wtorek, 31 marca 2015

Byron i podbój Ameryki - kwietniowa zapowiedź Noir sur Blanc



Nowa książka autora świetnie przyjętej "Dżumy & Cholery"

 Polska premiera 16 kwietnia.

Pura Vida opowiada o krótkim, lecz szalenie intensywnym życiu Williama Walkera. Urodzony w 1824 roku w Nashville, w rodzinie o szkockich korzeniach, studiował medycynę i prawo, zajmował się też pracą dziennikarską, ale wszystko to nie mogło zadowolić tak niespokojnego ducha. Po śmierci narzeczonej postanowił pójść w ślady swojego literackiego idola, lorda Byrona, i zorganizować własną misję wyzwoleńczą…

Celem jego wyprawy stały się opanowane przez Hiszpanów kraje Ameryki Środkowej, którym zamierzał narzucić nowych władców – białych i angielskojęzycznych. Wkrótce odnosi pierwszy sukces: na odbitych Meksykowi terytoriach tworzy nową Republikę Dolnej Kalifornii, której zostaje prezydentem. Następnym etapem jest podbój ogarniętej wojną domową Nikaragui. Reżim Walkera popada jednak w konflikt z właścicielem przedsiębiorstwa transportowego Corneliusem Vanderbiltem, któremu udaje się zdobyć poparcie innych państw środkowoamerykańskich i którego wielkim sprzymierzeńcem okazuje się też dżuma dziesiątkująca armię samozwańca. Burzliwe dzieje Williama Walkera zakończą się w 1860 roku w Hondurasie, gdzie w wieku zaledwie 36 lat zostanie skazany na śmierć. 

Śledzenie historii Walkera jest dla autora także pretekstem do zadumy nad fenomenem wyzwolicieli Ameryki Łacińskiej, takich jak Simón Bolívar, Augusto César Sandino, a szczególnie Ernesto Che Guevara, do dziś otaczany w tym regionie niezwykłą czcią – w przeciwieństwie do Walkera, którego nazwisko pozostaje tam symbolem znienawidzonego uzurpatora.

Czytelnicy, którzy znają poprzednią, obsypaną nagrodami powieść Patricka Deville’a, "Dżuma & Cholera" (Noir sur Blanc, 2014), również i tym razem mogą się spodziewać nietypowej, literackiej biografii! 

wtorek, 24 marca 2015

Nowe wydanie Szwejka na 100-lecie wstąpienia Jaroslava Haška do wojska

Z okazji  100-lecia wstąpienia Jaroslava Haška do wojska prezentujemy nowe wydanie Losów dobrego żołnierza Szwejka czasów Wojny Światowej w genialnym tłumaczeniu  Antoniego Kroha.

Premiera 9 kwietnia .

Ciemne piwo, czarny humor i czeskie piwiarnie w oparach absurdu.

– Nie strojcie takiej idiotycznej miny.
– Nic na to nie mogę poradzić – odpowiedział poważnie Szwejk – mnie w wojsku superarbitrowali za idiotyzm, specjalna komisja urzędowo uznała mnie za idiotę. Ja jestem idiotą z urzędu.

Kiedy zamordowano arcyksięcia Ferdynanda, zmienił się porządek świata. Jednak nic nie jest w stanie wstrząsnąć Szwejkiem na tyle, by zechciał zmienić porządek, a właściwie bałagan swojego życia. Nie zmienił się. Nie miał na to czasu.

Od wydania kultowej powieści minęło już prawie całe stulecie i rzeczywiście nic się nie zmienia. Popularność niezbyt dobrego żołnierza nie słabnie. Jego absurdalne losy przetłumaczono dotąd na 55 języków, doczekały się licznych ekranizacji i adaptacji.

Na każdego znajdzie się paragraf. Głupota Szwejka wymyka się wszelkim kategoriom. Choć w tej głupocie jest metoda. Przed wami Szwejk. Idiota z urzędu.

Jarosław Hašek (1883– 1923) – dziennikarz, felietonista i satyryk, żołnierz o mało walecznym usposobieniu, bywalec knajp, urzędnik bankowy, poeta, anarchista, bolszewik i jeden z największych prozaików XX wieku. 
Antoni Kroh (ur. 16 sierpnia 1942) - pisarz, etnograf, historyk kultury, tłumacz prozy słowackiej i czeskiej, badacz i kurator wystaw poświęconych kulturze ludowej Karpat. Laureat Nagrody im. ks. Prof. Bolesława Kumora oraz Nagrody im. Romana Reinfussa.

"Kiedy proponują mi udział w jakimś publicznym spotkaniu obok Antoniego Kroha, zawsze odmawiam. Mówię, że nie wyobrażam sobie, aby ministrant miał się wypowiadać przy papieżu."
Mariusz Szczygieł o tłumaczu Losów dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej
„Duży Format” 20.08.2009 r.


Przekład
Antoni Kroh

Wydawnictwo Znak
Kraków 2015

niedziela, 8 marca 2015

Odcięcie pępowiny


Zacisze Biblioteki wygląda mniej więcej tak jak biblioteka na zdjęciu powyżej, zatem może przyszedł czas na zmiany, najwyższy już czas. Moja sytuacja egzystencjalna po kilku latach zmieniła się na lepsze. Dlatego mam nadzieję, że teraz będę mógł się zająć spokojnie tym co lubię. Od dłuższego już czasu nie opisywałem żadnych książek na blogu, ale to nie znaczy, że ich w ogóle nie czytałem. Trafiłem lub, że się wyrażę językiem reklamy, odkryłem dla siebie kilku autorów i kilka książek. No i spoko, po co o nich pisać i kogo to może obchodzić? :) Książki te zrobiły na mnie jednak duże wrażenie, trząchnęły mną, a w takim stanie człowiek ma wizję/je i czuje misyjną potrzebę dzielenia się nowymi skarbami. Napiszę o nich już niebawem, mam tu na myśli między innymi "Czarne minuty" Martina Solaresa, "Chłodny dotyk" Alberta Sancheza Pinola, "Terror" Dana Simmonsa czy wreszcie "Na południe od Brazos" Larry'ego McMurtry'ego. Zapraszam do Zjadacza Liter :)







czwartek, 5 marca 2015

Julio: pornografia, czyli proszę zabrać dzieci sprzed ekranów komputerów

Ledwie zaczynał lerfić jej noemy, już jej się drliła klamycja i oboje zapadali w wodomurie, w dzikie prężyny, w rozpaczliwe dystalancje. Ale jeżeli tylko próbo­wał wydęgać jej murtę, pogrążała się w jękliwe wyrgi i musiał rozmitrygiwać kaldurmię, czując jak powoli arnulie spektualniają się, oprzaniają, muleją i w końcu sztywnieją jak trimalsjat ergomaniny, do którego niechcący wpadło kilka fmopii kożaniery. A przecież to był dopiero początek, w ja­kimś momencie ona odsłaniała piwesty, zezwalając, aby przybliżył doń swoje łękowia. Zaledwie się przypalmowali, ogarniał ich, czaturował, wreszcie ekstraminował wielki ulu­kariusz, nagle to był już klinton, esterfuryczna konwalkisja mertrydów, dyszymiąca embokapulwia orgumnii, merpasm esprymiczny, w ogromnej nadhumicznej agorenii. Evohe! Evohe! Rozkolwieni na kreście wolpemii czuli, jak balnikują perlinni i swolodenni. Drżał trok, poddawały się marplumy w pieszorniach niemalże okrutnych, które ich znowu do­prowadzały na samą granicę gunfii.

[W]: Julio Cortazar "Gra w klasy", Wydawnictwo MUZA.

Dzień jak koronkowa firanka



21 czerwca 1918, Looe, Kornwalia

Cóż to za dziwny dzień dzisiaj? Cienki, biały, jak koronkowa firanka, pełen okropnych hałasów. (Np. ktoś otwiera szufladę tandetnej komody i nie może jej potem zamknąć.) Jedzenie jest łykowate i niestrawne, napoje nie dość gorące. Przeglądając się w lustrze wydaję się sobie okropna, łysa jak jajko, napuchnięta, suknie są na mnie ciasne. Wszystko pokryte jest kurzem i piaskiem – popiół papierosów rozsypuje się i opada – nagietki rozsiewają swe płatki po całej toalecie. W sąsiednim pokoju ktoś usiłuje nastroić kiepski fortepian.
Gdybym miała „swój dom”, mogłabym zaciągnąć zasłony, a zamknąwszy drzwi wykadzić czymś przyjemnie pachnącym, potem przejść się szybko cichym krokiem wokoło mego doskonale urządzonego pokoju przyglądając się grze cieni i świateł – i w ten sposób można by wytrzymać – lecz żyjąc tak, jak ja, zawsze w zajazdach – to bardzo trudno.

Zacytuje parę tych trudności:

1.      Postanowiłam zrobić pedicure przed śniadaniem i nie zrobiłam tego z lenistwa.
2.      Kawa nie była gorąca, boczek przesolony i znać było na talerzu, że usmażono go na brudnej patelni.
3.      Nie umiałam wymyślić żadnego tematu rozmowy z panią Honey, która była milcząca, roztargniona i przygaszona...
4.      List J., w którym pisze o ogromnych trudnościach i o wszystkich sprawach, jakie musi załatwić, nim wyjedzie na wakacje, nie wzruszył mnie wcale. Był jakiś bezbarwny – miałam wrażenie, jakbym czytała coś, co mnie nie dotyczy, coś co jest poza mną.
5.      Bliżej nieokreślone boleści podczas kąpieli.
6.      Nic nie mam do czytania, a deszcz zanadto pada, aby wyjść.
7.      A. Przyjechała, a do mnie nie zatelefonowała. Zdaje mi się, że na razie ma już dosyć naszej przyjaźni...
8.      Bardzo podły obiad. Małe, twarde kotlety siekane nie nadające się do jedzenia i trochę wodnistego kompotu z agrestu. Nie cierpię angielskiej kuchni.
9.      Poszłam na spacer, złapał mnie deszcz, wróciłam okropnie przemarznięta i zmęczona.
10.  Herbata była zimna. Nie miałam zamiaru zjeść ciastka, lecz wreszcie je zjadłam. Za dużo paliłam.

Katherine Mansfield "Dziennik", tłum. Teresa Tatarkiewiczowa, Czytelnik, Warszawa 1985, s.106-108.

środa, 4 marca 2015

"Jeszcze mam czterdzieści ksiąg"


Sowa

Na południe od Rogowa
Mieszka w leśnej dziupli sowa,
Która całą noc, do rana,
Tkwi nad książką, zaczytana.
Nie podoba się to sroce:
"Pani czyta całe noce,
Zamiast się pokrzepić drzemką,
Pani czyta wciąż po ciemku.
Czyta się, gdy światło świeci,
To zły przykład jest dla dzieci!"