"Po
śmierci doktora Flauberta, w roku 1846, w mieszkaniu przy rue Lecat
odbyła się rutynowa inwentaryzacja. W poczet majątku ruchomego notariusz
zaliczył domową piwniczkę, w której zastał, co następuje:
dziewięćdziesiąt butelek prostego wina Bordeaux; ponad czterysta butelek
lepszych win Volnay, Sauternes, Chambertin, Bourgogne, Beaune,
Bordeaux, Graves oraz win reńskich i szampańskich, trzy ogromne beczki
cydru i beczkę wina o pojemności dwustu czterdziestu litrów. [...] W
biurze doktora Flauberta na pierwszym piętrze, obok jadalni, notariusz
odkrył w szafie - oprócz narzędzi do amputacji kończyn i trepanacji
czaszki, sond i noży chirurgicznych - zestaw kieliszków z rżniętego
kryształu oraz towarzyszącą mu baterię alkoholi: wiśniowy rum, maderę,
trzydzieści jeden butelek owocowego bimbru zwanego l'eau de vie (wodą
życia), muskatu zwykłego i tego niezwykłego z Frontignant.
Taka kolekcja nie może się obejść bez odpowiedniego uzasadnienia i doktor Flaubert takie uzasadnienie miał. Był przekonany o leczniczych właściwościach alkoholu, szczególnie wina, i na pewno nie raz podzielił się tym wierzeniem z rodziną przy obiedzie, skoro zdołał je trwale zaszczepić obu swoim synom. Gustave nie tylko sam wcielał w życie wiarę ojca, ale również bywał jej apostołem wobec żyjących w ciemnocie nieszczęśników. Choćby we wrześniu 1853 roku, kiedy uświadamiał Louise Colet, że jej zwyczaj picia wyłącznie 'obrzydliwej wody' może się skończyć tylko w jeden sposób: rakiem żołądka. We francuskim klimacie - twierdził za ojcem - trzeba winem równoważyć wilgoć, jaka z powietrza przenika do organizmu i gromadzi się w układzie trawiennym, wyrządzając tam nieodwracalne szkody. 'Spróbuj przez kilka miesięcy pić wodę z odrobiną czerwonego wina lub, jeśli ta mieszanka bardzo ci nie smakuje, wypijaj na zakończenie każdego posiłku kieliszek czystego wina' - perswadował kochance. To przekonanie o szkodliwości wody i dobroczynnym wpływie alkoholu, które bracia Flaubert powtarzali za swoim ojcem, występuje w Normandii do dzisiaj. [...]
Niezależnie od wszystkich medyczno-ludowych uzasadnień, Gustave pił wino oczywiście nie dla zdrowia, lecz z wielkiej miłości do tego trunku - tak jak czynią to amatorzy mocnych napitków na całym świecie. W jego przypadku trwająca całe życie namiętność do wina rozkwitła bardzo wcześnie. Już w lipcu 1844 roku, kiedy w związku z tajemniczą chorobą ojciec zalecił mu ścisłą dietę, skarżył się w liście do Ernesta Chevalier: 'Usłyszałem, że błogosławiony Nikotyn będzie mi zakazany i że zamiast łaskawego i wdzięcznego Chambertina będę pił wodę z kwiatu pomarańczy i lipy, drzew zacnych, nie wątpię, ale nie w butelce!'.
Jeśli butelki i beczki ze zbiorów ojca zostały po jego śmierci podzielone między braci, to część z nich zapewne stała się zaczynem własnej piwniczki Flauberta. [...] O tym, że piwniczka w Croisset w ogóle istniała, dowiadujemy się właściwie dopiero ze smutnych wzmianek o jej zanikaniu, a wysychanie rzeki wina w przypadku Flauberta dziwnym zrządzeniem losu zbiegło się z wysychaniem rzeki życia, jakby obie te rzeki płynęły cały czas obok siebie tym samym korytem, poruszane tą samą zagadkową siłą, współistotne".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz