piątek, 23 sierpnia 2013

Zakupy

Aurora Bernárdez i Julio Cortázar
Wobec tego, że Tota zażyczyła sobie, by zszedł po paczkę zapałek, Łukasz wychodzi w piżamie, bo upał jak diabli, i wstępuje do bistra grubego Muzzio, by przed zakupem chlapnąć sobie coś chłodnego a mocnego. W połowie aperitifu wchodzi do baru Juarez, również w piżamie, a na widok Łukasza oznajmia, że siostra ma ostre i bolesne zapalenie ucha wewnętrznego, a pigularz nie chce bez recepty sprzedać środka
przeciwbólowego, bowiem te krople są jakoby halucynogenne i poraziły już czterech hipisów z sąsiedztwa. Ciebie zna, to ci sprzeda bez niczego, chodź zaraz, Rosita wprost się skręca. 
Łukasz płaci, zapomina o zapałkach i idzie z Juarezem do apteki, gdzie stary Olivetti mówi, że ani mowy, niech idą szukać gdzie indziej, w tym momencie z zaplecza wychodzi jego żona z kodakiem w ręce, panie Łukaszu, pan na pewno umie założyć film, dziś urodziny Niuni, a tu jak raz film się skończył, co robić. Kiedy Tota czeka na zapałki, mówi Łukasz, ale że Juarez kopie go znacząco, więc podejmuje się założenia filmu słusznie kombinując, że stary Olivetti wywdzięczy mu się owymi cholernymi kroplami. Juarez rozpływa się w podziękowaniach przeklinając w duchu i wychodzi, a pani aptekarzowa łapie Łukasza i cała szczęśliwa zaprasza go na urodzinki, nie pójdzie pan przecież nie spróbowawszy arcydzieła, dońi Luisy, żebyś żyła sto lat, mówi Łukasz, a Niunia odpowiada mu kluskowym bulgotem, bo w buzi piąty kawałek tortu. Wszyscy śpiewają „Sto lat", a potem piją zdrowie oranżadą, ale pani domu częstuje Łukasza zimnym piwkiem, bo pan Łukasz porobi teraz zdjęcia, inni nie bardzo wiedzą jak, więc Łukasz, uważaj, zaraz wyleci ptaszek, jedno z fleszem, a reszta na patio, bo Niunia chce, żeby i szczygiełek wyszedł.


— No to dobra — mówi Łukasz — ale teraz muszę lecieć, bo Tota.
Zdanie nigdy nie dokończone bowiem z apteki dochodzą krzyki oraz rozmaite rozkazy i zakazy, Łukasz pędzi, by zobaczyć, a przy okazji dać dyla i wpada na męską część rodziny Salinskich, na środku stary Salinski, który spadł z krzesła, więc po sąsiedzku przynieśli go do apteki, po co fatygować doktora, jeżeli szyjka biodrowa w porządku. Mały Salinski kurczowo chwyta Łukasza za piżamę i powiada, że stary jest twardziocha, ale że asfalt patia też nie ciasto, więc nie można wykluczyć jakiegoś fatalnego pęknięcia, tym więcej że stary cały zzieleniał i nawet nie drapie się w dupę, co jest jego nieodłącznym gestem. Ten oto detal nie umknął również aptekarzowi Olivetti, więc zasadza żonę do telefonu i w cztery minuty karetka i dwóch noszowych, Łukasz pomaga załadować starego, który nie wiadomo czemu łapie go za szyję, całkowicie ignorując swoich synów, a kiedy Łukasz wysiada z karetki, noszowi zamykają mu ją dosłownie przed nosem, bo tematem jest niedzielny mecz Boca— River, czyli nie czas na rodzinne wzloty, skutek — Łukasz ponaddźwiękowo wali się na ziemię, a stary Salinski z noszy: dobrze ci tak chłopie, teraz przynajmniej dowiesz się, jak to boli.
W szpitalu, na drugim końcu miasta, Łukasz musi opowiedzieć co i jak, a jest to rzecz, która zabiera kupę czasu, a pan z rodziny, nie ale właśnie, no to dlaczego, proszę poczekać, to wytłumaczę co zaszło, dobra, dobra, dawaj pan dokumenty, wyskoczyłem w piżamie, piżama ma kieszenie, tak ale Tota, niech mi pan nie truje, że ten stary ma na imię Tota, chcę powiedzieć, że Tota posłała mnie po zapałki, aż tu wchodzi Juarez no i. Już dobrze, dobrze, wzdycha doktor, Morgada, zsuń staremu kalesony, pan może już iść. Poczekam na rodzinę, muszą mi dać na taksówkę, mówi Łukasz, przecież w piżamie nie pojadę autobusem. Jak kto uważa, nie takie rzeczy teraz się nosi, moda jest całkowicie dowolna, zrobisz mu prześwietlenie stawu łokciowego, Morgada.
Kiedy Salinscy wyłaniają się z taksówki, Łukasz powiadamia ich, jak sprawa wygląda, mały daje mu dokładnie tyle co na taksówkę, ale za to dziękuje mu przez równe pięć minut za koleżeństwo i pomoc, taksówki jak raz ani śladu, Łukasz, którego już dosłownie ponosi, rusza piechotą, chociaż poza własną dzielnicą głupio latać po ulicach w piżamie, zupełnie jakby się było nago, autobusu także ani na lekarstwo, wreszcie zjawia się odrapane 128, Łukasz na stojaka między dwiema panienkami, które patrzą na niego zdumione, jakaś stara podnosi oczy po paskach piżamy od pasa w górę, jakby chciała ocenić stopień nieprzyzwoitości takiego stroju, który uwypukla niektóre kształty, rogu Canning i Santa Fe jakoś nie widać i nic dziwnego, bo Łukasz pomylił autobusy i wsiadł w jadący na Saavedra, trzeba wysiąść i czekać gdzieś u czorta na kuliczkach, tylko dwa drzewka i złamany grzebień, Tota z pewnością szaleje jak pantera w pralce, półtorej godziny, matko przenajświętsza, kiedyż do jasnej nadjedzie ten autobus.
Może już nigdy, powiada do siebie Łukasz w jakimś ponurym olśnieniu, to pewno coś w rodzaju zaginięcia Almotasima, kulturalnie snuje Łukasz. Nawet nie zauważył, jak z wolna podeszła do niego bezzębna staruszka, żeby zapytać, czy czasem nie ma zapałek.

Julio Cortazar "Opowiadania o Łukaszu".

3 komentarze:

  1. na zdjęciu wygląda jakoś dziecinnie, na zagubionego. nie to co Aurora ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda. Julio był bardzo wysoki, nie pamiętam dokładnie, ale miał chyba coś około 2 m, wygląda jakby siedział na małym dziecinnym krzesełku. A nie wydaje Ci się, że byli do siebie bardzo podobni, szczególnie oczy :)

      Usuń
  2. racja, z tym, że ona patrzy odważnie, a on jak spłoszony dzieciak pierwszy raz idący do szkoły :)

    OdpowiedzUsuń