"Nic dziwnego, że kiedy zaczął pisać (a zaczął niemal tego samego dnia, w którym zechciał wreszcie poznać litery), wszystko, co wyszło spod jego pióra, musiało zostać poddane próbie głosu - każdy tekst musiał przejść przez gueuloir, czyli zostać śpiewnie wyryczany w zaciszu gabinetu, inaczej nie istniał. 'Żeby sprawdzić swoje zdania, [Flaubert] 'wywrzaskiwał' je, [siedząc] sam przy stole, i nie był z nich zadowolony, dopóki nie przeszły przez jego 'wycie' z taką muzyką, z jaką chciał. W Croisset ta metoda była dobrze znana, służba wiedziała, że ma nie przerywać mu pracy, kiedy słyszy, jak pan krzyczy' - opowiadał Zola w 'Wiestniku Jewropy' zdumionym Rosjanom.
Naturalnie bracia Goncourt również poczynili stosowny zapis o 'metodzie' Flauberta, zrobili to jednak - swoim zwyczajem - w tonie chłodnym i niechętnym, jak przystało na notatkę o kolejnym dziwactwie nienormalnego kolegi. 'Mówi nam o swojej manii [...] namiętnego deklamowania powieści w miarę postępów pracy, kiedy wydziera się tak bardzo, że musi opróżniać pełne dzbanki wody, upaja się swoim krzykiem tak głośnym, że wprawia w drżenie metalowy półmisek podobny do tego, który ma tutaj [w Paryżu], do tego stopnia, że pewnego dnia w Croisset poczuł, jak w żołądku rośnie mu coś ciepłego i bał się, że zacznie pluć krwią' - głosi koślawy donos zamieszczony w Dzienniku braci pod datą 7 kwietnia 1861 roku.
Plucie krwią to nie przesada, metoda Flauberta naprawdę była metodą ekstremalną - 'Pan' krzyczał ile sił w płucach całymi godzinami i mocno nadwyrężał sobie przeponę, a także pozostałe mięśnie klatki piersiowej i brzucha oraz gardło.
Bywało, że ryczał w nocy, stojąc w otwartym oknie swego domu w Croisset w samej tylko koszuli. 'Jest
O tekście, który uważał za udany, miał do powiedzenia tylko to, co o ostatniej z Trzech baśni napisał w liście do Turgieniewa: 'Herodiada nadaje się na porządne rykowisko, bo przecież, w gruncie rzeczy, tylko to się liczy: Wycie, Emfaza, Hiperbola. Bądźmy rozpasani!'. To samo, tylko znacznie bardziej powściągliwie, wyraził w przedmowie do wierszy Bouilheta [...]: 'Proza [...] - pisał tam - powinna [...] dać się przeczytać na głos. Źle napisane zdania nie wytrzymują takiej próby; uciskają pierś, zakłócają bicie serca i przez to znajdują się na zewnątrz warunków życia'".
Renata Lis, Ręka Flauberta, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2011, s. 212-214.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz