piątek, 30 marca 2012

"Siostrzyca" John Harding


"Któż z choć odrobiną inteligencji,
Nie chciałby pocałować Florencji?"


"Siostrzyca" (Florence and Giles) Johna Hardinga to książka z "dreszczykiem", wzorowana na XIX-wiecznej powieści gotyckiej. Wielka gratka dla wszystkich miłośników tego typu literatury, do których zresztą sam się zaliczam. Ta powieść to także hołd złożony przez autora Edgarowi Allanowi Poe, prekursorowi współczesnego kryminału i powieści grozy. Podczas lektury wyraźnie daje się odczuć atmosferę jego opowiadań. Otwierający powieść wiersz "Łabędzica" brzmi tak jak gdyby napisał go sam autor słynnego "Kruka". W tekście co jakiś czas, niczym słupy milowe, pojawiają się tytuły znanych dzieł z tamtej epoki: "Tajemnice zamku Udolpho" Ann Radcliffe, "Dziwne losy Jane Eyre" Charlotte Bronte, "Kobieta w bieli" Wilkie'go Collinsa, "Tales of Mystery and Imagination" Edgara Allana Poe.

Główną bohaterką i narratorką powieści jest Florence, ponad swój wiek rozwinięta intelektualnie i niezwykle błyskotliwa, dwunastoletnia dziewczynka. Sierota mająca na świecie jedynie wuja i przyrodniego brata, dziewięcioletniego Gilesa. Rodzeństwo razem z panią Grouse, gospodynią domu, oraz służbą zamieszkuje ogromny stary dwór Blithe House położony na odludziu. Pewnego dnia podczas zabawy dzieci w nieuczęszczanej części domu odkrywają wspaniałą bibliotekę. Ponieważ wuj Florence jest przeciwnikiem kształcenia kobiet i zabronił jej edukowania, dziewczynka potajemnie sama uczy się czytać i zaczyna pochłaniać tom za tomem kolejne książki z biblioteki. Jej ulubiony pisarz to Szekspir. Przeczytała wszystkie jego dzieła. Podziwiając go i zazdroszcząc mu umiejętności tworzenia nowych, wspaniałych słów, Florence zaczyna posługiwać się wymyślonym przez siebie, trochę dziwnym i niesamowitym, językiem. Kiedy nie ma zegarka zaczyna odmierzać czas w Szekspirach. Drugim ulubionym jej pisarzem, zaraz po Szekspirze, jest Edgar Allan Poe. Florence jest wrażliwą dziewczynką o dużej wyobraźni. Wierzy w czytane przez siebie historie i utożsamia z ich bohaterami. W międzyczasie, ze szkoły z internatem, gdzie sobie nie radził, zostaje do domu odesłany Giles. Należy znaleźć guwernantkę, która zadba o edukację chłopca.  Do Blithe House przybywa tajemnicza panna Taylor. Nowa guwernantka natychmiast wzbudza niepokój dwunastolatki. Dziewczynka uważa, że kobieta jest łudząco podobna do poprzedniej nauczycielki, panny Whitaker, która utonęła w pobliskim jeziorze. Złe przeczucia Florence nasilają się kiedy pewnej nocy staje się świadkiem dziwnych wydarzeń, we wszystkich lustrach dworu zaczyna dostrzegać postać panny Taylor i czuje, że jej bezpieczny świat zaczyna przesiąkać zapachem martwych lilii. 

Nasze poglądy na temat Florence zmieniają się wraz z upływem czasu i rosnącą liczbą przeczytanych stron. Z początku wciągając się w jej opowieść zaczynamy ją lubić i wierzymy jej. W miarę rozwoju akcji i następujących wydarzeń, zaczynamy sądzić, że dziewczynka jest chora psychicznie, postradała zmysły lub jest obłąkana, by potem, gdy poznajemy więcej faktów, jeszcze raz zmienić nasze zdanie. Samo zakończenie powieści jest także zaskakujące i niejednoznaczne. Nawet po jego przeczytaniu nie wiemy nic na pewno i pozostają w nas wątpliwości. W ten sposób autor umożliwia czytelnikowi własną interpretację jego powieści. Istotnym elementem "Siostrzycy" jest wymyślony przez Florence język. Nadaje on tej książce niepowtarzalny klimat i atmosferę, wciągając, a nie przeszkadzając w jej odbiorze. Spostrzegłem nawet, że w trakcie lektury i po jej zakończeniu zacząłem myśleć podobnym językiem jak Florence. Duże słowa uznania należą się tłumaczce powieści Karolinie Zarembie.

Czytając "Siostrzycę" miałem różne skojarzenia związane z moimi wcześniejszymi lekturami. O Edgarze Allanie Poe już wspomniałem. Odnalazłem poza tym nawiązanie do książki "W kleszczach lęku" Henry Jamesa, historii opowiedzianej z punktu widzenia guwernantki, a nie dziecka. Widać to szczególnie w sylwetkach głównych bohaterów: u Jamesa mamy Milesa i Florę, podczas gdy u Hardinga jest Giles i Florence. To, że nie jesteśmy niczego pewni, mamy lekki mętlik w głowie, otrzymujemy zaskakujące i niejasne zakończenie oraz rola jaką odgrywają biblioteka i książki, przypomniało mi "Złodziejkę" Sary Waters. Z pewnością porównań i nawiązań do innych utworów jest znacznie więcej, co daje tym większą przyjemność podczas lektury tej znakomitej książki, jednej z najlepszych jakie ostatnio miałem przyjemność przeczytać.

Na zakończenie cytat, który według mnie tłumaczy trochę postępowanie Florence:
"Któregoś dnia, będąc w wieży, uniosłam wzrok znad książki (...) i przez okno dostrzegłam gawrona, dziobiącego coś pośród śniegu. Scena ta doskonale ilustrowała osiągnięty przeze mnie stan umysłu. Idealnie biały śnieg, na tle którego czarny gawron jawił się niczym paskudna plama na świeżo wypranym prześcieradle - po raz pierwszy zrozumiałam, że nie istniało nic całkowicie dobrego lub całkiem złego. Na każdej stronie zdarzał się jakiś kleks, a tym samym żywiłam nadzieję, że każda ciemna noc kryła w sobie odległy promień światła."[s.45]

środa, 28 marca 2012

Alfabet biblioteki (5) - T jak tłumacz

Tłumacz książki jest nie mniej ważny niż jej autor, a czasami może nawet ważniejszy. To od niego w dużej mierze zależy czy książka zostanie właściwie odebrana, jest ogniwem łączącym nas z autorem, jego "oczami" widzimy powieściowy świat. Wiedzą o tym także pisarze i bardzo często można przeczytać podziękowania dla tłumacza. Nie wszystkie też książki wymagają największego kunsztu podczas ich tłumaczenia. Jest jednak pewna liczba takich, które są bardzo trudne do przełożenia, jeżeli wręcz nieprzekładalne. Tym większe brawa należą się tłumaczom takich dzieł. W Polsce mamy wielu uznanych i świetnych tłumaczy z różnych języków, dzięki nim ktoś taki jak ja, znający zaledwie jeden język obcy, może sobie z wielką przyjemnością czytać i poznawać literaturę innych krajów.

Jeżeli chodzi o język angielski to najbardziej znani są ci, którzy tłumaczą Szekspira czy Joyce'a. Można tutaj m.in. wymienić Macieja Słomczyńskiego ("Ulisses", "Dzieła" Szekspira, "Przygody Alicji w Krainie Czarów" Lewisa, "Podróże Guliwera" Swifta, "Raj utracony" Miltona, "Światłość w sierpniu" Faulknera), Stanisława Barańczaka ("Dzieła" Szekspira, poezja angielska i amerykańska, "Czarnoksiężnik z Archipelagu" Le Guin). Z moich ulubionych lektur pamiętam także Lecha Jęczmyka, to dzięki jego świetnym przekładom poznałem takie powieści i autorów jak "Paragraf 22" Josepha Hellera, "Mały Wielki Człowiek" Thomasa Bergera, "Valis" i "Człowiek z Wysokiego Zamku" Philipa K. Dicka, "Śniadanie mistrzów", "Kocia kołyska", "Matka noc" i "Rzeźnia numer 5" Kurta Vonneguta, "Lewa ręka ciemności" Le Guin czy wreszcie "Imperium Słońca" Ballarda. Podobały mi się także przekłady Tomasza Mirkowicza takich ważnych książek jak "Rok 1984" Orwella oraz "Lot nad kukułczym gniazdem" Kena Keseya. Dużym wyzwaniem dla tłumacza są takie utwory jak "Lolita" i "Blady ogień" Nabokova, "Mechaniczna pomarańcza" (dwie wersje A i R) Burgessa czy "Alicja w Krainie Czarów" Lewisa, których tłumaczem był Robert Stiller, zawsze opatrujący swoje tłumaczenia licznymi przypisami lub posłowiem na temat przekładanego utworu i swojej nad nim pracy.

W poznawaniu dzieł literatury francuskiej przez polskich czytelników wielką rolę odegrał jeden człowiek, Tadeusz Boy-Żeleński. To dzięki niemu możemy dzisiaj zachwycać się utworami takich pisarzy jak Proust, Balzak, Molier, Stendhal, Flaubert, Diderot, Gide, Rabelais, France, de Laclos i wielu innych. Wspaniali tłumacze z języka hiszpańskiego to Zofia Chądzyńska (przetłumaczyła mnóstwo opowiadań i powieści Julio Cortazara oraz Jorge Luisa Borgesa), Carlos Marrodan Casas (tłumacz wielu powieści Mario Vargasa Llosy m.in. "Zielonego domu", Gabriela Garcii Marqueza m.in. "Miłości w czasach zarazy", Javiera Mariasa oraz "Cienia wiatru" Carlosa Ruiza Zafona) oraz Filip Łobodziński ("Klub Dumas", "Fechmistrz", "Szachownica flamandzka" oraz cykl "Przygody kapitana Alatriste" Artura Pereza-Reverte czy "Zeszyty don Rigoberta" Maria Vargasa Llosy).

Zmieniają się czasy, zmienia się także język, którym mówią kolejne pokolenia Polaków i dlatego kolejni tłumacze podejmują swoje próby przekładu znanych już dzieł. Na ogól z dobrym skutkiem. Jednak czasem, gdy mamy do czynienia z bardzo popularnym utworem, wielokrotnie czytanym, którego liczne cytaty funkcjonują od dawna w języku polskim, trudno jest się przestawić i przyzwyczaić do nowego tłumaczenia. Można tu choćby wymienić dramaty Szekspira, "Don Kichota", "Fausta" "Proces" czy moje ulubione "Przygody dobrego wojaka Szwejka", które dodatkowo z każdym nowym tłumaczeniem mają zmieniany także tytuł.

Nie wspomniałem o wielu jeszcze znakomitych tłumaczach, także z innych języków, bo nie bylem w stanie wymienić ich wszystkich. Temat jest według mnie interesujący, ale też bardzo obszerny niczym powieść-rzeka. Osobiście bardzo jestem ciekawy tego jak pracują tłumacze literatury pięknej, jak znajdują te właściwe słowa, tworząc praktycznie swoją własną wersję przekładanego dzieła. Według mnie są właściwie jego autorami w innym języku. Nie bez znaczenia pozostaje tutaj fakt, że prawie wszyscy wymienieni przeze mnie tłumacze są również pisarzami, twórcami swoich własnych utworów.

A Wy, czy macie swoich ulubionych tłumaczy? Czy uważacie, że przekład może równać się oryginałowi lub być nawet od niego lepszym? Co sądzicie na temat nowych przekładów znanych już dzieł?

[1] Źródło, fot. Sławomir Mielnik

Nieco szerzej o życiu i pracy tłumacza Carlosa Marrodana Casasa można przeczytać TUTAJ

Pozostałe części cyklu Alfabet biblioteki można przeczytać TUTAJ 

poniedziałek, 26 marca 2012

Dzień z życia pisarza (1) - Raymond Chandler

Raymond Chandler ze swoim kotem
W Książkach Nr 1 (4) z marca 2012 znalazłem pewnego rodzaju zabawę literacką zatytułowaną Dzień z życia sławnego pisarza napisaną przez Marcina Sendeckiego. Jest to mianowicie, dosyć myślę dowolne, w dużej mierze oparte na wyobraźni, zestawienie jednego dnia z życia kilku sławnych pisarzy. Możemy się na przykład dowiedzieć, że o szóstej po południu Joyce ciężko pracował nad Finnegans Wake, Białoszewski odwiedzał kino porno, a Chandler był już po paru drinkach. Bardzo spodobał mi się ten pomysł i w miarę możliwości postaram się go w przyszłości kontynuować. Dzisiaj przedstawiam, na podstawie wyżej wymienionego artykułu z Książek, jeden dzień z życia Raymonda Chandlera.

 KALIFORNIA, LATO 1943

7.30 - Budzi się w niedawno wynajętym domu na Drexel Avenue w południowym Hollywood. Śniadanie z Cissy (podówczas już 73-letnią żoną, przy 55 roku życia pisarza).

9.00 - Jak zwykle w tweedach, z fajką w zębach i zapasem whisky w brązowej, pojemnej teczce, stawia się do pracy w Budynku Pisarzy studia filmowego Paramount, gdzie do spółki z Billym Wilderem pracuje nad scenariuszem Podwójnego ubezpieczenia na podstawie prozy Jamesa M. Caina.

12.00 - Zwyczajowa kłótnia z Wilderem, obaj od początku współpracy nie mogą dojść ze sobą do ładu (co nie przeszkodzi im w napisaniu świetnego scenariusza). Odwiedziny u obsługującej centralkę telefoniczną Simone, u której w lodówce mrozi się szampan. 

13.00 - Lunch z innymi scenarzystami przy "pisarskim stoliku" w stołówce Paramountu. Chandler od jakiegoś czasu jest duszą tego towarzystwa. Przy jedzeniu gra się w słowne gry i żartuje. "Przy tym stole - wspominał Chandler - słyszałem najlepsze dowcipy w życiu. Niektórzy z tych chłopców byli najbłyskotliwsi akurat wtedy, gdy nie pisali."

15.00 - W ruch idzie piersiówka z teczki, a pisarz postanawia poflirtować - raczej bezskutecznie - z jedną z sekretarek.

17.00 - Koniec pracy. Chandler sam już pod dobrą datą, wybiera się z producentem Josephem Sistromem do baru Lucey's położonego nieopodal studia, na Melrose Avenue. Po paru drinkach niezbyt przytomnego Chandlera Sistrom odwozi do domu.

20.00 - Niewielka awantura z Cissy - Chandler po okresie abstynencji, w Paramouncie znów się rozpił, Cissy zdaje sobie też sprawę z jego zainteresowania innymi kobietami.

22.00 - Zmęczeni małżonkowie, wciąż na siebie nieco obrażeni, udają się na spoczynek, Raymond kreśli w głowie scenę z filmowym nababem Oppenheimerem i jego piątką buldogów, która wejdzie do powieści Siostrzyczka.


niedziela, 25 marca 2012

"Lolita": zagadki i gry słowne

W powieści występują liczne gry i zagadki słowne. Niektóre z nich to:

Jezioro w Ramsdale – Humbert początkowo sądzi, że nazywa się ono Our Glass (nasze lustro), później okazuje się, że w rzeczywistości nazwa to, podobne fonetycznie, Hourglass (klepsydra). Pierwsza nazwa odnosi się do solipsyzmu, widzenia tylko własnego odbicia, druga – do obsesji czasu. Ta gra słów zostaje zachowana w oryginale w przekładzie Stillera, zaś w tłumaczeniu Kłobukowskiego Humbert od początku nazywa jezioro Klepsydrą, sądzi jednak początkowo, że nazwa ta odnosi się do innej nazwy nekrologu, a nie, jak jest naprawdę, do kształtu jeziora.

Obóz wakacyjny, na który wyjeżdża Lolita – Obóz Q (tł. Stillera), Kolonia Q (tł. Kłobukowskiego) – Q wymawia się podobnie jak angielskie słowo cue (wskazówka). Wskazówka ta odnosi się do nazwiska Quilty.

Lokalne czasopismoClimax Herald (Stiller), Orgasm Herald (Kłobukowski). Nazwa może oznaczać po prostu czasopismo miejscowości Climax/Orgasm, ale też "zwiastun orgazmu", co odnosiłoby się do nadziei Humberta na zbliżenie z Lolitą.

Vladimir Nabokov
Szyld przydrożnej kawiarni "The Bustle. A Deceitful Seatful" – "Figa w Figach: Fałsz-Farsz" (tłum. Kłobukowskiego), "KRYNOLINY. Fałszywe Siedzenie Prawdziwe jedzenie!" (tłum. Stillera). W oryginale the bustle, oprócz turniury i krynoliny, oznaczać może zamęt, ożywienie. Deceitful seatful natomiast można odczytać i jako "oszukany zadek" (z powodu turniury), ale też jako "oszukańcza osoba na siedzeniu", co byłoby znakiem od losu dla Humberta, że Lolita nie jest wobec niego uczciwa.

Po połączeniu pierwszego członu nazwiska panny Lester z drugim członem nazwiska panny Fabian uzyskuje się słowo lesbian, wskazujące na ich orientację seksualną. Natomiast wymiana pierwszych liter w nazwiskach panien Horn i Cole, powoduje w języku angielskim uzyskanie potocznego określenia na seks analny.

Słowo "wodoodporny" – Humbert przypomina je sobie, kiedy odkrywa tożsamość Quilty'ego. To przypomnienie ma źródło w rozmowie o wodoszczelnym zegarku Humberta nad jeziorem w Ramsdale. Jean Farlow niemalże wymienia wtedy nazwisko słynnego dramaturga.

Formę zagadki mają również wpisy w leksykonie ludzi filmu i teatru pt. Kto jest kim w światłach rampy, który główny bohater znajduje w więziennej bibliotece – biogramy nawiązują do postaci Humberta, Lolity i Quilty'ego i zapowiadają przyszłe wydarzenia powieściowe:

"Pym, Roland. Ur. Lundy, Massachusetts, 1922. Rzemiosła scenicznego uczył się w Teatrze Elsynorskim w Derby, Nowy Jork. Debiutował w "Jutrzence". Spośród licznych jego ról wymienić należy "Dwie przecznice stąd", "Dziewczynę ubraną na zielono", "Poplątanych mężów", "Dziwną salamandrę", "Na włosku", "Johna ślicznego", "Śniłaś mi się"."[1]

Imię i nazwisko aktora nawiązują do tytułowego bohatera Przygód Artura Gordona Pyma Poego, którego sposób prowadzenia pierwszoosobowej narracji przypomina Humberta Humberta. Debiutancka sztuka Jutrzenka (w org. Sunburst) odwołuje się do myśli Humberta o śmierci Charlotty (org.ultimate sunburst, pl. ostatecznie zajaśniała jutrzenka), która umożliwiła mu zadebiutowanie w roli kochanka Lolity. Sztuka Dziwna Salamandra (org. Strange Mushroom – "dziwny grzyb") ma wywoływać skojarzenia z penisem w stanie erekcji.

"Quilty, Clare, dramaturg amerykański. Ur. Ocean City, New Jersey, 1911. Studiował na Uniwersytecie Columbia. Pracował w handlu, lecz potem zajął się dramatopisarstwem. Autor "Małej nimfy", "Pani, która pokochała pioruny" (we współpracy z Vivian Darkbloom), "Mrocznego wieku", "Dziwnej salamandry", "Ojcowskiej miłości" i innych. Na uwagę zasługują jego liczne sztuki dla dzieci. "Mała nimfa" (1940) przejechała 23 000 km i miała 280 przedstawień podczas zimowego tournée, zanim w końcu trafiła do Nowego Jorku. Hobby: szybkie samochody, fotografia, zwierzęta-pupile.[2]

To pierwsze pojawienie się w postaci pełnych personaliów Quilty'ego. Jego sztuki: Mała nimfa i Ojcowska miłość wskazują na jego zainteresowanie nimfetkami. Z kolei Pani, która pokochała pioruny to sztuka, którą Lolita i Humbert będą wspólnie oglądać w Wace. Zamiłowanie do szybkich samochodów zapowiada jego pościg za Humbertem, a upodobanie do fotografii oznacza właściwie upodobanie do tworzenia zdjęć i filmów pornograficznych.

 "Quine, Dolores. Ur. 1882 w Dayton, Ohio. Studiowała na wydziale aktorskim Akademii Amerykańskiej. Pierwszy występ w Ottawie, 1900. Nowojorski debiut w "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi" (1904)(...) Zagrała (...) w "Zamordowanym dramaturgu"."[3]

Imię aktorki wskazuje na Lolitę, natomiast nazwisko na jej związek z Quiltym. Humbert kilkakrotnie w powieści udziela Lolicie rady odpowiadającej tytułowi sztuki Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym. Zamordowany dramaturg zapowiada z kolei zabójstwo Quilty'ego.

Formę gier słownych i zagadek erudycyjnych mają również wszystkie wpisy, które Quilty pozostawił w hotelowych księgach gości, aby uniemożliwić Humbertowi zidentyfikowanie go na ich podstawie. Również numery tablic rejestracyjnych, które Quilty wpisuje do ksiąg hotelowych, są zagadkami dla Humberta:

WS 1564 i SH 1616 – obie tablice rejestracyjne zawierają inicjały Williama Szekspira oraz daty jego narodzin i śmierci.
Q 32888 i CU 88322 – Q i CU (czytane po angielsku podobnie) to aluzja do nazwiska Quilty i jego przezwiska Cue. Suma cyfr obu rejestracji wynosi 52. 52 tygodnie trwała podróż Humberta i Lolity, tyle jest również kart w talii. Humbert napisze później wiersz do Lolity, który będzie miał 52 wersy. 1952 to rok śmierci Humberta, Quilty'ego i Lolity.

Wcześniejsze części cyklu o Lolicie można przeczytać TUTAJ

[1],[2],[3] Vladimir Vladimirovič Nabokov, przeł. Michał Kłobukowski: Lolita. Warszawa: Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2007, s. 39.

Źródła:
1.  Vladimir Vladimirovič Nabokov, przeł. Michał Kłobukowski: Lolita. Warszawa: Warszawskie
     Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2007,
2. Vladimir Vladimirovič Nabokov: Lolita : powieść. Warszawa: Państ. Instytut Wydawniczy, 1991,
3. Robert Stiller "Lolita" jako gra i paradoks. W: Vladimir Vladimirovič Nabokov: Lolita : powieść.
    Warszawa: Państ. Instytut Wydawniczy, 1991,
4. Wikipedia.pl
5. Covering Lolita


Odkryłem książkę (3)

Listy do rodziny, przyjaciół, wydawców - Franz Kafka.

Z noty wydawcy:

Czy Kafka pisał wiersze? Czy był zakochany w innych kobietach oprócz Felicji i Mileny? Jakie książki czytał? Lubił chodzić do teatru? Co jadał? Jak znosił walkę z chorobą? I z kim dzielił się swymi przemyśleniami? Mniej lub bardziej zaskakujące odpowiedzi może przynieść lektura nigdy dotąd w Polsce niepublikowanej korespondencji Franza Kafki. Począwszy od wpisu do pamiętnika, który zrobił, mając siedemnaście lat, przez kartki pocztowe, dedykacje oraz listy, kończąc na tym ostatnim, napisanym do rodziców dzień przed śmiercią - to historia życia ujęta w obszernej korespondencji. Listy do szkolnych kolegów Kafki (m.in. Oskara Pollaka, Oskara Bauma) oraz późniejszych oddanych przyjaciół (Maksa Broda, Feliksa Weltscha, Roberta Klopstocka), do kobiet, z którymi był związany, poza znanymi już Felicją i Mileną, do rodziców i sióstr, głównie do najmłodszej, ukochanej Ottli, do wydawców (m.in. Kurta Wolffa) oraz wielu innych przedstawicieli kultury i sztuki - wszystkie one kryją mnóstwo skarbów. Można w nich odnaleźć fragmenty utworów Kafki, dowiedzieć się, które lektury szczególnie go zajmowały, jaki miał stosunek do najbliższych mu osób, jak się układały jego relacje z wydawcami, czym był pochłonięty na co dzień, jak znosił trudy miłości. Można obserwować nie tylko ewolucję poglądów czy sposobu myślenia Kafki, lecz także stylu pisania - od młodzieńczej kwiecistości, metaforyzacji języka do późniejszej lapidarności.

wtorek, 20 marca 2012

Alfabet biblioteki (4) - E jak e-booki

Bibliotekarz, Giuseppe Arcimboldi
W Dużym Formacie z 8 marca 2012 roku Krzysztof Varga, w swoim cotygodniowym felietonie z cyklu Kajet konesera zatytułowanym Kocham roztocza czyli książka musi pachnieć, wypowiedział się na temat e-booków i tradycyjnych papierowych książek. Dużo czytałem o e-bookach w prasie, jak również w blogosferze i jestem trochę już tym zmęczony, dlatego dla przedstawienia mojego zdania posłużę się obszernymi cytatami z felietonu Krzysztofa Vargi, z którym, jeżeli chodzi o e-booki, zgadzam się w stu procentach. 

"Uważnie śledzę, jako książkowy fetyszysta, gazetową debatę o e-bookach, o przyszłości książki, która, jak wiadomo, wygląda nieco ponuro, ale jest to debata kluczowa, uważam, przy niej taki, dajmy na to, grecki kryzys  ekonomiczny to jest w ogóle śmieszna rzecz. W kontekście dziejów ludzkości grecki kryzys to jest rzecz zupełnie niszowa, w przeciwieństwie do przyszłości książki, która jest sprawą globalną.(...)

Pytanie, czy e-booki są przyszłością czytelniczą, czy elektroniczne książki czytane na tabletach czy innych czytnikach w rodzaju Kindle'a wyprą książki drukowane, jest pytaniem zasadniczym. to jest dla mnie fundamentalny spór cywilizacyjny, choć mam świadomość, że przyszłość mojego papierowego imperium w starciu z elektronicznymi czytnikami jest mniej więcej tak świetlana jak cywilizacji prekolumbijskich w momencie, gdy u brzegów Ameryki wylądowali konkwistadorzy.

(...) Idzie mi tu o formę książki, dla mnie, niestety jako dinozaura, na którego rozkojarzony łeb leci właśnie wielki meteoryt, książka, prócz treści, musi zawierać w sobie papier, jego fakturę, okładkę, miękką lub twardą,, oraz zapach. Książka, która nie pachnie, traci wszak tak wiele ze swej książkowości; inaczej pachnie nowa książka, mamiąca rozkoszną wonią świeżego druku, inaczej książka, która wchodzi w wiek dorosły, a potem średni, gdy ten papier powoli zaczyna żółknąć, a potem, gdy się starzeje, zaczyna zalatywać lekką stęchlizną, która też przecież ma swój oszałamiający urok. Trąci to być może pewnym odstępstwem od normy czy też, mówiąc jaśniej - zboczeniem; jestem jakimś zboczonym konserwatystą wierzącym wciąż w papier, ale ja uwielbiam wręcz wąchać książki. Książka bezwonna, bez okładek, bez papieru, książka czytana na cienkim monitorze, książka niestarzejąca się, której strony nie żółkną, książka właściwie niezniszczalna - to wizja, która jednakowoż nieco mnie przeraża, to jest dla mnie jakiś - zdobędę się na brawurę - projekt totalitarny. (...) Projekt, którego efektem będzie koniec księgarń, gdzie można mitrężyć czas, gubić się pomiędzy półkami, wyciągać z nich woluminy, kartkować (wąchać też, a jakże), prowadzić brutalną wewnętrzną wojnę z samym sobą, czy kupić, czy nie kupić, a jeśli kupić, to teraz czy następnym razem, zatem zapominając o upływającym czasie - bo księgarnia to miejsce poza czasem - obmacywać książki i wybierać upragnioną, jeśli to wszystko miało by zginąć razem ze zwycięstwem e-booków, to niechaj i ja też zginę.

Antykwariat Shakespeare and Co.
Prowadzę politykę dywersyfikacji książek wzbogacających moje mieszkanie, kupuję, owszem, głównie nowe egzemplarze, ale zdarza mi się przecież wyprawić do antykwariatu czy do budek bukinistów przy warszawskim placu Wilsona i wygrzebać tam sobie jakiś stary egzemplarz niewznawianej od dawna powieści, powieści zapomnianej, której jeszcze nigdy nie czytałem, albo czytałem lata świetlne temu, gdy ludziom nie śniły się nie tylko e-booki, ale i internet. (...) W tych antykwariatach i budkach bukinistów ubogacam się przecież także duchowo, jeśli e-booki mają zabić nie tylko księgarnie, ale i antykwariaty, to ja pierwszy zabiję e-booki, potwora należy ukatrupić, gdy jest jeszcze mały, potem może być za późno. (...)

Książka to jest i pamięć, i zapominanie jednocześnie, doskonała harmonia, ponieważ jednocześnie pamiętam lektury książek, które stoją u mnie na półkach, ale tak samo zdarza się, iż sięgam po którąś z powieści dawno nieczytanych, wiem z grubsza, o co tam szlo, jak przez gęstą mgłę powracają jakieś sceny, skojarzenia, nazwiska bohaterów, ale jednak przecież wiem, że większość zapomniałem, otwieram pierwsze strony, zaczynam czytać, wracają wspomnienia, staje mi przed oczami czas utracony w całej swej okazałości, czytam znowu po latach i - niechaj będzie mi to wybaczone i zrozumiane - staję się młodszy, staję się tamtejszym, sprzed lat.(...)"

A jakie jest Wasze zdanie o e-bookach? Czy z nich korzystacie? Czy uważacie, że wyprą one tradycyjne papierowe książki? Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami lub też doświadczeniami.

Inne części cyklu Alfabet biblioteki można przeczytać TUTAJ


sobota, 17 marca 2012

"Solo" - Sonia Raduńska


"Jesteśmy jak śliwki węgierki wiszące na drzewie w październiku; trochę już podmarznięte, zmarszczone, ale najsłodsze i gęste od treści."[s.21]

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem tę książkę coś mnie do niej przyciągnęło i poczułem, że muszę ją koniecznie przeczytać. Podobno nic nie dzieje się bez powodu. W każdym razie wdzięczny jestem Opatrzności, że postawiła na mojej drodze "Solo" Soni Raduńskiej i, że najzwyczajniej w świecie nie przegapiłem tej książki. Nie mogę powiedzieć, że wiedziałem cokolwiek o autorce lub, że czytałem którąś z jej książek, chociaż nazwisko wydawało mi się dosyć znajome. Sonia Raduńska jest bowiem psychologiem, pisarką i felietonistką ("Zwierciadło"), autorką wydanych wcześniej Białych zeszytów (2005) oraz Kartek z białego Zeszytu (2008).

Kiedy ktoś mnie zapyta o czym lub o kim jest Solo, odpowiem, że o dojrzałych kobietach. I już widzę oczami wyobraźni tych, którzy po takich słowach pomyślą sobie: "To w takim razie chyba nie dla mnie." Nieprawda, nic bardziej mylnego. To jest książka także dla Ciebie. Bardzo piękna i mądra książka, która porusza tak uniwersalne tematy jak miłość, szczęście, rodzicielstwo, samotność, wolność, śmierć.

"Zobaczyłam, w jak wielu fragmentach mojego pisania zajmuję się śmiercią:: realną i symboliczną, ludzi znanych i nieznanych osobiście, różnych gatunków istot żywych z wróblem i kwiatami włącznie. Również czytam o śmierci z zainteresowaniem. Oswajam śmierć? Ufam śmierci, bo tylko ona - oprócz miłości - dotyka mnie do żywego. Pamiętam Treyę Wilber piszącą: "Być może nie dożyję przyszłej wiosny, ale posłuchajcie tylko jak śpiewa ten ptak!". Nikt nie wie, więc i ja nie wiem, czy dożyję następnej wiosny, ale jaką urodę ma dzisiejszy wrześniowy dzień! Jak przejmująco śpiewa Peter Gabriel. Jak zmysłowo pachnie nasłoneczniona skóra ramienia." [s.81]

Solo napisane jest w formie dziennika, osobistych zapisków dojrzałej kobiety, Soni, z zawodu psychoterapeutki, byłej żony, matki, przyjaciółki, miłośniczki kotów i zwierząt, która odnotowuje ważne dla siebie wydarzenia, zarówno te szeroko nagłośnione w mediach, jak i te zaobserwowane wyłącznie przez nią, nikomu nieznane, ale bardzo dla niej ważne. Dzieli się z nami swoimi przemyśleniami na temat wielu życiowych spraw. Mijają kolejne pory roku, domykają się kolejne cykle w przyrodzie, podobne do siebie jednak nie takie same. Odchodzą bliscy jej ludzie i zwierzęta. Jest samotna, ale bardzo w swej samotności szczęśliwa. Potrafi czerpać radość z życia, ze zwykłej codzienności, i opisywać ją w bardzo atrakcyjny dla czytelnika sposób. Niby nic szczególnego się nie dzieje, nie ma spektakularnych fajerwerków, a mimo to wprost trudno oderwać się od lektury. Sonia jest też kobietą, którą chciało by się poznać osobiście i zaprzyjaźnić się z nią. Komentuje i przedstawia swoje poglądy, z którymi można się zgadzać lub nie, na wiele dość kontrowersyjnych spraw, takich jak wojna w Iraku, obecność tam polskich żołnierzy, patriotyzm, aborcja. Swoją wewnętrzną siłę i energię do życia czerpie z uprawianej przez siebie medytacji oraz z tego co jest najlepsze w buddyzmie. 
Książka została napisana naprawdę pięknym, niemal poetyckim językiem. Wiele uroku dodają jej też znajdywane co jakiś czas małe klejnociki w postaci pięknych haiku, wierszy, jak również bardzo licznych cytatów z wypowiedzi lub książek ważnych dla autorki osób, które zaraz po przeczytaniu ma się ochotę jeśli nie zapamiętać to przynajmniej podkreślić ołówkiem lub zapisać.
"Od wczoraj ważne zdanie:
Ja chyba muszę nie musieć nic,
Bo tylko wtedy wiem,
Co naprawdę muszę,
A czego nie."
                             Jacek Kleyff [s.114] 

Lektura książki Soni Raduńskiej to pewnego rodzaju terapia, pełna pozytywnej energii, która zmienia trochę człowieka. Dzięki niej zaczynamy inaczej patrzeć na świat i ludzi wokół nas, zastanawiać się co tak naprawdę ważne jest w życiu, co to znaczy być szczęśliwym. Zwalniamy starając się cieszyć  każdą chwilą, bardziej dostrzegać we wszystkim pozytywne strony, więcej czasu poświęcać tym, których kochamy, bo życie na tym świecie jest krótkie i możemy nie zdążyć nacieszyć się nim i przegapić coś bardzo ważnego.

"Nadużywa się celnych słów księdza Twardowskiego o śmierci: 

"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą..." Chodzimy utartymi ścieżkami.

A o tym samym Bronisław Maj:

[...] Nie gotowi: w pół słowa, z nie
wysłanym listem, kobietą nie dość pokochaną,
zatajonym
grzechem, ktory pozostanie śmiertelny - nikt nie jest
gotowy. Pokochać to, co skazane. Nie ma innej
miłości. Z każdym żegnać się tak, jak na zawsze
to znaczy być dobrym, wybaczać. Nie odkładać na jutro,
nie tłumić słów ważnych i wielkich, może nie być
czasu, nie być przestrzeni. Nie będzie już
innej miłości. [...] [s.107]

wtorek, 13 marca 2012

"Lolita": problemy z publikacją

Okładka pierwszego wydania,
Olympia Press, Paryż, 1955
Temat pedofilii spowodował, że Nabokov obawiał się publikacji pod własnym nazwiskiem, ponieważ mogło by to zaszkodzić jego pracy wykładowcy akademickiego. Chciał, aby Lolita ukazała się pod pseudonimem Vivian Darkbloom, stanowiącym anagram jego imienia i nazwiska. Aby informacja o autorstwie nie przedostała się w niepowołane ręce, na żadnym z maszynopisów nie widniało nazwisko autora, a wydawnictwa, które je otrzymywały, musiały podpisać zobowiązanie, że nikomu nie ujawnią nazwiska autora. Wszystkie egzemplarze były również przekazywane wydawcom osobiście. Nabokov obawiał się wysyłania ich pocztą, z powodu obowiązywania ustawy Comstocka, zgodnie z którą przesyłanie materiałów o treści erotycznej pocztą było przestępstwem.

środa, 7 marca 2012

Alfabet biblioteki (3) - B jak blokada twórcza

Ernest Hemingway
Przeżywało ją już wielu pisarzy i poetów. wielu z nich popełniło z tego powodu samobójstwo. Narzucają mi się tutaj przynajmniej dwa nazwiska: Ernest Hemingway i Jerzy Kosiński. Pamiętam też film zdaje się braci Cohen pod tytułem Burton Fink z Johnem Torturo w roli głównej. Gra on tam pisarza, który przyjechał do Hollywood i ma napisać scenariusz do filmu o boksie. Siedzi codziennie w swoim pokoju hotelowym, gapi się w ścianę lub w sufit i nie może zacząć, napisać kilku pierwszych zdań. Podczas pobytu w Hollywood poznaje też innego sławnego pisarza, który już jest wrakiem człowieka, a żeby pisać pije. Później okazuje się, że właściwie książki i scenariusze pisze za niego jego partnerka życiowa, bo on już nie jest w stanie.

"Lolita": aluzje literackie

W Lolicie znajduje się wiele aluzji literackich do innych tekstów kulturowych, podobno aż 70. Powieść nawiązuje do takich utworów i autorów jak:    

Edgar Allan Poe 

Annabel Lee – wiersz o dziecięcej miłości i zazdrości aniołów, która spowodowała śmierć bohaterki. Lolita kilkakrotnie nawiązuje do tego utworu – treści wiersza odpowiada młodzieńcza miłość Humberta Humberta do Annabel Leigh (jej imię i nazwisko wymawia się tak samo jak te należące do bohaterki Poego). Pierwotnie powieść Nabokova miała się nazywać Kingdom by the Sea, co odwołuje się do "królestwa nadmorskiej mgły", w którym dzieje się akcja wiersza.

piątek, 2 marca 2012

"Jabberwocky" - Lewis Carroll


Wszystkim miłośnikom poezji absurdalnej, a więc także i sobie, dedykuję wiersz Jabberwocky w przekładach Roberta Stillera, Macieja Słomczyńskiego i Stanisława Barańczaka, moim zdaniem najlepszych, pochodzący z Po drugiej stronie lustra Lewisa Carrolla, drugiej części przygód Alicji. Oryginalny wiersz i jeszcze więcej tłumaczeń można przeczytać TUTAJ. Jest on najczęściej przytaczanym przykładem i najświetniejszym w języku angielskim wzorem tego rodzaju poezji. Funkcjonuje też w oderwaniu od Alicji w Krainie Czarów. Ilustrację do Jabberwocky'ego do pierwszego wydania Alicji w Krainie Czarów i Po drugiej stronie Lustra z 1871 wykonał Sir John Tenniel. Na podstawie wiersza Terry Gilliam napisał scenariusz i nakręcił w 1977 roku film pod takim samym tytułem, czarną komedię fantasy, z Michaelem Palinem w roli głównej.

Z uwagi na występowanie autorskich neologizmów, przekład tego wiersza jest dla tłumacza dużym wyzwaniem. Większość tłumaczących konstruuje własne odpowiedniki tych neologizmów w języku polskim, kierując się wyjaśnieniami podanymi przez Carrolla w treści książki, np. wyraz "mimsy" powstały z połączenia wyrazów "miserable" (ang. nędzny, nieszczęśliwy, żałosny) oraz "flimsy" (ang. lichy, marny) może odpowiadać polskiemu "smutcholijny" (powstałemu z połączenia wyrazów "smutny" i "melancholijny"). Znaczenie tych "słów-walizek" tłumaczy później Alicji Humpty Dumpty w rozdziale VI powieści.

czwartek, 1 marca 2012

"Lolita": tematy, motywy i symbole

Na okładce reprodukcja obrazu Balthusa



 TEMATY

 Potęga języka

Nabokov odnosił się z dużą czcią do słów i wierzył, że właściwie użyty język może wznieść każdy tekst do poziomu sztuki. W Lolicie język triumfuje nad szokującą zawartością i nadaje jej odcienie piękna, na którą być może nie zasługuje. Lolita jest przepełniona niecnymi tematami takimi jak gwałt, morderstwo, pedofilia i kazirodztwo. Jednakże Humbert Humbert opowiadając swoją historię stosuje gry słowne, aluzje literackie i powtarzające się lingwistyczne struktury aby nadać tej ponurej opowieści czarującą formę. W ten sposób Humbert uwodzi swoich czytelników tak samo przebiegle jak uwiódł samą Lolitę. Słowa są jego siłą i używa ich aby odwrócić uwagę, zmylić i oczarować. Jest pedofilem i mordercą, ale buduje wyszukane mowy obrończe i wyjaśnienia dla swoich działań, a jego język ma chronić go od osądu. W przypadku Lolity szczytowym osiągnięciem Nabokova jest to, że zmusza czytelników aby czuli się współwinnymi popełnionych przez Humberta przestępstw. Aby odkryć prawdziwą historię pedofilii, gwałtu i morderstwa w tekście, czytelnicy muszą zanurzyć się sami w słowa Humberta i ich niewyraźne i mroczne znaczenia, wchodząc w ten sposób w jego umysł. Poprzez tak bliskie zaangażowanie się w lingwistyczny oszustwo, czytelnicy nie są w stanie utrzymać dystansu i zobaczyć go takim człowiekiem jakim jest on naprawdę.

 Niezgodność europejskiej i amerykańskiej kultury
  
W Lolicie wzajemne oddziaływania pomiędzy kulturami Europy i Ameryki skutkują bezustannymi nieporozumieniami i konfliktami. Charlotte Haze, matkę Lolity, Amerykankę, przyciąga do Humberta, Europejczyka, jego wyrafinowanie i światowość. Bardzo ochoczo akceptuje go nie z powodu tego kim on jest, ale ponieważ jest oczarowana tym co uznaje jako urok i blask jego pochodzenia. Humbert nie odnosi się do niej z taką czcią. Otwarcie drwi z powierzchowności i krótkotrwałości kultury amerykańskiej i postrzega Charlotte jako naiwną i łatwowierną gospodynię domową. Mimo to wielbi każdą wulgarność Lolity i odnotowuje najmniejszy nawet szczegół swojej podróży po Ameryce, ciesząc się wolnością jaką daje amerykańska droga. W końcu przyznaje nawet, że to on zbrukał i sprofanował ten kraj a nie na odwrót. Chociaż Humbert i Lolita tworzą w miarę zgodną parę podróżując razem, ich pojednanie nie jest oparte na akceptacji i zrozumieniu. Lolita nie może pojąć głębi oddania Humberta, którym ten darzy sztukę, historię i kulturę a Humbert nigdy tak na prawdę nie zrozumie jej niechęci do tego aby pozwoliła mu uczynić się bardziej wyrafinowaną. Ostatecznie Lolita zostawia Humberta dla Amerykanina Quilty'ego, który nie zanudza jej wysoką kulturą czy wielkimi pasjami.

 Nieadekwatność psychiatrii

Vladimir Nabokov
Namiętność Humberta do Lolity rzuca wyzwanie łatwej analizie psychologicznej i przez całą powieść wykpiwa on tendencję psychiatrii do prostych, logicznych wyjaśnień. W przedmowie do Lolity, John Ray, Jr., posiadający stopień naukowy doktora, twierdzi, że opowieść Humberta bardzo zainteresuje psychiatrię, ale w swoich wspomnieniach Humbert robi wszystko aby zdyskredytować tę dziedzinę nauki, darząc największą pogardą freudowską psychologię. Na przykład dobrze się bawi kłamiąc psychiatrom. Relacjonuje drwiąco, że Pratt, dyrektorka szkoły, w której uczyła się Lolita, zdiagnozowała ją jako seksualnie niedojrzałą, zupełnie nieświadoma, iż prowadzi ona nadmiernie aktywne życie seksualne ze swoim ojczymem. Podkopując autorytet i logikę psychiatrii Nabokov chce aby czytelnicy postrzegali Humberta jako unikalną i pełną wad istotę ludzką, ale nie obłąkaną. Humbert następnie udaremnia wszelkie wysiłki dokonania naukowej analizy przez stałe opisywanie swoich uczuć do Lolity jako oczarowania lub uroku, bliższego magii niż nauce. Stara się udowodnić, że jego miłość nie jest chorobą psychiczną ale ogromnym, dziwnym i niekontrolowanym uczuciem, które nie poddaje się łatwej klasyfikacji. Nabokov sam był bardzo krytycznie nastawiony do psychiatrii, szczególnie do freudowskiej analizy i Lolita jest w pewien sposób atakiem na tę dziedzinę wiedzy.

 Alienacja spowodowana wygnaniem

 Humbert i Lolita są oboje wygnańcami, wyobcowanymi ze społeczeństwa, w którym żyją. Znajdują się na wieloznacznym moralnie terytorium, gdzie stare zasady wydają się nie mieć zastosowania. Humbert wybiera emigrację i z chęcią przybywa z Europy do Ameryki, podczas gdy Lolita jest zmuszona do wygnania kiedy jej matka umiera. Zostaje oderwana od znanej jej społeczności Ramsdale i rusza w drogę z Humbertem. Razem ciągle się przenoszą i nie należą do żadnego stałego miejsca. Turyści, których Humbert i Lolita spotykają  na swojej drodze podobnie przynależą do całej Ameryki raczej niż do jednego szczególnego miejsca. Na nieznanym terytorium Lolita i Humbert tworzą swój własny zbiór zasad, gdzie normalne seksualne i rodzinne związki stają się wypaczone i zepsute. Oboje, Humbert i Lolita, stają się wyłączeni ze zwykłego społeczeństwa i żadne z nich nie potrafi dostrzec jak moralnie niewłaściwe są ich działania. Humbert nie dostrzega swojej potworności a Lolita wykazuje tylko sporadyczną świadomość siebie jako ofiary. Mimo, że Humbert porywa Lolitę i mogą oboje mieć poczucie wolności, to wygnanie ostatecznie chwyta ich w pułapkę. Lolita czuje się związana z Humbertem, ponieważ nie ma dokąd pójść i chociaż Humbert marzy o wyjeździe z Ameryki z Lolitą, w końcu akceptuje sytuację, że pozostanie w Ameryce aż do swojej śmierci. Chociaż każde z nich doświadcza jeszcze jednego końcowego zesłania, Lolita do Dicka Schillera a Humbert do więzienia, jest jasne, że przede wszystkim są oni wygnani ze swych własnych "ja", wygnanie tak całkowite, że nie mogą już powrócić do swoich pierwotnych miejsc w światach, które kiedyś opuścili. Wygnanie jest w Lolicie tragiczne i stałe.

 MOTYWY

 Metamorfoza 

Przemianom ulegają liczne postacie powieściowe: Lolita zmienia się z nastolatki w kobietę, pożądanie Humberta przekształca się w miłość, jego zbrodnia w dzieło sztuki, a poczucie posiadania pasierbicy w odkrycie, że nigdy jej nie znał. Również sama powieść z notatek przestępcy zmienia się w książkę z dołączoną przedmową. Z motywem metamorfozy związane są także liczne aluzje do motyli oraz angielskie słowo nymph ("nimfa, larwa") zawarte w terminie nimfetka.

 Motyle

Kolekcja motyli należąca do Nabokova.
Obrazy i odniesienia do motyli i lepidopterologii, nauki o motylach i ćmach, pojawiają się co jakiś czas w całej powieści, podkreślając nie tylko fizyczne podobieństwa pomiędzy kruchym owadem a młodą Lolitą ale także odległy i kliniczny sposób w jaki Humbert widzi swą ofiarę. Skutecznie bada, łapie i przypina je, niszcząc delikatną, żyjącą istotę, którą tak wielbi. Właściwie za każdym razem kiedy Humbert opisuje nimfetkę używa takich wyrażeń jak wątły, kruchy, giętki, jedwabisty, czarodziejski, baśniowy, z których każde mogło by z łatwością posłużyć do opisu motyla. Tak jak motyle, nimfetki są nieuchwytne, wymykają mu się, stając się w mgnieniu oka zwykłymi nastolatkami. Lolita, w szczególności, przechodzi znaczącą przemianę zmieniając się z niewinnej dziewczynki-dziecka w zmęczoną żonę i przyszłą matkę. Pośród takich delikatnych i żywych stworzeń Humbert uświadamia sobie swoją potworność, często zwracając się do siebie jako do ociężałego brutala.

Powieść zawiera szereg aluzji entomologicznych. Motyl rusałka admirał (Vanessa atalanta z rodziny Nymphalidae) ukryty jest w imieniu i nazwisku Vanessy Leigh, miasto Pisky odnosi się do słowa oznaczającego ćmę w języku angielskim. Do nocnego motyla nawiązuje również nazwisko panny Phalen (niedoszłej lokatorki Charlotty Haze), pochodzące od francuskiego słowa phaléne, oznaczającego ćmę. Nazwa miasteczka Lepingville ukrywa w sobie łowienie motyli (ang. lepidoptera hunting) i wskazuje, że tam ostatecznie Humbert osaczył swoją zdobycz – Lolitę. Personalia Avis Chapman, jednej z klasowych koleżanek Dolores, utworzone są od nazwy motyla Callophrys avis i jego odkrywcy – Chapmana. Edusa Gold, reżyserująca szkolną sztukę Lolity, nawiązuje natomiast do motyla Colias edusa. Motywy entomologiczne posłużyły również do zaznaczenia odrębności autora i bohatera powieści – Humbert wykazuje się niewiedzą w tej kwestii – nie potrafi odróżnić ćmy od motyla, bierze ćmy z rodziny Prodoxidae za białe muchy oraz omyłkowo nazywa kolibrami motyle z rodziny zawisakowatych. Są to pomyłki, których Nabokov, zajmujący się entomologią nigdy by nie popełnił. Umieszczanie aluzji do motyli w personaliach postaci miało również pomóc autorowi w zapamiętaniu tych osób.

Sobowtóry

Quilty jest sobowtórem Humberta w powieści i reprezentuje jego ciemniejszą stronę. Humbert jest zły na wiele sposobów, ale Quilty jest jeszcze gorszy, i jego obecność sugeruje, że granica między dobrem a złem jest raczej zamazana niż wyraźna. Humbert i Quilty wydają się prawie przeciwieństwami przez większą część powieści. Humbert wielbi i czci Lolitę, podczas gdy Quilty wykorzystuje ją i w końcu porzuca. Humbert przedstawia swoje własne uczucia do Lolity jako czułe a Quilty'ego jako zdeprawowane. Jednakże mężczyźni są bardziej do siebie podobni aniżeli się różnią. Obaj są wykształceni i literatami. Obaj, oczywiście, są pedofilami. Humbert postrzega siebie jako siłę dobra, mszczącą się za demoralizację i zepsucie Lolity, zapominając jednocześnie, że sam pozbawił ją niewinności. Pod koniec powieści Humbert i Quilty jeszcze bardziej utożsamiają się z sobą nawzajem. Kiedy Humbert i Lolita grają pewnego dnia w tenisa, Humbert wychodzi aby zadzwonić a wtedy Quilty ukradkiem wkrada się aby na chwilę zostać partnerem Lolity. Lolita w końcu zostawia Humberta dla Quilty'ego, ale jej nowe życie nie jest lepsze. Gdy Humbert ostatecznie konfrontuje się z Quilty'm, mężczyźni stają się jedną i tą samą osobą walcząc i szamocząc się ze sobą. Humbert opisując ich walkę mówi: (...)kiedy po mnie się turlał. Potem ja po nim się turlałem. Turlaliśmy się po mnie. Oni turlali się po nim. Turlaliśmy się po nas[1]. Jego pomieszane użycie pierwszej i trzeciej osoby liczby mnogiej wskazuje, że on i Quilty nie różnią się już od siebie. Już i tak zamazana granica pomiędzy nimi teraz znikła zupełnie.

Motywy baśniowe 

Nawiązania do postaci i sytuacji baśniowych przewijają się przez całą powieść: Lolita i Annabel wielokrotnie nazywane są elfami lub wróżkami, Dolores urodziła się w mieście Pisky, co jest inną formą angielskiego słowa pixie, określającego elfy, rezydencja Quilty'ego mieści się na ulicy Grimm, pierwsza noc Humberta i Lo odbyła się w motelu Zaklęci łowcy, pojawia się również szpital w Elphinstone, którego nazwa przywołuje słowo "elf". Występują w powieści również aluzje do konkretnych baśni, m.in. Jasia i Małgosi, Małej Syrenki, Pięknej i bestii, Nowych szat cesarza i Śpiącej królewny.

Gry 

Vladimir Nabokov
Motyw gry kilkakrotnie pojawia się w powieści. Pseudonim głównego bohatera nawiązuje do karcianej gry lombr (ang. ombre), występującej w utworze Pope'a Porwany lok. W powieści pojawiają się również szachy i tenis. Humbert przyznaje się do zamiłowania do wszelkich gier. Niemal wszystkie postaci w Lolicie biorą udział w grach. Czasami są to niewinne zabawy, tak jak w przypadku gdy Humbert stara się zainteresować Lolitę tenisem i marzy o zrobieniu z niej gwiazdy tenisa. Humbert także bawi się w wiele głupich gier z Lolitą aby zyskać jej uwagę i uległość. To poczucie zabawy wzmacnia fakt, że Lolita jest wciąż dzieckiem i Humbert musi stale zabawiać ją. Gry także odciągają bohaterów od poważniejszych zagadnień i pozwalają im ukrywać złowrogie motywy. Humbert i Godin grają ze sobą w szachy, mogąc w ten sposób spędzać ze sobą czas bez ujawniania jacy tak naprawdę są. Quilty szczególnie bawi się w gry słowne przy pomocy swoich hotelowych pseudonimów, zostawiając w ten sposób Humbertowi zagadki do rozszyfrowania. Postaci z powieści grają w gry aby ukryć uczucia, których nie mogą wyjawić oraz aby zmylić tych, którzy szukają i chcą odkryć prawdę, włączając w to czytelników. chociaż gry zaczynają się jako nieszkodliwe i dziecinne wkrótce stają się śmiertelnymi manipulacjami.

 SYMBOLE

 Teatr

Teatr staje się symbolem przebiegłości i artyzmu w Lolicie. Humbert odkrywa, że Lolita nauczyła się kłamać i wini za to jej udział w sztuce szkolnej. Quilty wykorzystuje tę samą sztukę aby zbliżyć się do Lolity a ona pod jego wpływem jest pełna podziwu dla teatru. To jest szczególnie bolesne dla Humberta, ponieważ on sam nie był nigdy w stanie zainteresować jej niczym artystycznym, pomimo wielu podejmowanych przez niego prób. W końcu Lolita jako powieść może być postrzegana jako cud rzemiosła scenicznego. Wykorzystując język teatr sprawia, że widz zatapia się w świecie oglądanej sztuki. Podobnie czytelnik, tak jak widz teatralny, może być świadomy rzemiosła i przebiegłości zawartych w narracyjnej konstrukcji, ale tym niemniej chętnie uczestniczy w iluzji. To zaangażowanie przyjmuje dla czytelnika Lolity poważniejsze znaczenie, ponieważ siła artyzmu Nabokova sprawia, że wstrętny pedofil nie tylko jest dla niego zrozumiały, ale jeszcze, co najdziwniejsze, on mu współczuje.

 Więzienie

Pomimo tego, że Humbert pisze Lolitę w swojej celi więziennej, jego odosobnienie zaczyna się na długo przed tym zanim zabił Quilty'ego. Od chwili gdy traci Annabel i zdaje sobie sprawę, że uwielbia nimfetki, Humbert rozumie, że jest w stworzonym przez samego siebie więzieniu. Wie, że jego skłonności są zakazane przez społeczeństwo, dlatego musi przybrać szanowaną fasadę i ukryć swoje prawdziwe pragnienia. Nabokov także wykorzystuje pojęcie więzienia w sposób metaforyczny aby symbolizowało jego sekretne "ja". Humbert jest początkowo uwięziony przez jego sekretną miłość do nimfetek, następnie przez swoją miłość do Lolity. Pod koniec powieści, jednak, Humbert całkowicie łamie wszystkie zasady społeczeństwa, w ten sposób uciekając ze swojego odosobnienia. Wtedy, chociaż jego ciało marnieje w prawdziwym, fizycznym więzieniu, staje się wolny od więzienia powszechnego szacunku i może w ten sposób ujawnić po raz pierwszy w życiu swoje prawdziwe "ja". Więzienie, paradoksalnie, staje się symbolem jego psychologicznej wolności.

Wcześniejsze części cyklu na temat Lolity można przeczytać TUTAJ

[1] Vladimir Vladimirovič Nabokov, przeł. Michał Kłobukowski: Lolita. Warszawa: Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2007, s. 391.

Przy pisaniu korzystałem z:

1. Wikipedia.pl
2. Sparknotes.com