wtorek, 26 sierpnia 2014

Orwell o magii przekleństw


"Wyzwiska także się zmieniają — albo przynajmniej podlegają modzie. Na przykład dwadzieścia lat temu robotnicy londyńscy nałogowo używali słowa bloody. Obecnie całkowicie je zarzucili, choć w powieściach wciąż jeszcze każe się im posługiwać tym epitetem. Żaden londyńczyk z pochodzenia (w wypadku Szkotów czy też Irlandczyków rzecz ma się inaczej) nie użyje obecnie słowa bloody, chyba że odebrał jakie takie wykształcenie. Wyraz ów praktycznie awansował w skali społecznej i utracił charakter wyzwiska używanego wyłącznie przez klasy pracujące. Rozpowszechnionym ostatnio w londyńskiej gwarze przymiotnikiem towarzyszącym każdemu rzeczownikowi jest fucking. Nie ulega wątpliwości, iż słowo to, podobnie jak słowo bloody, wejdzie do salonów, zaś jego miejsce zajmie jakieś inne słowo. Wszystko co dotyczy przeklinania, a zwłaszcza przeklinania w języku angielskim, spowija mgła tajemniczości. Z samej istoty przeklinanie jest tak samo irracjonalne jak magia, bo też i jest ono rodzajem magii. Wiąże się z nim jednak pewien paradoks, oto i on: przeklinając, pragniemy oburzyć słuchaczy i urazić ich uczucia, osiągamy zaś ów cel wspominając o czymś, o czym zwykle się nie mówi — zazwyczaj odnosi się to do czynności seksualnych. 

Zastanawiające jest jednak to, że ilekroć jakieś słowo zakorzeni się w roli wyzwiska, wydaje się tracić swoje pierwotne znaczenie; innymi słowy, traci „coś", co nadało mu charakter przekleństwa. Słowo staje się nim, ponieważ oznacza ono pewną rzecz, ale że nabrało charakteru wyzwiska, przestało być jej odpowiednikiem. Na przykład fuck. Londyńczycy nie używają obecnie tego słowa, albo czynią to bardzo rzadko, w jego pierwotnym znaczeniu; wprawdzie mają je na ustach od rana do wieczora, służy ono im jednak już tylko do dopełniania zdań. To samo dotyczy słowa bugger, które szybko traci swój pierwotny sens. Można przytoczyć tu podobne przykłady z języka francuskiego, choćby słowo foutre, które obecnie jest już tylko zgoła nic nie znaczącym dopełnieniem retorycznym. Słowo bougre można również niekiedy usłyszeć w Paryżu, ale ci, którzy go używają, a przynajmniej ich większość, nie mają pojęcia, co oznaczało niegdyś. Jak się zdaje, regułą jest to, iż słowa, które się przyjęły jako przekleństwa, nabrały w pewnej mierze magicznego znaczenia, co powoduje, że stają się one odrębną grupą słów i nie sposób używać ich w potocznej rozmowie. Słowa obelżywe zdają się podlegać tym samym paradoksalnym regułom, co przekleństwa. Można przypuszczać, iż słowo staje się obelgą, albowiem oznacza ono coś obraźliwego, jednak praktycznie wartość tego wyrazu jako obelgi niewiele ma wspólnego z jego treścią. Na przykład najgorszą obelgą, jaką można rzucić w twarz londyńczykowi, jest słowo bastard, które rozumiane dosłownie nie jest bynajmniej żadną obelgą. Kobiecie zaś, czy to w Londynie, czy w Paryżu, można straszliwie ubliżyć, nazywając ją „krową", co brzmi niemal jak komplement, zważywszy, iż krowy należą do najmilszych zwierząt. Najwyraźniej słowo jest obelgą po prostu dlatego, że traktuje się je jako obelgę, zapominając o jego właściwym znaczeniu — zresztą o tym ostatnim (dotyczy to szczególnie słów obelżywych) i tak decyduje opinia ogółu. [...]


W Londynie można zauważyć jeszcze coś — otóż mężczyźni zwykle nie klną w obecności kobiet. W Paryżu jest zgoła inaczej. Paryski robotnik może i krępowałby się kląć w obecności kobiety, gdy jednak przychodzi co do czego, nie ma żadnych skrupułów; Francuzki także przeklinają do woli. Londyńczycy są w tym względzie bardziej uprzejmi albo też bardziej wrażliwi. Oto i kilkanaście spostrzeżeń, jakie zanotowałem, zresztą w dosyć przypadkowej kolejności. Szkoda, że nikt obznajomiony z tym zagadnieniem nie prowadzi rocznika londyńskiego slangu oraz przekleństw, i nie rejestruje zachodzących zmian".

George Orwell "Na dnie w Paryżu i w Londynie".

4 komentarze:

  1. A my coś k... na ten temat dobrze wiemy. Ciekaw jestem, jakie dzisiaj słowo można jeszcze uznać za wulgarne czy obraźliwe, skoro chyba wszystkie mi znane stałe się... przerywnikami?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie to co napisał Orwell jest prawdą, wiem to z różnych źródeł. Zdziwiło mnie tylko, że już tak było kilkadziesiąt lat temu, myślałem, że to syndrom najnowszych czasów. :)

      Usuń
  2. Orwell był ok, ale z jego esejem o piłce nożnej to bym polemizowała. Myślę, że gdyby dziś był i żył, to by ten tekst mocno zmodyfikował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potwierdzam, Orwell był ok. Pisał znakomite eseje, bardzo dobrze się je czyta, tego o piłce kopanej niestety nie znam, ale domyślam się, że dzisiejsza piłka mocno by go zaskoczyła, nie mówiąc o innych sprawach wokół niej, UEFA, 6:1 etc. etc :)

      Usuń