poniedziałek, 16 czerwca 2014

"Płaczę, bo rozumiem"

Jorge Luis Borges

"W wigilię Bożego Narodzenia 1938 - w roku, gdy umarł ojciec - miałem poważny wypadek. Wbiegałem na schody, gdy nagle poczułem gwałtowne uderzenie. Zawadziłem czubkiem głowy o kant otwartego, świeżo malowanego okna. Udzielono mi pierwszej pomocy, ale mimo to w ranę wdała się infekcja i przez cały bezsenny tydzień miałem halucynacje i wysoką gorączkę Któregoś wieczoru straciłem mowę i zabrano mnie do szpitala na natychmiastową operację. Wywiązała się posocznica i przez miesiąc, niczego nieświadomy, znajdowałem się na krawędzi życia. (W kilka lat później napisałem o tym w opowiadaniu "Południe").

Kiedy zacząłem wracać do zdrowia, bałem się, że postradałem zmysły. Pamiętam, jak matka chciała poczytać mi książkę, o którą wcześniej prosiłem - "Z milczącej planety" C.S. Lewisa - ale przez dwie bądź trzy noce odkładałem lekturę. Wreszcie namówiła mnie, a ja po wysłuchaniu jednej czy dwóch stron wybuchnąłem płaczem. Matka zapytała, co znaczą te łzy: "Płaczę, bo rozumiem", odpowiedziałem".[s.66-67]

Jorge Luis Borges "Autobiografia", przełożył Adam Elbanowski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, s. 95.


niedziela, 8 czerwca 2014

Starszy bibliotekarz, czyli blaski i cienie pracy w bibliotece



"Teraz dzięki przyjaciołom otrzymałem skromne stanowisko starszego bibliotekarza w bibliotece Miguel Cane, filii Biblioteki Publicznej, w szarej i ponurej dzielnicy, na południowy zachód od centrum. Podlegał mi wprawdzie bibliotekarz i młodszy bibliotekarz, ale nade mną z kolei był dyrektor i starszy kustosz, kustosz i młodszy kustosz. Miesięczna pensja wynosiła dwieście dziesięć pesos, potem podniesiono ją do dwustu czterdziestu pesos, co dziś odpowiada siedemdziesięciu czy też osiemdziesięciu dolarom amerykańskim.

W bibliotece niewiele mieliśmy do zrobienia. Jakieś pięćdziesiąt osób wykonywało pracę, której z łatwością sprostałoby piętnastu pracowników. Do obowiązków moich oraz piętnastu czy też dwudziestu kolegów należało opisywanie i porządkowanie woluminów, które dotąd nie zostały skatalogowane. Zbiory jednak były tak skromne, że bez trudu mogliśmy znaleźć potrzebną książkę bez sięgania do katalogu, tak starannie opracowanego, choć zupełnie zbędnego. Pierwszego dnia pracowałem z pełnym poświęceniem. Nazajutrz kilku kolegów odwołało mnie na bok, oświadczając, że nie mogę tak postępować, bo stawia ich to w niekorzystnym świetle. "A poza tym - argumentowali - całe to katalogowanie ma stwarzać pozory pracy, więc przez ciebie znajdziemy się na bruku". Odpowiedziałem im, że zamiast jak oni skatalogować sto książek, opracowałem czterysta. No tak, ale jak tak dalej pójdzie, szef zdenerwuje się i nie będzie wiedział co z nami zrobić" - odparli. W imię zachowania pozorów poprosili mnie, żebym odtąd jednego dnia skatalogował osiemdziesiąt trzy książki, następnego dnia dziewięćdziesiąt, a trzeciego - sto cztery.

Wytrzymałem tam dziewięć lat. Dziewięć lat nieustającej udręki. Bibliotekarzy interesowały wyłącznie wyścigi konne, piłka nożna i sprośne dowcipy. Pewnego razu w pobliżu damskiej toalety zgwałcono jedną z czytelniczek. Wszyscy twierdzili, że musiało się tak stać, ponieważ męska i damska toaleta przylegały do siebie.



"Zawsze wyobrażałem sobie Raj jako bibliotekę, nigdy jako ogród". - Jorge Luis Borges

[...] W owych latach byłem już, co brzmi ironicznie, dość znanym pisarzem - wszędzie, tylko nie w bibliotece. Pewnego razu jeden z kolegów znalazł w encyklopedii nazwisko niejakiego Jorge Luisa Borgesa i zdziwiła go zbieżność nazwisk i dat urodzenia.

Od czasu do czasu, jako urzędnicy magistratu, dostawaliśmy kilogramową paczkę yerba mate. Niekiedy pod wieczór, gdy szedłem dziesięć przecznic do przystanku tramwajowego, miałem oczy pełne łez. Te drobne prezenty od zwierzchników nieustannie uświadamiały mi, jak upokarzające i żałosne  jest moje życie.

Kilka godzin dziennie, jadąc w obie strony tramwajem, czytałem "Boską Komedię", wspomagany aż do "Czyśćca" przekładem prozą Johna Aitkena Carlyle'a; potem podążałem już o własnych siłach.

Całą pracę w bibliotece wykonywałem w ciągu godziny, a potem wymykałem się do sutereny i przez pozostałe pięć godzin oddawałem się lekturze albo pisaniu. Tam przewertowałem ponownie sześć tomów "Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego" Gibbona i kolejne woluminy "Historii Republiki Argentyńskiej" Vicente Fidela Lopeza. Czytałem Leona Bloya, Claudela, Groussaca i Bernarda Shawa. W czasie wakacji tłumaczyłem Faulknera i Virginię Woolf. Pewnego razu wzniosłem się na zawrotne wyżyny, obejmując stanowisko młodszego kustosza. [...]

Moi koledzy uważali mnie za odszczepieńca, nie brałem bowiem udziału w ich niesmacznych żartach. Nadal pisywałem w suterenie biblioteki albo na dachu, kiedy robiło się gorąco. Moje kafkowskie opowiadanie "Biblioteka Babel" obmyślone było jako koszmarna wizja czy też karykatura owej biblioteki publicznej, stąd niektóre szczegóły w tekście nie mają jakiegoś zamierzonego znaczenia. Podane tam liczby książek i półek zgadzają się dokładnie z tymi, które miałem pod ręką. Wytrawni krytycy bardzo przejęli się tymi cyframi i łaskawie obdarzyli je mistycznym sensem.

Jorge Luis Borges, 1951, fot. Grete Stern

W roku 1946 doszedł do władzy prezydent, którego nazwiska nie mam ochoty sobie przypominać. Wkrótce potem zostałem zaszczycony wiadomością, że "awansowano" mnie na stanowisko inspektora do spraw drobiu i królików na jednym z miejskich targowisk. Udałem się do magistratu, żeby zapytać, co oznacza ta nominacja. "Proszę pana - zwróciłem się do urzędnika - wydaje mi się dość dziwne, że spośród wielu pracowników biblioteki akurat mnie powierzono tę funkcję". "No cóż - odpowiedział urzędnik - podczas wojny popierał pan aliantów, czegóż zatem pan oczekiwał". Był to argument nie do odparcia i następnego dnia złożyłem rezygnację". [s. 63 - 69]

Jorge Luis Borges przy współpracy Normana Thomasa di Giovanni "Autobiografia", przełożył Adam Elbanowski, Wydawnictwo Pruszyński i S-ka, s. 95.


piątek, 6 czerwca 2014

Tęsknota

Sculpture by Bruno Catalano

hiraeth - (noun) a homesickness for a home to which you cannot return, a home which maybe never was; the nostalgia, the yearning, the grief for the lost places of your past. 

Hiraeth /hɪəraɪ̯θ/ is a Welsh word that has no direct English translation. The University of Wales, Lampeter attempts to define it as homesickness tinged with grief or sadness over the lost or departed. It is a mix of longing, yearning, nostalgia, wistfulness, or an earnest desire for the Wales of the past. Hiraeth bears considerable similarities with the Portuguese concept of saudade (a key theme in Fado music), Galician morriña and Romanian dor. [Wikipedia]

Sculpture by Bruno Catalano



środa, 4 czerwca 2014

Dalajlama i 19 dobrych rad na udane życie



  1. Miej na uwadze, że wielkie miłości i osiągnięcia niosą ze sobą wielkie ryzyko.
  2. Z każdej porażki wyciągaj naukę.
  3. Stosuj zasadę „trzech S”:
    • Szanuj siebie.
    • Szanuj innych.
    • Stań się odpowiedzialny za wszystkie swoje działania.
  4. Poznaj zasady, żebyś umiał je złamać, kiedy będzie trzeba.
  5. Nie pozwól, aby małe nieporozumienie zepsuło ważny związek.
  6. Kiedy zdasz sobie sprawę, że popełniłeś błąd, natychmiast zacznij go naprawiać.
  7. Pamiętaj, że czasami nie otrzymanie tego, czego pragniesz, jest niezwykłym fartem.
  8. Codziennie spędź nieco czasu w samotności.
  9. Otwórz się na zmiany, ale nie zmieniaj swoich zalet.
  10. Pamiętaj, że czasami milczenie jest najlepszą odpowiedzią.
  11. Żyj dobrze i uczciwie. Na starość będziesz mógł spojrzeć wstecz i radować się swoim życiem.
  12. Podstawą Twojego życia jest dom pełen miłości.
  13. Kiedy nie zgadzasz się z kimś, kogo kochasz, bierz pod uwagę jedynie obecny problem. Nie wracaj do dawnych sporów.
  14. Dziel się swoją wiedzą. To sposób na nieśmiertelność.
  15. Bądź dobry dla Matki Ziemi.
  16. Raz do roku pojedź w miejsce, w którym jeszcze nie byłeś.
  17. Pamiętaj, że najlepszy związek to taki, w którym wzajemna miłość przeważa nad wzajemną potrzebą.
  18. Oceniaj swój sukces pamiętając o tym, czego musiałeś się wyrzec, by go osiągnąć.
  19. W kochaniu i gotowaniu zatracaj się zupełnie.
Źródło: http://osobistyrozwoj.pl/


wtorek, 3 czerwca 2014

Świetnie, jak na garbatego



Rzekł do uczniów nauczyciel.
Wzniośle tak, jak tylko mógł:
„Wszystko to, co stworzył Bóg,
jest zrobione znakomicie.
Nie ma skazy na tym cudzie,
wszystko jest bezbłędne w krąg:
błękit nieba, zieleń łąk,
zwierzę wszelkie oraz ludzie.”
Wtem wymowy tok mu przetnie
głos garbuska z tylnych ław:
„A mnie czy w nawale spraw
Pan Bóg stworzył też tak świetnie?”
Bacznie spojrzał się na niego
nauczyciel, łebski człek,
po czym bez wahania rzekł:
”Świetnie, jak na garbatego”.

Antoni Marianowicz


"Garbaty pajac", Andrzej Troc


poniedziałek, 2 czerwca 2014

Stare fotografie (23) - Andre Kertesz

Kolejny już raz prezentuję znakomite zdjęcia jednego z moich ulubionych artystów, geniusza fotografii. Mówią same za siebie. Pewnie to pierwsze już gdzieś widzieliście...


Wandering Violinist, Albony, Hungary, 1921.