piątek, 10 stycznia 2014

Tajemnica powodzenia w życiu

Tadeusz Konwicki

"Drogą wytrwałej dedukcji rozwiązałem pewną istotną zagadkę. Myślę o tajemnicy sukcesu, powodzenia w życiu. Kierując się pobudkami humanitarnymi, mam obowiązek podzielić się z lekko skołowanymi bliźnimi swoim krzepiącym odkryciem.

Dla jasności sprawy muszę się posłużyć niezbyt wykwintną przenośnią. Otóż wyobraźmy sobie niebo albo to miejsce, gdzie przebywają opatrzność, los czy fatum. Stoją tam niezliczone rzędy kanistrów z indywidualnymi sukcesami każdego z nas, z sukcesami, które, załóżmy to sobie dla wygody, są jakąś płynną substancją. Kanistry te są jednakowe, ani duże, ani małe, raczej takie jakby średnie.

Może przypadek powoduje lub może my sami to niechcąco powodujemy, że taki kanister już na początku życia któregoś z nas przechyli się do końca i wyleje całą zawartość na delikwenta. Ten to przyjmie jako rzecz oczywistą, zatem będzie czekał na dalsze porcje. Ale następnych dawek już nie będzie aż do samego niewiadomego finału. Więc nasz bliźni, z rozbudzonym za wcześnie wilczym apetytem, poczeka trochę, rozejrzy się dyskretnie, czy nie zostało coś z tej ambrozji, a stwierdziwszy, że zmarnowana, zacznie wygrażać niebu i bliźnim. Ten ma najgorzej, bo żyć z wiecznym głodem to straszne.

Na innego jego dawka chluśnie w połowie życia. Przyjmie ją jako słuszną nagrodę swoich zasług, spożyje z rozwagą, poczeka grzecznie na repetę, trochę pomarudzi w tym czekaniu i bez szczególnych oporów wsiądzie do łodzi Charona.


Najszczęśliwsi są ci ostatni, co wiele lat przyglądali innym pławiącym się w sukcesach i powodzeniu. Kiedy już zrezygnowali, kiedy już pogodzili się ze swoim niefartem, nagle leci z nieba cudowny gęsty płyn, którego już teraz za dużo, którego już nie strawi skurczony przez wieloletni  post starczy żołądek. Najczęściej ta skromna dawka zabija denata, ale zabija uśpionego narkozą szczęścia. Można tylko pozazdrościć takiej śmierci.

Dosyć niewyraźna jest sytuacja tych wszystkich, którym los albo przypadek nie zdążą przechylić kanistra z powodzeniem za życia. Odchodzą w nicość albo w wieczność, nie wykorzystawszy swego przydziału. co się dzieje z ich porcjami sukcesu - jeszcze nie wiem, choć usilnie pracuję nad objaśnieniem tej pobocznej tajemnicy. Może żywią się tą superatą sami bogowie lub Opatrzność. A może temu, kto nic nie dostał za życia, wyrównuje potem różnicę miedzy piekłem i niebem. Albo może na sylwestra wylewa się w próżnię wszechświata, żeby nie dewaluować.

Oczywiście mnie się przytrafiło najfatalniej. Nie chlusnęło w młodości ani na starość, ani nie zostało na daleką podróż przez wszystkie wieczności. Po prostu kapał ten niebiański balsam kropla za kroplą przez całe życie, od pierwszego dnia do ostatniej godziny, kapał kropelkami jak ziarnka maku i nie spostrzegłem tego cudownego kapania, i nie odczułem w ogóle na swojej skórze, i nie posmakuję tłustego smaku sukcesu ani na tym, ani na tamtym świecie". [s. 139]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz