niedziela, 25 grudnia 2016

Dzień z życia pisarza: Terry Pratchett

PROCES MYŚLOWY

„20/20 Magazine”, maj 1989

Krótki tekst o pisaniu tekstów. Uważni czytelnicy zauważą, że w tym czasie mój umysł zajmowały Pomniejsze bóstwa.

To całkiem precyzyjny opis procesu twórczego w działaniu…
Wstaję, śniadanie. Włączam komputer, patrzę w ekran.
Patrzę w ekran jeszcze trochę.
Nadal patrzę w ekran, ale nadstawiam ucha, czy nie nadchodzi listonosz. Przy odrobinie szczęścia dostarczy worek poczty, pozwalający na spędzenie pracowitego ranka. Ostatnia powieść właśnie poszła do wydawcy. Nic do roboty. Wielka próżnia w samym środku świata.
Przychodzi poczta. Jeden list. Na papierze w zwierzątka, z prośbą o zdjęcie z autografem.

piątek, 23 grudnia 2016

Biurokrata na wakacjach




Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić:

"Biurokratę na wakacjach" 

Osoby:

Biurokrata i Amator Kąpieli 

Amator Kąpieli
(pośrodku jeziora): Ratunku! 

Terapie



Pewien kronopio kończy medycynę i otwiera sobie gabinet przy ulicy Santiago del Estero. Natychmiast pojawia się chory i zaczyna opowiadać mu o tym, co go boli i jak to w nocy nie sypia, a w dzień nie jada.
- Kup wielki bukiet róż - powiada kronopio. 
Chory wycofuje się zaskoczony, ale kupuje bukiet i natychmiast zostaje uzdrowiony. Pełen wdzięczności pojawia się u kronopia i poza honorarium wręcza mu - atencja pełna delikatności - przepiękny bukiet róż. Natychmiast po jego odejściu kronopio zapada na zdrowiu, wszystko go boli, w nocy przestaje spać, a w dzień nie może jeść.

Julio Cortazar "Opowieści o kronopiach i famach", przełożyła Zofia Chądzyńska, Wydawnictwo Muza, 1999, s.143.


niedziela, 18 grudnia 2016

Nic nie istnieje poza teraźniejszością



Jesteś tu, aby mógł się ziścić boski plan wszechświata. Jesteś aż tak ważny!

Nic nigdy nie zdarzyło się w przeszłości; wszystko zdarzyło się Teraz. 
Nic nigdy nie zdarzy się w przyszłości; wszystko zdarzać się będzie Teraz.

Jak powstała ta książka 

Przeszłość niewiele mnie obchodzi, rzadko więc o niej myślę; chciałbym jednak pokrótce opowiedzieć, jak zostałem nauczycielem duchowym i jak doszło do powstania tej książki. Zanim skończyłem trzydzieści lat, żyłem w prawie ciągłym niepokoju, a jedynym urozmaiceniem tego stanu były napady depresji, którym towarzyszyły myśli samobójcze. Czuję się teraz tak, jakbym mówił o jednym ze swoich poprzednich wcieleń lub wręcz o cudzym życiu.

Eckhart Tolle "Potęga teraźniejszości"



Przez dwa lata mały człowiek przesiadywał na ławce w parku. Ludzie mijali go, pogrążeni we własnych myślach. Pewnego dnia ktoś zadał mu pytanie. W następnych tygodniach coraz więcej ludzi przychodziło i stawiało mu pytania. Po pewnym czasie rozniosła się wieść, że ten człowiek jest kimś niezwykłym, kimś, kto odkrył coś, co sprawia, że życie nabiera sensu, staje się pełnią. Ta historia wydarzyła się naprawdę, a jej bohater nazywa się Eckhart Tolle. Jego pierwsza książka - "Potęga teraźniejszości" - uczyniła go sławnym na całym świecie.

wtorek, 1 listopada 2016

Brudny Harry w krainie fantasy



"Jeśli zdarzyła się zbrodnia, musi być wymierzona kara".

„Zbrojni” (Men at Arms) to druga w kolejności pozycja w cyklu o Straży Miejskiej Terry’ego Pratchetta będącego częścią całej serii książek o Świecie Dysku . Z kontynuacjami serii książkowych bywa różnie, jedne trzymają poziom pierwszej części, inne natomiast nie. W przypadku „Zbrojnych” widać wyraźnie, że autor przygotował się, innymi słowy dobrze odrobił „zadanie domowe”, przemyślał wszystko i zaplanował cały cykl o Straży niezwykle starannie. Nie przeczytałem jeszcze wszystkich pozycji, ale moim zdaniem „Zbrojni” są chyba najlepszą częścią tego cyklu. Nie wiem czy może plusy przysłoniły mi minusy, ale ja żadnych nie znalazłem.



Akcja nadal toczy się w Ankh-Morpork, największym mieście na Dysku. Mamy tutaj ponownie tendencje rojalistyczne i chęć niektórych jednostek do przywrócenia monarchii. Pochodzący ze zubożałego rodu szlacheckiego Edward d'Eath, postanawia odnaleźć potomka dawnych królów Ankh-Morpork i doprowadzić do jego koronacji. Jakiś czas potem z muzeum Gildii Skrytobójców ginie wyjątkowo niebezpieczne urządzenie, wynalazek geniusza Leonarda da Quirma, i dochodzi do szeregu, jak się zdaje, przypadkowych morderstw. Kapitan Samuel Vimes, dowódca Straży Nocnej Ankh-Morpork, podejmuje śledztwo, pomimo że rządzący miastem Patrycjusz wyraźnie mu tego zabronił. W samej Straży Nocnej następują duże zmiany, zostają bowiem do niej przyjęci nowi rekruci: troll Detrytus, krasnolud Cuddy i Angua, która jest wilkołakiem. Ma to związek z napięciami rasowymi pomiędzy rożnymi „nacjami”, rasami zamieszkującymi Ankh-Morpork, gdzie niemal każdy kogoś nienawidzi: krasnoludy nienawidzą trolli, trolle krasnoludów. ludzie nienawidzą obu ras i wzajemnie. Rozwiązaniem wydaje się być pomysł, aby każda rasa miała swoich reprezentantów w oddziale Straży. Kolejnym zatem tematem tej książki, poza zagadką kryminalną, jest rasizm.
"Zawsze miło jest wiedzieć, że ktoś ma gorzej od nas. Ktoś przecież musi być tyłkiem tego świata".
W „Zbrojnych” Terry Pratchett zakpił sobie odrobinę ze swoich czytelników i bardzo umiejętnie, „nic nikomu nie mówiąc”,  poprowadził tam gdzie chciał. Kiedy bowiem czytasz tę książkę, w pewnym momencie zaczynasz zdawać sobie sprawę, dociera do ciebie fakt, że masz w rękach klasyczny kryminał, ze wszystkimi jego niezbędnymi elementami. Oczywiście osadzony w świecie fantasy, potraktowany humorystycznie i będący jednocześnie celem satyry, ale jednak kryminał  Ci, którzy lubią kryminały będą mile zaskoczeni i w pełni  usatysfakcjonowani. Ja zobaczyłem w "Zbrojnych" parodię "Brudnego Harry'ego" i "Akademii Policyjnej" i w ogóle wszystkich tego typu kryminałów policyjnych, gdzie policjanci pracują parami, mają przydzielonych partnerów, którzy często, dla kontrastu i uzupełniania się, są "odmienni", ale można na nich polegać i w razie czego uratują ci tyłek albo i życie. 
"Są ludzie, którzy odbierają innym pieniądze. W porządku, to zwykła kradzież. Ale są też ludzie, którzy jednym krótkim słowem potrafią odebrać komuś samo człowieczeństwo. To zupełnie inna sprawa".
Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że przyjąłem kolejną dużą dawkę humoru, a czytanie „Zbrojnych” dało mi wyjątkową przyjemność. Książki Terry'ego Pratchetta należą do nielicznych książek, które dają czytelnikowi prawdziwy „reset” i pozwalają zapomnieć o naszym smutnym świecie. Polecam szczerze wszystkim, którzy tego potrzebują.
- Jesteś mądrzejszy od Detrytusa - pocieszył kolegę Nobby.
- Też sobie to powtarzam. Mówię: „Fred, cokolwiek się stanie, jesteś mądrzejszy od Detrytusa”. Potem mówię: „Fred... ale drożdże też są”.

Terry Pratchett "Zbrojni", tłum. Piotr W. Cholewa, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Grafika: Marc Simonetti

wtorek, 25 października 2016

Terry Pratchett "Straż! Straż!"



"Tu właśnie odeszły smoki"

Moje pierwsze spotkanie ze "Światem Dysku" Terry'ego Pratchetta miało miejsce już bardzo bardzo dawno temu, kiedy to w jednym z numerów "Nowej Fantastyki" pojawiła się pierwsza część tego cyklu, a mianowicie "Kolor magii". Książka nie zachwyciła mnie jednak. Owszem, przeczytałem ją do końca, wtedy miałem jeszcze zwyczaj kończenia zaczętych książek choćby nie wiem co się działo. Wszystko wydało mi się dosyć wydumane, naciągane, a humor jakiś taki wymęczony. Dlatego nie sięgałem już po kolejne tomy. Teraz już wiem, że wszystko przez to, iż zacząłem od niewłaściwej strony, w nieodpowiednim miejscu.

"Poza tym Straż z zasady nie miesza się do bójek. O wiele prościej jest wkroczyć później i aresztować wszystkich nieprzytomnych".
Cykl "Świata Dysku" dzieli się na kilka podcykli i najlepiej podobno zacząć od cyklu o Straży Miejskiej lub o Czarownicach z Lancre. Pierwszą częścią cyklu o Straży Miejskiej jest powieść zatytułowana "Straż! Straż!". Terry Pratchett wyśmiewa się w niej z instytucji straży miejskiej oraz policji, robiąc odniesienia do naszej "wspaniałej" rzeczywistości. W ogóle cały "Świat Dysku" jest dosyć postmodernistyczny, można znaleźć tutaj odwołania, aluzje, nawiązania i parodie różnych postaci z literatury światowej, np. z dramatów Szekspira, czy też problemów i instytucji z naszego świata, takich jak poczta, giełda, policja, świat polityki i nauki. Mnie przypomina to trochę teksty ze Shreka, ale w wersji dla dorosłych, w dobrym tego słowa znaczeniu. "Świat Dysku" to fantasy, ale nie klasyczna, raczej jej parodia. Występują tu postaci znane z książek tego gatunku, jak trolle, krasnoludy, smoki. czarownice, wilkołaki, golemy czy nawet wampiry. Humor Terry'ego Pratchetta jest wspaniały, dlatego niejednokrotnie zaśmiewałem się podczas lektury. Przy tym autor wykorzystując cały ten "arsenał" i pisząc lekko, porusza jednocześnie poważne sprawy i problemy, zwracając nam uwagę na wiele ciemnych stron ludzkiej natury z jakimi mamy stale do czynienia. Człowiek jaki jest każdy widzi. Pasuje tutaj cytat z klasyka "Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie".
"Macie czelność się skarżyć, [pomyślał smok]. A przecież my byliśmy smokami. Smoki powinny być okrutne, chytre, nieczułe i straszne. Ale coś ci powiem małpo… [Wielki pysk zbliżył się jeszcze i Wonse spojrzał prosto w głębie bezlitosnych smoczych ślepi.] Smoki nigdy nie paliły na stosie, nie torturowały, nie rozpruwały na kawałki i nie nazywały tego moralnością".
Książki Terry'ego Pratchetta to literatura rozrywkowa, dająca dużą radość z jej czytania, a przy tym niegłupia. Dialogi skrzą się tu dowcipem najwyższej klasy, a cytaty z jego książek są już klasyczne i kultowe. Zdaję sobie sprawę, że piszę tutaj o książkach, które są znane na całym świecie i trudno by było znaleźć kogoś kto o nich przynajmniej nie słyszał lub nie widział charakterystycznych ilustracji z ich okładek. Jeżeli jednak jest jeszcze ktoś taki, ostatni maruder, to musi szybko pędzić do biblioteki lub księgarni, aby nadrobić swe niebywałe braki. I Bob jest twoim wujem! :)
"Życie to tylko chemia. Tu kropla, tam strużka, a wszystko się zmienia. Niewielki łyk sfermentowanych soków i nagle człowiek zdolny jest przeżyć kolejne parę godzin".
Terry Pratchett "Straż! Straż!"

niedziela, 9 października 2016

Książki zaginają czasoprzestrzeń


Dawn Elaine Darkwood The Library

"Prawda jest taka, że każdy duży zbiór nawet zwyczajnych książek deformuje przestrzeń, o czym łatwo się przekonać, odwiedzając jeden z tych naprawdę staroświeckich antykwariatów - jeden z tych, które wyglądają jak zaprojektowane przez M. Eschera, kiedy miał zły dzień, mają więcej schodów niż podestów i długie rzędy półek kończące się małymi drzwiczkami, z pewnością zbyt niskimi, aby przeszedł przez nie pełnowymiarowy człowiek. Tłumaczy to następujące równanie: wiedza = potęga = energia = materia = masa. Dobra księgarnia to po prostu elegancka czarna dziura umiejąca czytać".

"Książki zaginają czasoprzestrzeń. Powodem, dla którego właściciele wspomnianych już ciasnych antykwariatów zawsze sprawiają wrażenie ludzi trochę nie z tego świata, jest to, że wielu z nich rzeczywiście stamtąd pochodzi. Zabłąkali się do nas, skręcając nie w tę stronę we własnym antykwariacie w świecie, gdzie na nogach przez cały czas wypada nosić bambosze, a sklep otwierać tylko wtedy, kiedy ma się ochotę".

"Biblioteka była największym zbiorem magicznych tekstów w ca­łym multiversum. Spoczywały tam na półkach tysiące woluminów pełnych okultystycznej wiedzy. Podobno, ponieważ wielkie ilości magii potrafią mocno od­kształcić zwykły świat, Biblioteka nie przestrzegała normalnych za­sad czasu i przestrzeni. Podobno ciągnęła się po wieczność. Podobno całymi dniami można by wędrować wśród odległych regałów, podobno gdzieś tam żyły całe plemiona zagubionych studentów, podobno niezwykłe istoty czaiły się w zapomnianych wnękach, a po­lowały na nie istoty jeszcze dziwniejsze".

"Najstarsi bibliotekarze jednak, kiedy wykazali już swoją wartość, dokonując jakiegoś bohaterskiego bibliotekarskiego czynu, przyjmowani są do tajnego związku i nauczani sztuki przetrwania poza Półkami, Które Znamy".

Terry Pratchett "STRAŻ! STRAŻ!"

Zupa fasolowa i koniec





"Okryta czernią postać przemknęła przez ciemne uliczki, skacząc od bramy do bramy, aż dotarła do posępnego, mrocznego portalu. Od razu było widać, że żadne zwykłe wrota nie stają się tak posępne bez szczególnego wysiłku. Wyglądały, jakby architekt otrzymał specjalne instrukcje. Chcemy czegoś groźnego, w ciemnym dębie, usłyszał. Dlatego proszę umieścić jakiegoś niemiłego gargulca nad bramą, docisnąć łuk, jakby nastąpił na niego olbrzym, i każdemu jasno dać do zrozumienia, że te wrota nie odpowiadają „dzyń dzyń", kiedy się przyciśnie dzwonek.

Postać wystukała skomplikowany kod na ciemnym drewnie. We wrotach otworzyło się małe zakratowane okienko i wyjrzało podejrzliwe oko.
- „Poważna sowa pohukuje wśród nocy" - powiedział przybysz, usiłując wykręcić z wody swoją szatę.
- „Ale wielu szarych książąt podąża smętnie do ludu bez władców" - zaintonował głos z drugiej strony kratki.
- „Hurra, niech żyje córka siostry starej panny" - odparowała ociekająca wodą postać.
- „Dla kata wszyscy klienci są tego samego wzrostu".
- „Zaprawdę jednak, róża tkwi w kolcu".
- „Kochająca matka gotuje fasolową zupę dla zbłąkanego syna". Zapadła cisza, zakłócana jedynie szumem deszczu.
- Co? - zapytał po chwili przybysz.
- „Kochająca matka gotuje fasolową zupę dla zbłąkanego syna".
Tym razem cisza trwała dłużej. Wreszcie mokra postać zapytała ponownie:
- Jesteś pewien, że źle zbudowana wieża nie drży cała od przelotu motyla?
- Nie. Zupa fasolowa i koniec. Przykro mi.
Krople deszczu opadały z sykiem wśród krępującego milczenia.
- A co z uwięzionym wielorybem? - spróbował jeszcze przemoczony gość, usiłując wykorzystać skromną osłonę mrocznego portalu.
- Co z nim?
- Nie powinien znać głębin przepastnych, skoro już musisz wiedzieć.
- Aha... Uwięziony wieloryb... Szukasz Świetlistego Bractwa Hebanowej Nocy. To trzecia brama stąd.
- A kim ty jesteś?
- Jesteśmy Oświeconym i Starożytnym Bractwem Ee.
- Myślałem, że spotykacie się przy Melasowej - stwierdził po namyśle przemoczony gość.
- Niby tak. Ale sam wiesz, jak to jest. We wtorki przychodzi tam klub płaskorzeźby . Trochę pomieszali rozkład.
- No tak. Bywa. W każdym razie dziękuję.
- Nie ma za co.
Okienko zatrzasnęło się.
Postać w czerni przez chwilę spoglądała na nie gniewnie, po czym pobrnęła wzdłuż ulicy. Rzeczywiście, znalazła kolejny portal. Jego budowniczy nie trudził się ze zmianą planów.
Zapukał. Otworzyło się małe, zakratowane okienko.
-Tak?
- Słuchaj no: „Poważna sowa pohukuje wśród nocy", zgadza się?
- ,Ale wielu szarych książąt podąża smętnie do ludu bez władców".
- „Hurra, niech żyje córka siostry starej panny", tak?
- „Dla kata wszyscy klienci są tego samego wzrostu".
- „Zaprawdę jednak, róża tkwi w kolcu". Na dworze leje jak z cebra. Wiesz o tym, prawda?
- Owszem — przyznał głos tonem kogoś, kto wie, ale to nie on stoi na deszczu.
Przybysz westchnął.
- „Uwięziony wieloryb nie zna głębin przepastnych" - powiedział. - I co, lepiej ci teraz?
- „Źle zbudowana wieża drży cała od przelotu motyla". Gość chwycił pręty kraty, podciągnął się i syknął:
- A teraz mnie wpuść. Jestem przemoczony. Minęła kolejna wilgotna chwila.
- Te głębiny... Powiedziałeś „przepastne" czy „przejasne"?
- Przepastne. Tak powiedziałem. Przepastne głębiny. Ponieważ leżą, najkrócej mówiąc, głęboko. To ja, brat Palcy.
- Dla mnie brzmiało to jak „przejasne" - mruknął z powątpiewaniem niewidoczny odźwierny.
- Chcecie tę przeklętą książkę czy nie? Mnie nie zależy. Mogę wracać do domu, do łóżka.
-Jesteś pewien, że były przepastne?
- Posłuchaj uważnie - rzekł z naciskiem brat Palcy. - Dobrze wiem, jakie głębokie są te piekielne głębiny. Wiedziałem, jak są przepastne, kiedy ty byłeś jeszcze żałosnym neofitą. A teraz otwierasz czy nie?
- No... No dobrze. Szczęknęły zdejmowane sztaby.
- Mógłbyś je trochę popchnąć? - odezwał się głos. - Wrota Wiedzy, Przez Które Nie Mogą Przejść Nie Znający Prawdy, strasznie się zacinają od wilgoci".

Terry Pratchett "STRAŻ! STRAŻ!"

Grafika: Marc Simonetti

piątek, 7 października 2016

Smutne miasteczko





"Smutne miasteczko" - Wojciech Młynarski

Raz państewko mi się przyśniło
otoczone górami w koło,
co od innych tym się różniło,
że w nim strasznie było wesoło.
Żarty brzmiały na każdym kroku,
żartowali duzi i mali,
ludzie całkiem nie mieli boków,
bo ze śmiechu je pozrywali.

niedziela, 21 lutego 2016

"Możliwości" Wisława Szymborska



Wolę kino.
Wolę koty.
Wolę dęby nad Wartą.
Wolę Dickensa od Dostojewskiego.
Wolę siebie lubiącą ludzi
niż siebie kochającą ludzkość.
Wolę mieć w pogotowiu igłę z nitką.
Wolę kolor zielony.
Wolę nie twierdzić,
że rozum jest wszystkiemu winien.
Wolę wyjątki.
Wolę wychodzić wcześniej.
Wolę rozmawiać z lekarzami o czymś innym.
Wolę stare ilustracje w prążki.
Wolę śmieszność pisania wierszy
od śmieszności ich niepisania.
Wolę w miłości rocznice nieokrągłe,
do obchodzenia na co dzień.
Wolę moralistów,
którzy nie obiecują mi nic.
Wolę dobroć przebiegłą od łatwowiernej za bardzo.
Wolę ziemię w cywilu.
Wolę kraje podbite niż podbijające.
Wolę mieć zastrzeżenia.
Wolę piekło chaosu od piekła porządku.
Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet.
Wolę liście bez kwiatów niż kwiaty bez liści.
Wolę psy z ogonem nie przyciętym.
Wolę oczy jasne, ponieważ mam ciemne.
Wolę szuflady.
Wolę wiele rzeczy, których tu nie wymieniłam,
od wielu również tu nie wymienionych.
Wolę zera luzem
niż ustawione w kolejce do cyfry.
Wolę czas owadzi od gwiezdnego.
Wolę odpukać.
Wolę nie pytać jak długo jeszcze i kiedy.
Wolę brać pod uwagę nawet tę możliwość,
że byt ma swoją rację.




poniedziałek, 18 stycznia 2016

Nieoznaczoność kartofla



"Holiści-pluraliści-behawioryści-fizykaliści orzekli, iż jak wiadomo z fizyki, prawidłowość w naturze jest tylko statystyczna. Podobnie jak nie można z zupełną dokładnością przewidzieć drogi pojedynczego elektronu, tak też nie wiadomo na pewno, jak się będzie zachowywał pojedynczy kartofel. Dotychczasowe obserwacje pouczają, że miliony razy człowiek kopał kartofle, ale nie jest wykluczone, że jeden raz na miliard stanie się na odwrót, że kartofel będzie kopał człowieka". 

Stanisław Lem "Dzienniki gwiazdowe"

niedziela, 17 stycznia 2016

Boczne odnogi czasu




Fot. Andre Kertesz

"Czy czytelnik czytał coś o równoległych pasmach czasu w czasie dwutorowym? Tak, istnieją takie boczne odnogi czasu, trochę nielegalne co prawda i problematyczne, ale gdy się wiezie taką kontrabandę jak my, takie nadliczbowe zdarzenie nie do zaszeregowania — nie można być zanadto wybrednym. Spróbujmy tedy odgałęzić w którymś punkcie historii taką boczną odnogę, ślepy tor, ażeby zepchnąć nań te nielegalne dzieje. Tylko bez obawy. Stanie się to niepostrzeżenie, czytelnik nie dozna żadnego wstrząsu. Kto wie — może, gdy o tym mówimy, już nieczysta manipulacja jest poza nami i jedziemy już ślepym torem".

Bruno Schulz, Sklepy cynamonowe. Sanatorium pod Klepsydrą, Kraków 1978, s. 128-129.


Dekalog recenzenta książkowego



Tekst pochodzi z bloga Poczytane
  1. Nie musisz czytać omawianej książki, wystarczy ją sobie obejrzeć. Statystyczna ilość miejsca na recenzje książkowe w prasie kurczy się z roku na rok, teraz waha się gdzieś w okolicy trzech zdań (dwóch, jeśli jedno będzie podwójnie złożone), więc poza notkę z okładki i opinię: „Warto” / „Strata czasu” i tak nie wyjdziesz. Jeśli już naprawdę musisz, przeczytaj najwyżej pierwsze 50 stron. Jeśli chcesz książkę pochwalić, to znajdziesz na nich tyle, ile potrzebujesz, żeby sklecić parę komplementów, a dalsza lektura mogłaby wykazać, że rzecz się robi z czasem nudna, więc po co to komu. Jeśli chcesz książkę schlastać, to też lepiej się nie wgryzać, bo a nuż okaże się, że rzecz nie jest taka zła, rozkręca się itd. – no i będzie Ci łyso.

środa, 6 stycznia 2016

Najlepsze książki 2015 roku.

Lepiej późno niż później. Uległem pokusie i postanowiłem podsumować jakoś w dwóch zdaniach miniony rok. Jeśli chodzi o życie, rodzinę, pracę, to był to znakomity rok, zaskakujący i pełen niespodzianek. Oby 2016 był równie dobry, a nawet jeszcze lepszy, czego i Wam życzę.