że między naprawdę dobrą powieścią kryminalną
a najlepszą powieścią poważną ostatnich dziesięciu lat nie ma dostrzegalnej
różnicy w porównaniu z przepaścią, jaka dzieli powieść poważną od każdego
wybitnego utworu literatury attyckiej z IV wieku p.n.e. Nie może istnieć
sztuka, jeżeli ogół czytelników nie ma wyrobionego smaku, a wyrobiony smak nie
może istnieć, gdy całemu społeczeństwu brak poczucia stylu i wartości
literackich. Zadziwiające, że poczucie stylu ma chyba bardzo mało wspólnego z
subtelnością czy nawet humanizmem. Poczucie stylu może istnieć w epoce
zdziczenia i rozwiązłości, nie może natomiast istnieć w epoce coca-coli... w
epoce „książki miesiąca” czy prasy brukowej. Brakuje go w epoce, w której panoszy
się wulgarność, bezwzględna walka o pieniądz, w epoce, w której typowa
średniozamożna rodzina, przynajmniej w Kalifornii, żyje zdawałoby się tylko po
to, aby utrzymywać wielki, okazały i kosztowny samochód, będący pod względem
technicznym przestarzałą kupą złomu.
Do Jamesa Sandoe
14
października 1949 r.
Ale zawsze podobają mi się niewłaściwe książki. I
niewłaściwe filmy. I niewłaściwi ludzie. I mam fatalny nawyk, że zaczynam
książkę, żeby się przekonać, czy będę miał ochotę ją przeczytać, potem odkładam
na bok i rozpoczynam parę innych. W ten sposób, kiedy jestem znudzony i
przygnębiony, co zdarza się aż nazbyt często, wiem, że mam co czytać w nocy, i
pozbywam się okropnego uczucia, że nie mam do kogo ust otworzyć czy kogo posłuchać. Z kryminałami sprawa jest beznadziejna. Nie są
przeważnie warte zachodu. Byłbym zachwycony, gdyby ktoś napisał dobrą
analityczną powieść kryminalną, pal diabli napięcie czy dowcipny dialog, wróćmy
dla odmiany do spraw podstawowych. Cały ten gatunek literacki zbłądził z drogi,
nacisk kładzie się na szczegóły najzupełniej nieistotne.
Do Hillary’ego Waugh 1
październik
1955 r.
...Nie uważa się mnie tutaj 2 za autora kryminałów, ale -za dość wybitnego powieściopisarza amerykańskiego.
Nie powiem, w jakim stopniu wybitnego, bo opinie na ten temat są różne.W
Anglii, jeżeli autor kryminałów pisze dobrze książki, jest po prostu dobry,
jak każdy pisarz. Nie ma tu snobizmu, który na podstawie etykietki wynosi
trzeciorzędnego pisarza literatury poważnej, bez stylu czy prawdziwego
talentu, ponad pisarza powieści kryminalnych, który być może przyczynił się do
odświeżenia całej literatury. Przychodzą do mnie, do tego dość ekskluzywnego
hotelu ludzie — dobrze wychowani Anglicy — którzy przedstawiają się i dziękują
mi za przyjemność, jaką sprawiły im moje książki. Wątpię, czy kiedykolwiek
zdobędziemy taką pozycję w Ameryce. W każdym razie nie za mojego życia. Obawiam
się, że nasz pociąg do klasyfikacji jest zbyt silny. Obawiam się, że nasze
fundamentalne nieuctwo intelektualne jest zbyt wielkie. Jeżeli to nie jest
jakiś mały bestseller albo powieść wybrana w danym miesiącu przez klub książki,
to się już nie liczy. ...Przyznaję, że wśród powieści detektywistycznych
jest za dużo miernoty, ale jeśli zastosować surowe kryteria, okaże się, że za
dużo jest miernoty wśród książek wszystkich innych gatunków i rodzajów. Nie
zgódźmy się jednak nigdy z poglądem, że tylko pismaki tworzą kryminały. Nawet
ci najsłabsi spośród nas w krwawym pocie pisali każdy rozdział. Najlepsi z nas
przy każdej nowej książce muszą zaczynać od zera. Pismak to taki człowiek,
który bez trudu i z całą świadomością robi coś, czego robić nie warto, i robi
to tylko dla pieniędzy. Żaden ze znanych mi pisarzy powieści kryminalnych nie
uważał nigdy, że to, co robi, nie jest warte trudu, pragnął tylko móc robić to
jak najlepiej. Tak się złożyło, że należę do tych, którym się
poszczęściło, a wierz mi, szczęście odgrywa tu wielką rolę...
1 Pisarz
powieści kryminalnych.
2 W Londynie.
Do Erle’a Stanleya
Gardnera
5 maja 1939 r.
...Kiedy rozmawialiśmy o starym magazynie „Action
Detective”, zapomniałem Ci powiedzieć, że uczyłem się pisać krótkie powieści na
jednej z Twoich, tej o sobowtórze Eda Jenkinsa, niejakim Rexie Kane, co to wplątał
się mimo woli w awanturę z wygadaną osóbką, która mieszkała w Hollywood, w domu
na wzgórzu, i była szefem organizacji do walki z szantażystami. Sam już chyba
nie pamiętasz. Jest pewno w Twoim archiwum, w teczce numer 54276-84... Zrobiłem bardzo szczegółowe streszczenie tej historii,
opierając się na streszczeniu napisałem ją na nowo, porównałem rezultat z Twoją
opowieścią, wróciłem do początku, napisałem wszystko jeszcze raz i tak dalej. W
końcu byłem nawet trochę zły, bo przecież nie wolno mi było jej opublikować.
Ale wyszła wcale nie najgorsza. Notabene wykryłem, że głównym i najtrudniejszym
do naśladowania chwytem Twojej techniki pisarskiej jest umiejętność stwarzania
sytuacji na pograniczu nieprawdopodobieństwa, które jednak przy czytaniu
wydają się najzupełniej realne. Rozumiesz chyba, mam nadzieję, że traktuję to
jako komplement. Dla mnie jest to umiejętność wręcz nieosiągalna. Dumas miał ją
w bardzo wysokim stopniu, Dickens również. Jest to pewnie zasadniczy warunek
szybkiego pisania, bo oczywiście szybkie pisanie zawiera w sobie pokaźny
element improwizacji, żeby zaś zaimprowizowana scena wydawała się konieczna i
naturalna, potrzeba nie lada sztuki. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Oto więc siedzę o pół do trzeciej rano i piszę o sprawach techniki
mimo głębokiego przeświadczenia, że z chwilą, kiedy człowiek zaczyna gadać o technice pisarskiej,
oznacza to niezbicie, że wyczerpały się wszelkie pomysły.
Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Czytelnik, Warszawa 1983.
REWELACJA powtórzę się(po raz kolejny, ale nie mogę się powstrzymać) rewelacyjna robota. Gdzie ty te wszystkie informacje, cytaty znajdujesz? Jestem pełna podziwu. Czytam wszystko regularnie i czekam na kolejne posty.
OdpowiedzUsuńDzięki:)Ale nie bardzo wiem co powiedzieć/napisać, na pochwały nie zasłużyłem. Co innego gdybym to ja był autorem cytowanych przeze mnie fragmentów lub przynajmniej wspaniale je przeanalizował, to dopiero była by dla mnie rewelacja:) A tak to "słuhat hadko", "zbytek łaski" i takie tam...
UsuńEeee nie kokietuj, zasłużyłeś:).
UsuńCo ja biedny miś mam zrobić, nie chcodziło mi o kokietowanie. Po prostu miło mi, że się podoba, nie zaprzeczę, ale ... Ten blog jest inny, przypomina bardziej bibliotekę czy gazetkę literacką, i nie wiem jeszcze czy to dobrze czy źle:)
UsuńBardzo dobrze..moim skromnym zdaniem.
Usuń:)
UsuńRównież mam ten fatalny nawyk, żeby zaczynać kilka książek naraz. Ale chyba Chandler miał więcej czasu na czytanie, bo ja cierpię, nie mogąc czytać tych rozpoczętych jednocześnie, odkładając część z nich na niesprecyzowane "później".
OdpowiedzUsuńMam podobny zwyczaj, szczególnie dzieje się tak, kiedy książka, którą zacząłem czytać okazuje się nie tak ciekawa jak myślałem. Czasami też mam nastrój na inny rodzaj literatury. Niektóre zaczęte ksiązki kończę potem, ale jest kilka takich rozpoczetych jak jakaś budowa wysokościowca w Warszawie:)
Usuń