sobota, 6 lipca 2013

"Przyszedłem na świat tylko po to, by podróżować"


Z listu markiza de Custin

Travemünde, 4 lipca 1839.

Dziś rano w Lubece właściciel zajazdu, dowiedziawszy się, że mam wsiąść na statek płynący do Rosji, wszedł do mego pokoju ze współczującą miną, która mnie rozbawiła. Ten człowiek jest sprytniejszy, umysł ma żywszy, bardziej szyderczy niż by można przypuszczać po płaczliwym tonie jego głosu i po jego francuskiej wymowie.
Dowiedziawszy się, że podróżuję tylko dla przyjemności, zaczął mi perswadować z niemiecką dobrodusznością, abym zrezygnował ze swego projektu.
— Znasz pan Rosję? — zapytałem.
— Nie, panie, ale znam Rosjan. Wielu ich przejeżdża przez Lubekę, a ja sądzę o kraju podług fizjognomii jego mieszkańców.
— Cóż więc takiego znajdujesz pan w wyrazie ich twarzy, co by .powinno mnie powstrzymać od udania się do nich?
— Panie, oni mają dwie fizjognomie — nie mówię o sługach, ci nie mają żadnej, mówię o panach; ci, gdy zsiadają ze statku, żeby się udać do Europy, mają minę swobodną, wesołą, zadowoloną — to konie, co zerwały uzdę, ptaki wypuszczone z klatki. Mężczyźni, kobiety, starzy i młodzi — wszyscy się cieszą jak uczniowie w czasie wakacji. Wracając, te same osoby mają twarze wydłużone, ponure, cierpiące; mówią krótko, strzępami zdań, czoło mają stroskane. Z tej różnicy wywnioskowałem, że kraj, który się opuszcza z taką radością, a do którego się wraca z takim żalem, to niedobry kraj.— Może masz pan rację — odparłem — ale pańskie uwagi świadczą o tym, że Rosjanie nie są tak skryci, jak się nam ich maluje; myślałem, że są nieprzeniknieni.
—  Są tacy u siebie, ale nie czują nieufności do nas, poczciwych Niemców — rzekł oberżysta wychodząc i uśmiechając się sprytnie.
Oto człowiek może nawet poczciwy, który bardzo się boi, by go nie wzięto za poczciwca! — pomyślałem śmiejąc się do siebie... Trzeba podróżować samemu, żeby wiedzieć, jak bardzo na charaktery wpływają reputacje, wyrabiane różnym narodom przez podróżników, często lekkomyślnych w swoich sądach z powodu lenistwa umysłowego. Każda jednostka usiłuje osobiście protestować przeciwko utartej opinii o swoich rodakach.
Jutro wsiadam na statek i zniosę z radością wszystkie niewygody związane z podróżą, byleby mnie niósł w stronę pustkowi i stepów... Stepy! Ta wschodnia nazwa sama przez się budzi we mnie przeczucie niezmiernej a cudownej przyrody, nieci we mnie pragnienie zastępujące mi młodość, odwagę i przypominające mi, że przyszedłem na świat tylko po to, by podróżować; to przeznaczenie mojej natury. Ale czy mam coś wyznać? Może nigdy bym nie przedsięwziął tej podróży, gdyby w Rosji nie było stepów. Doprawdy obawiam się, że jestem za młody na nasze stulecie i na kraj, gdzie żyjemy...
Mój powóz już się znajduje na statku; jest to, twierdzą Rosjanie, jeden z najpiękniejszych parowców świata. Nazywa się „Mikołaj I". Statek ten palił się w zeszłym roku podczas rejsu z Petersburga do Travemünde, przerobiono go i od czasu tej naprawy jest to jego druga podróż. Wspomnienie o tej katastrofie, która zdarzyła się podczas pierwszej podróży, budzi teraz tylko lekki niepokój u pasażerów.
...Po przebudowie nasz piękny statek tak przecieka, że nie może dopłynąć do Petersburga — przesiądziemy się na inny w Kronsztadzie, a dwa dni później odzyskamy nasze powozy, które nam przyślą na trzecim statku, płaskodennym. Mnóstwo kłopotów, ale ciekawość, główna cecha podróżnika, jest silniejsza niż wszystko...

Markiz de Custine, Listy z Rosji, tłum. Marian Górski, Wydawnictwo Aramis 1989, s. 14—15.

Źródło: Płaszcz zabójcy

2 komentarze: