sobota, 30 sierpnia 2014

Czekam na natchnienie

Źródło
List Raymonda Chandlera do Alexa Barrisa

18 marca 1949 r.

... Jak spędzam dnie? Piszę, kiedy mogę, nie piszę, kiedy nie mogę; zawsze piszę rano albo w pierwszej połowie dnia. Wieczorem ma się bardzo zabawne pomysły, ale potem nie zdają one egzaminu. Dawno się już o tym przekonałem. Musiał się Pan chyba zorientować, że sam piszę na maszynie. Kiedy tutaj zamieszkałem, kupiłem dyktafon i dyktowałem do niego teksty, ale nigdy nie używam dyktafonu do pisania powieści. Prawie wszyscy pisarze, którzy dyktują, cierpią na biegunkę słowną. Kiedy trzeba dołożyć wysiłku, żeby te słowa napisać, człowiek bardziej jest skłonny do oszczędności.
Czytam wciąż wypowiedzi pisarzy, którzy twierdzą, że nie czekają nigdy na natchnienie, po prostu siadają co dzień o ósmej rano przy swoich biureczkach - deszcz czy słońce, kac, złamana ręka, nieważne - oni wystukują na maszynie zaprogramowany kawałek. Niech tam pustka w głowie, niech myśli ciężkie jak kamienie młyńskie - natchnienie to bzdura, oni go nie uznają. Składam im wyrazy szczerego podziwu i starannie unikam czytania ich książek.
Co do mnie, czekam na natchnienie, chociaż niekoniecznie tak to nazywam. Moim zdaniem, wielkie pisarstwo tchnące życiem powstaje za sprawą splotu słonecznego. To ciężka praca w tym sensie, że człowiek bywa potem zmęczony, a nawet wyczerpany. W sensie świadomego wysiłku nie jest to w ogóle praca. Rzecz najważniejsza, żeby był pewien okres czasu, powiedzmy co najmniej cztery godziny dziennie, kiedy zawodowy pisarz nie robi nic innego, tylko pisze. Może zresztą wcale nie pisać, jeżeli nie ma ochoty, nie powinien nawet próbować. Może wyglądać przez okno, stać na głowie, turlać się po podłodze, ale nie powinien robić nic określonego, nie powinien czytać, pisać listów, oglądać pism czy wypisywać czeków. Ma pisać albo nie robić nic. Na tej samej zasadzie utrzymuje się lad w szkole. Jeżeli się zmusza uczniów, żeby siedzieli spokojnie, nauczą się czegoś, po prostu, żeby nie usnąć z nudów. Przekonałem się, że zasada jest skuteczna. Oto dwie bardzo proste reguły: a) Nie ma się obowiązku pisać. b) Nie wolno robić nic innego. Reszta przychodzi sama.[...]

Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1983, s. 100-101.

6 komentarzy:

  1. To jest właściwie całkiem dobry pomysł na zwiększenie swojej produktywności. Wypróbuję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Nie wolno robić nic innego" - tkwimy mocno osadzeni w schemacie robienia, czegokolwiek. Wysoką wartość ma przerzucanie piachu z jednego końca podwórka na drugi, bez celu i sensu, ale człowiek się "napracuje", jest szanowany jako osoba ciężko pracująca fizycznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafię nic nie robić, męczy mnie to bardzo, mam wrażenie, że tracę czas, życie przelatuje mi między palcami. Znam takich, którzy doprowadzili to do perfekcji, zazdroszczę im.

      Usuń
    2. Gdzieś wyczytałam, że mózg wykonuje więcej pracy właśnie kiedy nic nie robimy. O, już wiem, tutaj: http://nauka.newsweek.pl/ukryta-moc-mozgu-newsweek-pl,artykuly,346275,1.html

      "gdy nic nie robimy, różne obszary mózgu stale się ze sobą komunikują. A ta aktywność pochłania 20 razy więcej energii niż na przykład reakcja na odganianie komara"

      Usuń
  3. Ja niestety też wciąż coś robię. Obawiam się, że to już jakiś rodzaj natręctwa...

    Muszę sobie wydrukować te słowa Chandlera, może uda mi się z nich kiedyś skorzystać!

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę,że te przymusowe 4 godziny każdego dnia na albo-albo, to tworzenia aury,ram czy podstaw, a kiedy już przestaniemy w tym czasie stać na głowie (ech, ten cudowny humor Chandlera!), wówczas zacznie pracować ów splot słoneczny :)

    OdpowiedzUsuń