wtorek, 25 października 2016

Terry Pratchett "Straż! Straż!"



"Tu właśnie odeszły smoki"

Moje pierwsze spotkanie ze "Światem Dysku" Terry'ego Pratchetta miało miejsce już bardzo bardzo dawno temu, kiedy to w jednym z numerów "Nowej Fantastyki" pojawiła się pierwsza część tego cyklu, a mianowicie "Kolor magii". Książka nie zachwyciła mnie jednak. Owszem, przeczytałem ją do końca, wtedy miałem jeszcze zwyczaj kończenia zaczętych książek choćby nie wiem co się działo. Wszystko wydało mi się dosyć wydumane, naciągane, a humor jakiś taki wymęczony. Dlatego nie sięgałem już po kolejne tomy. Teraz już wiem, że wszystko przez to, iż zacząłem od niewłaściwej strony, w nieodpowiednim miejscu.

"Poza tym Straż z zasady nie miesza się do bójek. O wiele prościej jest wkroczyć później i aresztować wszystkich nieprzytomnych".
Cykl "Świata Dysku" dzieli się na kilka podcykli i najlepiej podobno zacząć od cyklu o Straży Miejskiej lub o Czarownicach z Lancre. Pierwszą częścią cyklu o Straży Miejskiej jest powieść zatytułowana "Straż! Straż!". Terry Pratchett wyśmiewa się w niej z instytucji straży miejskiej oraz policji, robiąc odniesienia do naszej "wspaniałej" rzeczywistości. W ogóle cały "Świat Dysku" jest dosyć postmodernistyczny, można znaleźć tutaj odwołania, aluzje, nawiązania i parodie różnych postaci z literatury światowej, np. z dramatów Szekspira, czy też problemów i instytucji z naszego świata, takich jak poczta, giełda, policja, świat polityki i nauki. Mnie przypomina to trochę teksty ze Shreka, ale w wersji dla dorosłych, w dobrym tego słowa znaczeniu. "Świat Dysku" to fantasy, ale nie klasyczna, raczej jej parodia. Występują tu postaci znane z książek tego gatunku, jak trolle, krasnoludy, smoki. czarownice, wilkołaki, golemy czy nawet wampiry. Humor Terry'ego Pratchetta jest wspaniały, dlatego niejednokrotnie zaśmiewałem się podczas lektury. Przy tym autor wykorzystując cały ten "arsenał" i pisząc lekko, porusza jednocześnie poważne sprawy i problemy, zwracając nam uwagę na wiele ciemnych stron ludzkiej natury z jakimi mamy stale do czynienia. Człowiek jaki jest każdy widzi. Pasuje tutaj cytat z klasyka "Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie".
"Macie czelność się skarżyć, [pomyślał smok]. A przecież my byliśmy smokami. Smoki powinny być okrutne, chytre, nieczułe i straszne. Ale coś ci powiem małpo… [Wielki pysk zbliżył się jeszcze i Wonse spojrzał prosto w głębie bezlitosnych smoczych ślepi.] Smoki nigdy nie paliły na stosie, nie torturowały, nie rozpruwały na kawałki i nie nazywały tego moralnością".
Książki Terry'ego Pratchetta to literatura rozrywkowa, dająca dużą radość z jej czytania, a przy tym niegłupia. Dialogi skrzą się tu dowcipem najwyższej klasy, a cytaty z jego książek są już klasyczne i kultowe. Zdaję sobie sprawę, że piszę tutaj o książkach, które są znane na całym świecie i trudno by było znaleźć kogoś kto o nich przynajmniej nie słyszał lub nie widział charakterystycznych ilustracji z ich okładek. Jeżeli jednak jest jeszcze ktoś taki, ostatni maruder, to musi szybko pędzić do biblioteki lub księgarni, aby nadrobić swe niebywałe braki. I Bob jest twoim wujem! :)
"Życie to tylko chemia. Tu kropla, tam strużka, a wszystko się zmienia. Niewielki łyk sfermentowanych soków i nagle człowiek zdolny jest przeżyć kolejne parę godzin".
Terry Pratchett "Straż! Straż!"

niedziela, 9 października 2016

Książki zaginają czasoprzestrzeń


Dawn Elaine Darkwood The Library

"Prawda jest taka, że każdy duży zbiór nawet zwyczajnych książek deformuje przestrzeń, o czym łatwo się przekonać, odwiedzając jeden z tych naprawdę staroświeckich antykwariatów - jeden z tych, które wyglądają jak zaprojektowane przez M. Eschera, kiedy miał zły dzień, mają więcej schodów niż podestów i długie rzędy półek kończące się małymi drzwiczkami, z pewnością zbyt niskimi, aby przeszedł przez nie pełnowymiarowy człowiek. Tłumaczy to następujące równanie: wiedza = potęga = energia = materia = masa. Dobra księgarnia to po prostu elegancka czarna dziura umiejąca czytać".

"Książki zaginają czasoprzestrzeń. Powodem, dla którego właściciele wspomnianych już ciasnych antykwariatów zawsze sprawiają wrażenie ludzi trochę nie z tego świata, jest to, że wielu z nich rzeczywiście stamtąd pochodzi. Zabłąkali się do nas, skręcając nie w tę stronę we własnym antykwariacie w świecie, gdzie na nogach przez cały czas wypada nosić bambosze, a sklep otwierać tylko wtedy, kiedy ma się ochotę".

"Biblioteka była największym zbiorem magicznych tekstów w ca­łym multiversum. Spoczywały tam na półkach tysiące woluminów pełnych okultystycznej wiedzy. Podobno, ponieważ wielkie ilości magii potrafią mocno od­kształcić zwykły świat, Biblioteka nie przestrzegała normalnych za­sad czasu i przestrzeni. Podobno ciągnęła się po wieczność. Podobno całymi dniami można by wędrować wśród odległych regałów, podobno gdzieś tam żyły całe plemiona zagubionych studentów, podobno niezwykłe istoty czaiły się w zapomnianych wnękach, a po­lowały na nie istoty jeszcze dziwniejsze".

"Najstarsi bibliotekarze jednak, kiedy wykazali już swoją wartość, dokonując jakiegoś bohaterskiego bibliotekarskiego czynu, przyjmowani są do tajnego związku i nauczani sztuki przetrwania poza Półkami, Które Znamy".

Terry Pratchett "STRAŻ! STRAŻ!"

Zupa fasolowa i koniec





"Okryta czernią postać przemknęła przez ciemne uliczki, skacząc od bramy do bramy, aż dotarła do posępnego, mrocznego portalu. Od razu było widać, że żadne zwykłe wrota nie stają się tak posępne bez szczególnego wysiłku. Wyglądały, jakby architekt otrzymał specjalne instrukcje. Chcemy czegoś groźnego, w ciemnym dębie, usłyszał. Dlatego proszę umieścić jakiegoś niemiłego gargulca nad bramą, docisnąć łuk, jakby nastąpił na niego olbrzym, i każdemu jasno dać do zrozumienia, że te wrota nie odpowiadają „dzyń dzyń", kiedy się przyciśnie dzwonek.

Postać wystukała skomplikowany kod na ciemnym drewnie. We wrotach otworzyło się małe zakratowane okienko i wyjrzało podejrzliwe oko.
- „Poważna sowa pohukuje wśród nocy" - powiedział przybysz, usiłując wykręcić z wody swoją szatę.
- „Ale wielu szarych książąt podąża smętnie do ludu bez władców" - zaintonował głos z drugiej strony kratki.
- „Hurra, niech żyje córka siostry starej panny" - odparowała ociekająca wodą postać.
- „Dla kata wszyscy klienci są tego samego wzrostu".
- „Zaprawdę jednak, róża tkwi w kolcu".
- „Kochająca matka gotuje fasolową zupę dla zbłąkanego syna". Zapadła cisza, zakłócana jedynie szumem deszczu.
- Co? - zapytał po chwili przybysz.
- „Kochająca matka gotuje fasolową zupę dla zbłąkanego syna".
Tym razem cisza trwała dłużej. Wreszcie mokra postać zapytała ponownie:
- Jesteś pewien, że źle zbudowana wieża nie drży cała od przelotu motyla?
- Nie. Zupa fasolowa i koniec. Przykro mi.
Krople deszczu opadały z sykiem wśród krępującego milczenia.
- A co z uwięzionym wielorybem? - spróbował jeszcze przemoczony gość, usiłując wykorzystać skromną osłonę mrocznego portalu.
- Co z nim?
- Nie powinien znać głębin przepastnych, skoro już musisz wiedzieć.
- Aha... Uwięziony wieloryb... Szukasz Świetlistego Bractwa Hebanowej Nocy. To trzecia brama stąd.
- A kim ty jesteś?
- Jesteśmy Oświeconym i Starożytnym Bractwem Ee.
- Myślałem, że spotykacie się przy Melasowej - stwierdził po namyśle przemoczony gość.
- Niby tak. Ale sam wiesz, jak to jest. We wtorki przychodzi tam klub płaskorzeźby . Trochę pomieszali rozkład.
- No tak. Bywa. W każdym razie dziękuję.
- Nie ma za co.
Okienko zatrzasnęło się.
Postać w czerni przez chwilę spoglądała na nie gniewnie, po czym pobrnęła wzdłuż ulicy. Rzeczywiście, znalazła kolejny portal. Jego budowniczy nie trudził się ze zmianą planów.
Zapukał. Otworzyło się małe, zakratowane okienko.
-Tak?
- Słuchaj no: „Poważna sowa pohukuje wśród nocy", zgadza się?
- ,Ale wielu szarych książąt podąża smętnie do ludu bez władców".
- „Hurra, niech żyje córka siostry starej panny", tak?
- „Dla kata wszyscy klienci są tego samego wzrostu".
- „Zaprawdę jednak, róża tkwi w kolcu". Na dworze leje jak z cebra. Wiesz o tym, prawda?
- Owszem — przyznał głos tonem kogoś, kto wie, ale to nie on stoi na deszczu.
Przybysz westchnął.
- „Uwięziony wieloryb nie zna głębin przepastnych" - powiedział. - I co, lepiej ci teraz?
- „Źle zbudowana wieża drży cała od przelotu motyla". Gość chwycił pręty kraty, podciągnął się i syknął:
- A teraz mnie wpuść. Jestem przemoczony. Minęła kolejna wilgotna chwila.
- Te głębiny... Powiedziałeś „przepastne" czy „przejasne"?
- Przepastne. Tak powiedziałem. Przepastne głębiny. Ponieważ leżą, najkrócej mówiąc, głęboko. To ja, brat Palcy.
- Dla mnie brzmiało to jak „przejasne" - mruknął z powątpiewaniem niewidoczny odźwierny.
- Chcecie tę przeklętą książkę czy nie? Mnie nie zależy. Mogę wracać do domu, do łóżka.
-Jesteś pewien, że były przepastne?
- Posłuchaj uważnie - rzekł z naciskiem brat Palcy. - Dobrze wiem, jakie głębokie są te piekielne głębiny. Wiedziałem, jak są przepastne, kiedy ty byłeś jeszcze żałosnym neofitą. A teraz otwierasz czy nie?
- No... No dobrze. Szczęknęły zdejmowane sztaby.
- Mógłbyś je trochę popchnąć? - odezwał się głos. - Wrota Wiedzy, Przez Które Nie Mogą Przejść Nie Znający Prawdy, strasznie się zacinają od wilgoci".

Terry Pratchett "STRAŻ! STRAŻ!"

Grafika: Marc Simonetti

piątek, 7 października 2016

Smutne miasteczko





"Smutne miasteczko" - Wojciech Młynarski

Raz państewko mi się przyśniło
otoczone górami w koło,
co od innych tym się różniło,
że w nim strasznie było wesoło.
Żarty brzmiały na każdym kroku,
żartowali duzi i mali,
ludzie całkiem nie mieli boków,
bo ze śmiechu je pozrywali.