"Wysoki Zamek" należy do nielicznych "niefantastycznych" książek Stanisława Lema. Są to wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości jakie pisarz spędził w polskim Lwowie, mieście, którego właściwie już nie ma. Mamy tutaj wspaniale opisane, w "lemowskim" stylu i z dużą dawką autoironii, pierwsze lata życia pisarza.
Lem sam o sobie pisze w książce, że był potworem i jako dziecko-tyran terroryzował całe swoje otoczenie. Z premedytacją wykorzystywał okresy kiedy był chory aby otrzymać od rodziców to co chciał. Jeść godził się tylko wówczas kiedy jego ojciec stojąc na stole otwierał i zamykał parasol, notorycznie niszczył swoje zabawki, a raz nawet, sam nie wiedząc dlaczego, nasikał do szkatułki z pozytywką. Jednocześnie już w wieku czterech lat potrafił czytać i pisać przynajmniej niektóre proste wyrazy i zdania. Autor "Solaris" wspomina swoje pierwsze lektury oraz opisuje ulubioną pozycję w jakiej oddawał się czytaniu. Biblioteczka domowa dzięki ojcu lekarzowi zawierała między innymi atlasy anatomiczne i encyklopedie, które kilkuletni Staś w tajemnicy przed rodzicami zawzięcie studiował. Lem w dzieciństwie był raczej pulchnym dzieckiem z tendencją do tycia, w czym mu znacznie pomagała jego namiętność do chałwy, marcepanów i wszelkich innych słodyczy. Był za to, jak na tak młody wiek, bardzo kochliwy. W wieku zaledwie ośmiu lat został przyłapany przez ojca jak szczypie służącą w zadek. Typ raczej samotnika, miał kilku kolegów, ale ani jednego przyjaciela.
Rzeczą zasługującą na szczególną uwagę jest tworzenie przez kilkunastoletniego Lema legitymacji. Były to wytwarzane z różnych materiałów małe książeczki, mające nawet swoje stemple i pieczęcie. Z czasem powstało całe państwo legitymacyjne.
"Co to były za legitymacje? Wszelkiego rodzaju - obdarzające określoną władzą terytorialną, mniej lub bardziej ograniczoną, drukowałem też ręcznie nadania, tytuły, specjalne uprawnienia i przywileje, a na blankietach wydłużonych - różne rodzaje książeczek czekowych czy też obligacji, równoważne kilogramom kruszcu, przeważnie platyny i złota, lub asygnaty na kamienie szlachetne. Stwarzałem dowody osobiste wielkorządców, poświadczałem tożsamość cesarzy i monarchów, przydawałem im dostojników, kanclerzy, z których każdy mógł się na pierwsze żądanie wylegitymować, rysowałem w znoju herby, wystawiałem przepustki nadzwyczajne, zaopatrywałem je w klauzule prawomocne, a ponieważ miałem dużo czasu, legitymacja ukazała mi kryjącą się w sobie otchłań"
W tej swojej twórczości legitymacyjnej młody Lem był bardzo blisko "źródeł sakralnych, z których bije sztuka". Wszystkie
jego ówczesne "dzieła" przepadły w zawierusze dziejów, ale pozostała
droga, wyraźny i obiecujący kierunek. Tak jak tworzeniem legitymacji Lem
zajmował się na lekcjach historii, geografii, a nawet, o zgrozo,
polskiego, tak po szkole wyłącznie liczyły się dla niego wynalazki. Z
zakupionych lub znalezionych części tworzył silniki, perpetuum mobile i
różne inne urządzenia. Nie były one może doskonałe ale liczył się sam
fakt stworzenia czegoś co działa raz uruchomione jego ręką.
Stanisław Lem w "Wysokim Zamku" wspomina także Lwów
i ludzi, którzy w nim żyli. Odtwarza na fotografii pamięci trasę jaką
pokonywał z domu do szkoły, wszystkie ważne dla niego i jego kolegów
miejsca, których już pewnie nie ma. To wszystko jednak nie zostało
utracone lecz żyje w nim i w tej książce.
Każdy fan SF,
a szczególnie twórczości Lema, powinien przeczytać "Wysoki Zamek".
Pomimo, że nie należy on do gatunku jaki uprawiał autor, w dużym stopniu
pomaga zrozumieć Lema jako pisarza i człowieka, ukazując go w nowym
świetle. A dla tych, którzy nie lubią SF, jest to jedna z bardziej przystępnych pozycji mistrza.