czwartek, 4 lipca 2013

Miron i Ameryka (3), czyli ciekawe popołudnie w Nowym Jorku

Miron Białoszewski
 
środa, 13 pażdziernik1982

Brodacz - aktor-szofer - załatwiał ze mną bankowości. Ale nie zdołaliśmy dziś nic. Jutro znów, ale bez latania, bo będzie taksówka, którą brodaty aktor-szofer Lech Michał jeździ. Dziś miał dzień wolny. stracił na mnie dużo czasu. Byliśmy w Queensie, u niego w domu. Dwa razy u jego żony Julity w redakcji tutejszego polskiego "Nowego Dziennika". Telefonowanie do jednej z moich patronek, pani Krzywickiej. Telefon przerywany. Julita z redakcją śpieszyły się namiętnie na manifestacje antyp0olskorządowe pod konsulat. Mnie porwały w pędzie, ale zatrzymałem się w pewnej odległości. Powiedziałem, że mi nie wypada, skoro tam wczoraj byłem jako załatwiacz i od konsulatu dalej potrzebuję łaski, pomocy w powrotnym bilecie. Zresztą co mi przyjdzie ze słuchania pokrzykiwań i gwizdów małej grupki Polaków. Najgłosniej krzyczała jakaś kobieta. Niczym wczorajsza Murzynka o Jezusie. Zamiast to kontemplować, poleciałem do niedalekich sklepów porno i tam na oglądaniu pism spędziłem ciekawe popołudnie w Nowym Jorku. W każdym porno-sklepie jest z jednej strony miłość damsko-męska, a z drugiej męsko-męska, obfita niezwykle. Tam tyle mężczyzn, co i tu. Każdy sobie ogląda, co chce. Jak długo chce. Wczoraj też tu byłem, kupiłem dużo przepięknych aktów.
Ciepło, deszczyk. Powrót jak i wczoraj, z 42 Poprzecznej na moją 23 Poprzeczną przez Podłużną Ósmą, z Murzynami, czyścibutami, pijakami, Murzynkami-kurwami. W połowie drogi wielki okrąglak, cyrk na górze, dworzec na dole [chodzi zapewne o Grand Central Terminal], jednocześnie poczta główna naprzeciw, z wielkimi schodami i kolumnami. Tu lubią Grecję.
Już zrobiły się znane mi, powszednie te miejsca. Dokupiłem sobie dziś bardzo przez siebie poszukiwany cymes, tylko za 6 dolarów. Świetny Murzyn z olbrzymim "interesem" sam sobie robi minetę. Olbrzymi "interes" podobny do owego miałem dwa razy.
Dużo przeżyłem w życiu dobrego, złego i ciekawego. I dlatego nie może się powtórzyć oszołomienie takie jak Paryżem w 1959 roku. Jeszcze było wspaniale z Egiptem.
Z tymi porno mieszkam sobie u zakonnic. I wszystko dobrze. To tak jak chodzenie do konsulatu i miłe rozmowy z wygwizdywaczami.
Leżę w pokoju, piszę, czytam. Za oknem cisza. Czasem lekki szum czegoś jadącego, spokój - spokój. Tylko rano o 10-tej dyńdylinda tu obok z kościółka sygnaturka. Dziś mnie wybiła ze snu, przez co spałem ledwie 4-5 godzin. Jest tak ostra, tak długo dzwoni, że niewiele pomagają zatyczki w uszach.
Siusianie nocne przy łóżku do dużego pudła po soku pomarańczowym z grubej tektury. Nie przecieka. Nawet po tygodniu.
Nie mogę nauczyć się uruchomiania telefonu ani otwierania okna typu angielskiego. Więc jednak pułapki.
W Pradze czeskiej byłem z Polakiem z mojej grupy późno wieczorem pod Hradczanami, na starym Mieście, na moście Karola. Szukałem sladów Meyrinka, Kafki, pytałem Czechów wyglądających oknami o drogę. Pewien zaułek był naprawiany, latarki nad wykopem, niczym Koguci Zaułek w Golemie. Ta starówka jest duża. Cała na pochyłości. Polak, ten ze mną, chciał sprawdzić, gdzie to urzędował Bolesław Chrobry. Ja mu przypomniałem, że zdobył Pragę, urzędował, ucztował. Nagle wpadli ludzie
- Czesi! Zbrojni! Uciekać!
Poderwali się od żarcia, picia, uciekli. W tejże Pradze czeskiej Kazimierz Wielki miał kochankę. Raz w nocy w łóżku spadła jej z głowy peruka. Okazała się łysa. Obrzydził ją sobie.

Języka tu w Nowym Jorku nie używam. Załatwiam na migi. Zresztą podobno w N. Jorku na ogół mówią źle po angielsku. Żywioł języka - końcówki.

Miron Białoszewski "Tajny dziennik", Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 804-805.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz