niedziela, 31 sierpnia 2014

J. G. Ballard "Wyspa"

J. G. Ballard jest mi znany przede wszystkim ze znakomitego zbioru opowiadań pt. "Ogród czasu", ale także z autobiograficznej powieści "Imperium słońca". Większość jego książek wyróżnia się oryginalną formą i treścią. Ballard przedstawia w nich prześladujące go wizje świata przyszłości niekoniecznie odległej, natomiast wielce prawdopodobnej. Jest to pisarz z rodzaju tych, co to się wszystko co napiszą bezgranicznie wielbi, albo wręcz przeciwnie, nie cierpi. Jednym słowem jego pisarstwo budzi skrajne emocje i nie pozostawia nikogo obojętnym.. 

"Wyspa" zaintrygowała mnie niezłą okładką i zamieszczoną na niej notką na temat książki. Mimo to do jej przeczytania zbierałem się długo, to była rezerwowa pozycja do czytania w busie lub autobusie. Skutek był taki, że czytałem kilkanaście stron, aby następnym razem zacząć od początku. Aż pewnego dnia przeczytałem o kilka stron za dużo, wsiąkłem w świat tej opowieści i pozostałem w niej do końca.

Tytułowa wyspa to, ograniczony z trzech stron wałami, wiaduktami i ogrodzeniami z siatki, obszar pomiędzy autostradami i drogami szybkiego ruchu. Teren zapomniany przez ludzi i Boga, zamieniony na złomowisko i śmietnik cywilizacji. Główny bohater, Robert Maitland , trzydziestopięcioletni architekt, jadąc pewnego dnia autostradą traci kontrolę nad swoim samochodem, przebija barierę ochronną, zjeżdża z nasypu i zatrzymuje  się pośród zardzewiałych i porośniętych trawą wraków innych samochodów. Maitland, któremu udało się wyjść z wypadku niemal bez szwanku, robi wszystko, aby wydostać się z tej "bezludnej wyspy". Nie jest to jednak, jakby się komuś mogło wydawać, takie proste. Akcja powieści toczy się w 1973 roku, odpadają zatem telefony komórkowe i inne gadżety techniczne dostępne dzisiaj. Podejmowane próby wydostania się tylko pogarszają jego sytuację, zostaje potrącony przez samochód i poważnie ranny. Znalazł się w matni. Wyspa nie pozwala mu uciec. Trochę przypomina mi to inną znakomitą książkę i sytuację w jakiej znalazł się jej bohater, a mianowicie "Kobietę z wydm" Kobo Abe. 
"Opanowując uczucie litości nad sobą, pomyślał znów o Catherine i o synu. Przypomniał sobie zimne uniesienie, z jakim zataczał się po szosie, wykrzykując do samochodów imię żony. Właściwie powinien być jej wdzięczny za to, że go tu wysadziła. Większość szczęśliwych chwil życia spędził samotnie: na wędrówce po Włoszech i Grecji podczas studenckich wakacji, na trzymiesięcznym zwiedzaniu Stanów Zjednoczonych po egzaminach. Już wiele lat temu zrewidował mitologię swojego dzieciństwa. Zachowany w umyśle obraz małego chłopca, bawiącego się zawsze w długim podmiejskim ogrodzie otoczonym wysokim murem, stał się dziwnie pokrzepiający. to nie tylko próżność sprawiła, że oprawiona fotografia siedmioletniego chłopca w szufladzie biurka w pracy przedstawiała nie syna, ale jego samego. Może małżeństwo z Catherine, nieudane z punktu widzenia ogólnie przyjętych norm, było udane właśnie dlatego, że odtwarzało dla niego ten wyidealizowany pusty ogród".[s. 27-28]
Być może, w każdym razie daje się odnieść takie wrażenie, że Maitland celowo, podświadomie doprowadził do wypadku, chciał wypaść z nudy swojego życia, codzienności, odpocząć od pracy, żony i synka, przeżyć przygodę. Po jakimś czasie walka o przetrwanie na "wyspie" zaczyna mu się nawet podobać i właściwie, kiedy już może, nie chce jej opuścić. Nagłe przeniesienie do ekstremalnych warunków i sytuacji, powoduje uwolnienie się jego prawdziwego "ja". Jak to często bywa, w trudnych momentach ludzie pokazują jacy są naprawdę, często budzą się ich najniższe instynkty. "Wyspa" staje się też dla niego wyzwaniem, zapanowanie na wyspie i nad wyspą stanowi cel, do którego zaczyna dążyć. 
"Obok nowo odkrytego poczucia fizycznej pewności siebie Maitland zauważył, że opanowuje go nastrój spokojnej egzaltacji. Leżał rozluźniony w wejściu do swojej altany, uświadamiając sobie, że jest naprawdę sam na wyspie. Zostanie na niej, dopóki nie będzie mógł uciec o własnych siłach. Zerwał z siebie resztki podartej koszuli i położył się nagi do pasa, tak że słońce mogło mu liczyć żebra. Pod pewnymi względami zadanie, które przed sobą postawił, nie miało sensu. Właściwie nie czuł już potrzeby opuszczenia wyspy i to samo potwierdzało, że objął ją w posiadanie".[s. 187]
"Wyspa" to książka przyciągająca, niepokojąca, obsesyjna, klaustrofobiczna, symboliczna, dająca wiele możliwości interpretacji. Jedna z wielu, to metafora życia po śmierci. Chciałem się podzielić z Wami swoimi wrażeniami z lektury i zachęcić Was do przeczytania tej książki, bo uważam, że jest tego warta. Czy mi się udało? Mam nadzieję, że tak, że ktoś dzięki mnie dowiedział się o tym  interesującym autorze i jednej z jego książek. "Wyspa" zdecydowanie zaostrzyła mój apetyt na pozostałe utwory Ballarda.

J.G. Ballard "Wyspa", przełożył Lech Jęczmyk, Wydawnictwo "Książnica", Katowice 2007, s. 189.

sobota, 30 sierpnia 2014

Analizować i wzorować się

Raymond Chandler

List Raymonda Chandlera do H. H. Harwooda

2 lipca 1951 r

Nie mógłbym nikomu radzić, czy ma zostać pisarzem, czy też nie. Wbrew powszechnemu przekonaniu jest to zawód niewdzięczny, wymagający ciężkiej pracy i tylko drobnej części tych, co go próbują, udaje się zdobyć choćby niewielki stały dochód. Zmierzch tanich czasopism sensacyjnych sprawił, że debiut dla początkujących pisarzy stał się jeszcze trudniejszy niż dawniej, a łatwy nie był nigdy. Wnoszę jednak, że szczególna sytuacja osobista pozwala Panu na uprawianie tego zawodu w sensie fizycznym i mam nadzieję, że długo jeszcze nie będzie Pan musiał zarabiać na życie pisaniem, bo szanse na to są bardzo, bardzo nikłe.

Pisze Pan, że planuje "niezwłocznie rozpocząć naukę podstawowych zasad techniki narracji, które powinien znać każdy początkujący pisarz". Z własnego doświadczenia mogę Pana ostrzec, że pisarza, który nie potrafi sam się uczyć, nie nauczy nikt inny, i wyjąwszy kursy specjalne przy dobrych uniwersytetach, mam bardzo pesymistyczny pogląd na naukę pisania w ogóle, a przede wszystkim na taką naukę, jaką polecają tak zwane pisma dla pisarzy. Nie nauczą Pana niczego, do czego nie dojdzie Pan sam, studiując i analizując książki innych pisarzy. Analizować i wzorować się, innej nauki nie trzeba. Przyznaję, że ocena osób postronnych jest przydatna, czasem nawet niezbędna, ale kiedy ma się za nią płacić, budzi zazwyczaj podejrzenia.

Jeśli chodzi o metody układania i robienia planu akcji, niestety, nic tu nie mogę pomóc, bo nigdy sam żadnych planów nie piszę. Obmyślam akcję w trakcie pisania, zwykle robię to źle i muszę zaczynać wszystko od początku. Wiem, że niektórzy pisarze sporządzają z wielką dokładnością plan swoich wątków, nim zaczną je pisać, ale ja do nich nie należę. Nie układam akcji, narasta u mnie sama. Jeżeli nie narasta, ciskam wszystko do kosza i zaczynam na nowo. Może lepszych rad udzieli Panu ktoś, kto pracuje w oparciu o konspekt. Tego Panu życzę.

Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1983, s. 114-115.

Muchomor wiosenny w śmietanie

Źródło


pół kilo grzybów
3 dkg masła
1 mała cebula
pół szklanki kwaśnej śmietany
2 łyżki mąki
sól, pieprz, kminek

Drobno posiekane muchomory dusić około 10 minut razem z podsmażoną na maśle cebulą, solą, kminkiem i pieprzem. Połączyć z mąką, rozrobioną z kwaśną śmietaną. Podawać do ziemniaków lub kaszy.

Olga Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny".


Czekam na natchnienie

Źródło
List Raymonda Chandlera do Alexa Barrisa

18 marca 1949 r.

... Jak spędzam dnie? Piszę, kiedy mogę, nie piszę, kiedy nie mogę; zawsze piszę rano albo w pierwszej połowie dnia. Wieczorem ma się bardzo zabawne pomysły, ale potem nie zdają one egzaminu. Dawno się już o tym przekonałem. Musiał się Pan chyba zorientować, że sam piszę na maszynie. Kiedy tutaj zamieszkałem, kupiłem dyktafon i dyktowałem do niego teksty, ale nigdy nie używam dyktafonu do pisania powieści. Prawie wszyscy pisarze, którzy dyktują, cierpią na biegunkę słowną. Kiedy trzeba dołożyć wysiłku, żeby te słowa napisać, człowiek bardziej jest skłonny do oszczędności.
Czytam wciąż wypowiedzi pisarzy, którzy twierdzą, że nie czekają nigdy na natchnienie, po prostu siadają co dzień o ósmej rano przy swoich biureczkach - deszcz czy słońce, kac, złamana ręka, nieważne - oni wystukują na maszynie zaprogramowany kawałek. Niech tam pustka w głowie, niech myśli ciężkie jak kamienie młyńskie - natchnienie to bzdura, oni go nie uznają. Składam im wyrazy szczerego podziwu i starannie unikam czytania ich książek.
Co do mnie, czekam na natchnienie, chociaż niekoniecznie tak to nazywam. Moim zdaniem, wielkie pisarstwo tchnące życiem powstaje za sprawą splotu słonecznego. To ciężka praca w tym sensie, że człowiek bywa potem zmęczony, a nawet wyczerpany. W sensie świadomego wysiłku nie jest to w ogóle praca. Rzecz najważniejsza, żeby był pewien okres czasu, powiedzmy co najmniej cztery godziny dziennie, kiedy zawodowy pisarz nie robi nic innego, tylko pisze. Może zresztą wcale nie pisać, jeżeli nie ma ochoty, nie powinien nawet próbować. Może wyglądać przez okno, stać na głowie, turlać się po podłodze, ale nie powinien robić nic określonego, nie powinien czytać, pisać listów, oglądać pism czy wypisywać czeków. Ma pisać albo nie robić nic. Na tej samej zasadzie utrzymuje się lad w szkole. Jeżeli się zmusza uczniów, żeby siedzieli spokojnie, nauczą się czegoś, po prostu, żeby nie usnąć z nudów. Przekonałem się, że zasada jest skuteczna. Oto dwie bardzo proste reguły: a) Nie ma się obowiązku pisać. b) Nie wolno robić nic innego. Reszta przychodzi sama.[...]

Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1983, s. 100-101.

piątek, 29 sierpnia 2014

Tort z muchomora czerwonego



Trzy dojrzałe, barwne
kapelusze muchomora
2 i pół szklanki cukru pudru
5 żółtek
kostka masła
cytryna
dwie łyżki rumu

Kapelusze skropić rumem. Utrzeć żółtka z dwiema szklankami cukru pudru i masłem. Dodać drobno posiekaną skórkę z cytryny. Przekładać kapelusze masą. Czerwony kropkowany wierzch tortu oblać lukrem zrobionym z reszty cukru pudru i soku cytrynowego. Jeść powoli. Czekać.

Olga Tokarczuk "Dom dzienny, dom nocny".



czwartek, 28 sierpnia 2014

On the edge of poetry


"Dawn came sharp and chill with red clouds on a faint green sky and drops of water on every leaf and blade. A breeze blew over the garden, dropping dew and dropping petals, shivered over the drenched paddocks, and was lost in the sombre bush. In the sky some tiny stars floated for a moment and then they were gone — they were dissolved like bubbles. And plain to be heard in the early quiet was the sound of the creek in the paddock running over the brown stones, running in and out of the sandy hollows, hiding under clumps of dark berry bushes, spilling into a swamp of yellow water flowers and cresses."

Katherine Mansfield, "Prelude", Stories.

*
Although Katherine Mansfield was closely associated with D.H. Lawrence and something of a rival of Virginia Woolf, her stories suggest someone writing in a different era and in a vastly different English. Her language is as transparent as clean glass, yet hovers on the edge of poetry. Her characters are passionate men and women swaddled in English reserve — and sometimes briefly breaking through. And her genius is to pinpoint those unacknowledged and almost imperceptible moments in which those people's relationships — with one another and themselves — change forever. This collection includes such masterpieces as "Prelude," "At the Bay" "Bliss" "The Man Without a Temperament" and "The Garden Party."

wtorek, 26 sierpnia 2014

Sto lat



Wielki Kronopio, gdyby żył, skończyłby dzisiaj sto lat. Wszystkiego najlepszego Julio, gdziekolwiek jesteś...

Jak nakręcać zegarek

 INSTRUKCJA

"Tam w głębi tkwi śmierć, lecz nie bój się. Weź zegarek w jedną rękę, palcami drugiej uchwyć prztyczek do nakręcania i powoli nim obracaj. I oto otwiera się inny wymiar, drzewa rozwijają liście, łodzie stają do regat, czas niby wachlarz samorzutnie się rozkłada, z niego kiełkuje powietrze, powiewy ziemi, cień kobiety, zapach chleba.
Czego chcesz więcej, czego chcesz więcej? Prędko załóż go na rękę, pozwól mu pulsować do woli, naśladuj go zazdrośnie. Strach przeżre kotwiczkę, każda rzecz, która była osiągalna a została zapomniana, będzie powodowała rdzewienie żył zegarka, wywołując gangrenę w chłodnej krwi jego maleńkich rubinów. Tam w głębi tkwi śmierć, chyba, że pośpieszymy się, przybiegniemy przed nią i zrozumiemy, że już wszystko jedno".

 Julio Cortazar "Opowieść o kronopiach i famach", przełożyła Zofia Chądzyńska, Muza, Warszawa 1999, s.22.

Orwell o magii przekleństw


"Wyzwiska także się zmieniają — albo przynajmniej podlegają modzie. Na przykład dwadzieścia lat temu robotnicy londyńscy nałogowo używali słowa bloody. Obecnie całkowicie je zarzucili, choć w powieściach wciąż jeszcze każe się im posługiwać tym epitetem. Żaden londyńczyk z pochodzenia (w wypadku Szkotów czy też Irlandczyków rzecz ma się inaczej) nie użyje obecnie słowa bloody, chyba że odebrał jakie takie wykształcenie. Wyraz ów praktycznie awansował w skali społecznej i utracił charakter wyzwiska używanego wyłącznie przez klasy pracujące. Rozpowszechnionym ostatnio w londyńskiej gwarze przymiotnikiem towarzyszącym każdemu rzeczownikowi jest fucking. Nie ulega wątpliwości, iż słowo to, podobnie jak słowo bloody, wejdzie do salonów, zaś jego miejsce zajmie jakieś inne słowo. Wszystko co dotyczy przeklinania, a zwłaszcza przeklinania w języku angielskim, spowija mgła tajemniczości. Z samej istoty przeklinanie jest tak samo irracjonalne jak magia, bo też i jest ono rodzajem magii. Wiąże się z nim jednak pewien paradoks, oto i on: przeklinając, pragniemy oburzyć słuchaczy i urazić ich uczucia, osiągamy zaś ów cel wspominając o czymś, o czym zwykle się nie mówi — zazwyczaj odnosi się to do czynności seksualnych. 

środa, 20 sierpnia 2014

Ogród Luizy


Ogród Luizy

W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy
Którego nieistnienie zabija jak topór
Zawieszony na tęczy pod gwarancją wizji
Rozżarza się w olśnienie purpurowych kopuł
W czerwcu najpiękniej ogród zakwita Luizy


Luiza której lekkość gracja i swoboda
Metal z różą a krzemień z obłokiem kojarzy
Biega bezbronna w ciemnych lewadach ogrodu
Serca wyryte w korze mając na swej straży
Luiza której lekkość gracja i swoboda


Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków
Gamę śmiechu Luizy powtarza gdy ona
Rozrzucająca włosów rozgwiazdę na piasku
Poddaje nagie gardło śmiechem zwyciężona
Kawalkada dąbrowy czujność sarnich blasków


Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo
Pewność rzutu i nerwów szaleńcze napięcie
Zwycięzco umazany gęstą krwią zwierzęcą
Przynieś jej lwią paszczękę i serce łabędzie
Łaskę Luizy może zdobyć tylko męstwo


Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy
Labiryntów i altan puszcz i klombów kwietnych
Ptaszarni i rykowisk gonów gazel chyżych
Pojąć potrafi tylko prawy i szlachetny
Prostotę tajemnicy ogrodu Luizy


Którego nieistnienie zabija jak topór
Realnością śmiertelnych poczekalni ziemi
Przeklęty rojeniami dzieci i idiotów
Wydrwiony mgieł nonsensem ginie w neurastenii
Którego nieistnienie zabija jak topór


Andrzej Bursa

Jako deser i przysłowiowa wisienka na torcie, film inspirowany wierszem Andrzeja Bursy o tym samym tytule "Ogród Luizy" w reżyserii Macieja Wojtyszki, z Patrycją Soliman w roli Luizy i z Marcinem Dorocińskim. Dziękuję za podpowiedź xbw, autorce bloga A jeśli lepiej być nie może? :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Kate Atkinson "Zagadki przeszłości" (recenzja)


Zacznę tym razem może nietypowo, tzn. od końca, czyli od podsumowania. Dawno nie czytałem tak dobrej książki. Kate Atkinson naprawdę potrafi opowiadać ciekawe i wciągające historie. „Zagadki przeszłości” to znakomity, złożony, wielowątkowy kryminał, którego jedynym minusem jest to, że zbyt szybko się kończy.

Tradycyjnie już nie mam zamiaru zdradzać Wam treści książki, opowiadać kto zabił, kogo, w jaki sposób, kiedy i dlaczego. Jeżeli przeczytacie książkę, dowiecie się sami. Chciałbym jedynie zachęcić do jej lektury i opowiedzieć o moich wrażeniach. Jak już pisałem powyżej, byłem zaskoczony, że to taka znakomita książka. Czytałem wcześniej „Jej wszystkie życia” tej autorki, zatem wiedziałem, że można się spodziewać dobrej literatury. Jednak to dopiero „Zagadki przeszłości” spowodowały, że umieściłem Kate Atkinson na liście moich ulubionych pisarzy, cykl z Jacksonem Brodiem zaliczam do ulubionych cyklów kryminalnych, a jego samego do ulubionych bohaterów kryminałów, obok Filipa Marlowa i detektywa-lumpa z niby-kryminałów Eduardo Mendozy. Ostrzegam, że książka wciąga. Nie mogłem się oderwać od niej nawet podczas koszenia trawnika!

Akcja „Zagadek przeszłości” toczy się w Cambridge w Anglii. Jackson Brodie, były inspektor policji, który obecnie zarabia ciężko na chleb jako prywatny detektyw, zmaga się z kilkoma trudnymi sprawami z przeszłości, musi znosić obraźliwe zachowanie swojej niezbyt sympatycznej sekretarki i na dodatek cały czas boli go ząb. W życiu osobistym także nie ma lekko, zostawia go żona, zabierając ze sobą dziecko, właściwie wszystko co miał. Brodiego mimo to, nie opuszcza ironia i poczucie humoru, innego może trochę rodzaju niż np. u Filipa Marlowa, typowo angielskie, ale w końcu jest Anglikiem. Umiejętne i udane połączenie elementów humoru i grozy, to jedna z licznych zalet tej książki. Inne plusy, to między innymi bardzo wiarygodne, pełnokrwiste postacie. Zmieniająca się narracja prowadzona na zmianę przez kilka różnych postaci, sprawia, że możemy poznawać i oceniać te same sprawy z różnych punktów widzenia. Ogólny efekt tych zabiegów okazuje się bardzo pozytywny, nie nudzimy się i jest interesująco, a przecież o to nam chodzi, prawda? Do tego wszystkiego można jeszcze dorzucić ciekawie przedstawione przez autorkę tło społeczno-obyczajowe Anglii, ze szczególnym uwzględnieniem Cambridge, które nie jest do końca takie jak nam się, wychowanym na stereotypach,  mogło by wydawać.

„Zagadki przeszłości” to książka zabawna, ale i jednocześnie bardzo mroczna. Kate Atkinson wykorzystując kostium powieści detektywistycznej, opowiedziała nam kilka smutnych i dosyć okrutnych historii z życia rodzin dysfunkcyjnych, których bohaterkami są głównie kobiety i dziewczynki. To książka o niespotykanej lekkości ludzkiego życia, o konsekwencjach podejmowanych przez ludzi wyborów, o tym do czego może prowadzić brak miłości małżeńskiej i rodzicielskiej, molestowanie i znęcanie się nad dziećmi, zbyt duże ambicje czy brak wystarczającej opieki. Skutki takiej sytuacji, to między innymi możliwość powstania u dorosłego  już człowieka osobowości socjopatycznej lub psychopatycznej. Stąd już niedaleko do planowania i zabijania własnych dzieci, aby się ich pozbyć, kiedy stały się niewygodne. Skąd my to znamy? Te historie mogłyby równie dobrze zdarzyć się wszędzie, także u nas.

Kate Atkinson "Zagadki przeszłości",  przełożył Paweł Laskowicz, Czarna Seria, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2014, s. 368.

środa, 13 sierpnia 2014

Czytanie kompulsywne

Sylvain Tesson w syberyjskiej chacie

"Dzisiaj dałem spokój książkom. Przejąłem się ostrzeżeniem Nietzschego w Ecce Homo: „Widziałem to na własne oczy: zdolne, bogate i wolne natury już po trzydziestce, <<haniebnie oczytane>>, już tylko zapałki, które trzeba pocierać, by zaiskrzyły, by wydały <<myśl>>”.

Czytanie kompulsywne zwalnia z obowiązku posuwania się w lesie medytacji w poszukiwaniu polanek. Książka po książce zadowalamy się rozpoznawaniem myśli, które intuicyjnie przeczuwaliśmy. Lektura ogranicza się do odkrywania sformułowań idei, które nosiliśmy w sobie lub sprowadza się do utkania sieci połączeń między dziełami setek autorów.

Nietzsche opisuje te zmęczone mózgi, które nie są w stanie myśleć, jeśli nie kompulsują. Jedynie kropla soku z cytryny ma moc obudzenia ostrygi. 

Stąd bierze się siła oddziaływania ludzi, którzy patrzą na świat spojrzeniem uwolnionym od wszelkich odnośników. Wspomnienia przeczytanych książek nigdy nie wprowadzą ekranu między tymi osobami a istota rzeczy".



Sylvain Tesson - W syberyjskich lasach (Dans les forêts de Sibérie) Noir sur Blanc 2013, przełożyła Anna Michalska, str. 193

fragment Nietzschego przełożył Bogdan Baran
Źródło fragmentu: A jeśli lepiej być nie może?

wtorek, 12 sierpnia 2014

Kate Atkinson "Zagadki przeszłości" (informacja)



Dzisiaj tylko informacja o nowej książce Kate Atkinson wydanej przez Wydawnictwo Czarna Owca. Właściwie to nie tak nowej, została już kiedyś wydana w Polsce, zdaje się, że przez Rebis, pod innym tytułem "Historie pewnej sprawy". Książka właściwie  nie zwróciła większej uwagi czytelników i krytyków, a jednak to bardzo dobra powieść. Zdarzają się takie książki, np. "Na oślep" Michaela Frayna. Brzydka okładka, nierzucająca się w oczy, zero reklamy. A w środku wyśmienita treść. Dopiero zaczynam "Zagadki przeszłości", ale widać już jedno, Kate Atkinson potrafi opowiadać historie, książka wciąga od pierwszej strony. Czytałem jakiś czas temu dużo dobrego o tej książce, pierwszej z cyklu kryminałów napisanych przez Kate Atkinson, autorkę bestsellerowej powieści "Jej wszystkie życia". Dlatego też uważam, że to znakomita wiadomość dla wszystkich czytelników i miłośników jej talentu, bowiem już wkrótce ukażą się kolejne części serii kryminalnej z detektywem Jacksonem Brodiem.

Trzymający w napięciu kryminał i gorzka opowieść o przemijaniu.

Nadzwyczaj gorące lato w Cambridge, miejscu, w którym Jackson Brodie, były inspektor policji, a dziś prywatny detektyw nigdy nie czuł się dobrze. Właśnie rozpadło się jego małżeństwo, ponadto wszedł w wiek, w którym mężczyźni zaczynają nagle zauważać, że ich także czeka śmierć, oczywista i nieodwracalna. Otoczony intrygą i nieszczęściami innych Jackson snuje refleksje nad własnym życiem. 

Mimo przygnębienia musi znaleźć rozwiązanie kilku zagadek. Zazdrosny mąż podejrzewa żonę o zdradę. Dwie siostry, stare panny, dokonują szokującego odkrycia. Pewien prawnik prowadzi śledztwo w sprawie dawnego morderstwa. Pewna pielęgniarka traci siostrzenicę, a jakaś wdowa swoje koty... 

Ku swojemu zaskoczeniu Brodie szybko dostrzega związek między sprawami! 

Czy w natłoku nieszczęść podoła wyzwaniom?

Nie tylko najciekawsza powieść, jaką przeczytałem w tym roku [2005], ale również najlepszy kryminał ostatnich czasów.
Stephen King

Zadziwiająco złożona i poruszająca powieść detektywistyczna.

The Guardian