czwartek, 14 lutego 2013

Ryszard Kapuściński o książkach i pisaniu (1)


Ryszard Kapuściński

"Już nie pisze się książek. Każdy stara się napisać bestseller".

„Litieraturnaja Gazieta” z 12.04.1994. Dyskusja o książce - pisarz Władisław Ostroszenko: „Atrakcyjność to zjawisko wielowymiarowe. Na poziomie makro właśnie indywidualność autora jest tym, co może ciekawić, porywać, pochłaniać. Natomiast na poziomie mikro interesujące są takie rzeczy, jak język, nastrój, postacie, narracja”. Pisarz Andrej Dmitrie;: „Książka to jedynie partytura, a jej wykonawcą jest czytelnik. Dickens czytany w dzieciństwie i czytany na starość to dwaj różnie <<zagrani>> Dickensowie: partytura ta sama, ale wykonanie jakże różne!” Krytyk literacki - Ałka Łatynina: „Nie lubię twierdzenia, że prawda leży pośrodku. Pośrodku leży problem”.

[...]

23 grudnia 1991 Najtrudniejsze: nie dać się oblepić codziennością, ogłuszyć banałem, brednią. Trzeba stłumić w sobie niepotrzebną ciekawość rzeczy miałkich, jałowych, żadnych. Ciekawość musi być selektywna, służyć pisaniu.

Pisanie - jest częścią świata komunikacji. Książka jest komunikatem. Proces komunikacji to ruch linearny: nadawca - odbiorca. Są to dwa krańce jednego ciągu. Jeżeli książka wysokiego lotu nie natrafi na czytelnika wysokiego lotu - zawiśnie w powietrzu, chybi. Gotowość, aktywność, wysiłek twórczy potrzebne są na obu krańcach tego połączenia.

O tym, że ważny tekst jest pełen znaczeń, sensów, zakresów, poziomów. O tym, że czytamy go coraz to inaczej w zależności od naszych dyspozycji psychicznych, od znajomości tematu, od wieku, od chęci znalezienia rzeczy poszukiwanej. Ważne w czytaniu są intencje, skupienie, czynny wysiłek.

[...]

Coraz częściej utwór literacki (i dzieło sztuki w ogóle) staje się tworem zbiorowym. Gromadzimy bowiem w pamięci rosnące zasoby informacji, nasz umysł wchłania coraz większą ilość danych, zbiera je i przetwarza, często bez naszego świadomego udziału, aż w końcu trudno nam samym rozróżnić, co jest nasze własne, a co przyswoiliśmy od innych. Oczywiście nie myślę o wulgarnych, bezczelnych plagiatach. Chodzi tu o głębsze, bardziej pośrednie, trudno uchwytne, wyrafinowane zależności, relacje, wpływy i związki. Dziś autor pisze, po przeczytaniu wielu książek, przyswojeniu sobie niezliczonych najróżniejszych opinii i ich przemyśleniu. Oddzielenie własnych przemyśleń od tego, co się wchłonęło z zewnątrz, jest coraz trudniejsze. W ten niezamierzony sposób nasze wizje świata przyjmują kubistyczne rysy. Nieświadomie stajemy się uczestnikami zbiorowego procesu twórczego. Niemal niepodobna dojść, kto naprawdę pisze ze swego autentycznego wnętrza.

[...]

Z rozmowy z Frankiem Berberichem - redaktorem naczelnym niemieckiej wersji „Lettre International”, wiosna 1995: „Podróże, lektury i refleksje - to trzy źródła, z których czerpię, kiedy piszę, one stanowią moje tworzywo. Poza tym pomagają mi jeszcze: sporadycznie uprawiana poezja oraz fotografowanie.

Pierwszym źródłem jest więc podróż, traktowana jako eksploracja, odkrywanie, wysiłek badawczy. Podróże w poszukiwaniu prawdy, a nie odprężenia. Chcę zbliżyć się do napotkanej rzeczywistości. Zobaczyć ją, poznać, zrozumieć. Jest to zajęcie wymagające ciągłej koncentracji, a zarazem ciągłego otwarcia, aby jak najwięcej wchłonąć, przeżyć, zapamiętać.

Drugim źródłem są obszerne i nieustające lektury. Jeżeli chce się swoim tekstom nadać walor kubistyczny, trzeba rozszerzyć swój punkt widzenia o dodatkowe światła i perspektywy. Dlatego używam dużo cytatów. Chodzi mi bowiem o to, aby zabrzmiały także inne głosy, aby zostały wypowiedziane. inne sądy i opinie. Studiowanie literatury przedmiotu jest oczywiście przydatne z wielu względów. Choćby i takiego: czasem człowiekowi wydaje się, że dokonał w podróżach jakiegoś odkrycia. Jednakże w czasie lektury okazuje się, że na ten pomysł ktoś wpadł już wcześniej! I wówczas trzeba pójść w innym kierunku, aby nie powtarzać się, nie pisać banałów.

Wreszcie trzecim źródłem, które łączy się z dwoma poprzednimi. jest moja refleksja. Poprzez własne doświadczenie podróżnika i czytelnika staram się zdefiniować swój punkt widzenia, spisać nasuwające się przemyślenia, zastanowić się nad zebranymi wrażeniami, uporządkować myśli”.


Uważam się za badacza Inności - innych kultur, innych sposobów myślenia, innych zachowań. Chcę poznać pozytywnie rozumianą obcość, z którą chciałbym się zetknąć, aby ją zrozumieć. Chodzi o pytanie, jak na nowo i adekwatnie można opisać rzeczywistość. Czasami taki sposób pisania nazywa się pisaniem niefikcyjnym. Powiedziałbym, że chodzi tu o twórcze pisanie niefikcyjne. Osobista obecność jest tu bardzo ważna. Czasami spotykam się z pytaniem, kto jest bohaterem moich książek. Wówczas odpowiadam: „ja nim jestem, ponieważ te książki opisują osobę, która podróżuje, przygląda się, czyta, rozmyśla i o tym wszystkim pisze”.

Potrzebuję poezji jako ćwiczenia językowego; nie mogę z poezji zrezygnować. Wymaga ona głębokiego skupienia nad językiem, i to wychodzi na dobre prozie. Proza musi mieć muzykę, a poezja to rytm. Gdy zaczynam pisać, muszę znaleźć rytm. On poniesie mnie jak rzeka. Jeśli rytmicznej wartości jakiegoś zdania nie da się stworzyć, to je porzucam. Najpierw zdanie musi znaleźć swój wewnętrzny rytm, potem fragment tekstu, a wreszcie cały rozdział. Zwykle staram się pisać krótkimi zdaniami, gdyż one stwarzają tempo i ruch. Są szybkie i dają prozie jasność. Ale gdy pisałem Imperium, nagle zdałem sobie sprawę, że w tym wypadku opis wymaga dłuższych zdań. Całkowicie zmienił się styl mego opisu. Wynikało to z rozlewności tematu, którego nie można ująć krótkimi zdaniami. Styl musi być odpowiedni do przedmiotu. Opis bezmiernie szerokiego, rozległego rosyjskiego krajobrazu wymagał długich zdań. 

Obok zależności między tematem a stylem istnieje też związek między tematem a tworzyvem językowym. Gdy pisałem Cesarza, chciałem zdefiniować władzę autorytarną. Ten rodzaj władzy ma w sobie coś anachronicznego, feudalnego. Aby wyrazić anachroniczność przedmiotu, musiałem stworzyć wrażenie czegoś pradawnego, nieskończenie przestarzałego. Przy czym chodziło zarazem o pokazanie anachroniczności naszego autorytarnego systemu w Europie Wschodniej. Czytałem więc dawną literaturę polską XVI, XVII i XVIII wieku, aby znaleźć archaiczne, zapomniane słowa, zresztą plastyczne i barwne, których użyłem pisząc Cesarza.

[...]

Gdy zbieram materiał do książki lub piszę, koncentruję się na tym, co mogą powiedzieć ludzie. Zwykle spotykam moich bohaterów całkiem przypadkowo, ale to ich typ wypowiedzi, ich świat, ich sposób patrzenia jest ważny, a nie mój. Staram się pozostać w cieniu. To chodzi o ich myśli, ich wizje, ich refleksje.

Fotografia nastawia się na całkiem inny rodzaj portretu człowieka. Człowiek ogląda na niej swoją twarz, swoje gesty, nastrój, sposób, w jaki się prezentuje na zewnątrz. Fotografia jest skierowana na materialność rzeczy, kamera jest instrumentem wnikania, koncentracji, poszukiwania rzeczywistości i życia. Odkrywa się rzeczy, których bez obiektywu by się nie dostrzegło. W fotografowaniu pejzażu chodzi o szczegóły architektury, światła, cienie, o to, by zbliżyć się do innego wymiaru rzeczywistości. Ta staranna obserwacja szczegółów jest następnie bardzo przydatna przy pisaniu. Im bardziej się zbliżymy do szczegółu, tym bliżej jesteśmy rzeczywistości. Obiektyw kamery działa jak mechanizm selekcji, nie wszystko może uchwycić na obrazie. Trzeba wybrać część pejzażu, jakiś fragment tłumu musi być wyizolowany. Obiektyw musi się koncentrować na pewnych twarzach, a nie na nieokreślonym tłumie, patrzy się konkretnie, a nie abstrakcyjnie. Fotografia jest znakomitą szkołą pracy nad detalem.
 
Zdjęcie fotograficzne wymaga decyzji, co w końcu ma być pokazane. To pytanie o ramy rzeczywistości nasuwa się także przy pisaniu. Gdy opisuję coś, traktuję to niczym fotografię, obraz określonego momentu, znieruchomiały obiekt. Pociąga mnie nadanie potem takiemu obrazowi ruchu. Tę technikę wykorzystałem w Szachinszachu.

Podejście kubistyczne oznacza nadanie rzeczom wielowarstwowości, głębi efektu plastycznego. Nie chodzi o opisanie twarzy w jej realistycznym, najprostszym aspekcie, lecz o to, by zbadać formę twarzy, jej linie, i to z różnych perspektyw, wydobyć zmieniające się światło, jakie z niej emanuje i przełamuje się na niej. Chodzi o to, by uchwycić bogactwo rzeczywistości. Portret fotograficzny nie ma w sobie nic mechanicznego, lecz powstaje z dążenia do plastycznego przedstawienia obiektu. Dokładnie tak samo jest z pisaniem.

Pisanie prostej, jasnej prozy wymaga przekonania, poczucia jakiejś pewności u autora. W moim wypadku poczucie takie rodzi się wówczas, gdy jestem świadkiem zdarzenia. Gdy mam o czymś pisać, z czym nie zetknąłem się bezpośrednio, czuję się niepewnie. Wielokrotnie proszono mnie o portret Bokassy, prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej; za każdym razem odmawiałem, ponieważ ni‹gdy nie widziałem go z bliska.

Proza jest tak dalece przejrzystą formą literatury, że czytelnik natychmiast rozpozna, gdzie autor był niepewny i nie potrafił zorganizować materiału. Prostota wytwarza najwyższą przejrzystość, dlatego proste pisanie jest bardzo trudne. Nie można stosować żadnych tricków lub oszukiwać. Dla mnie przykładem takiego pisania jest proza Pascala, Stendhala, Flauberta czy Biblia z jej plastycznymi, mocnymi zdaniami. Uwielbiam prozę Czechowa. Kiedyś chciał on napisać opowiadanie o jakimś przeżyciu na morzu i rozpaczliwie szukał definicji morza. Przypadkowo przeczytał wypracowanie uczennicy, w którym pierwsze zdanie brzmiało: „Morze jest ogromne”. Czechow pisze, że „zawierało się w tym wszystko, co można powiedzieć o morzu”. Udany początek książki polega dla mnie na jednym prostym zdaniu opisowym. Zdania powinny być proste, natomiast kompozycja polifoniczna. Pewną szkołą prostoty była dla mnie praca w agencji prasowej. Będąc reporterem agencyjnym trzeba się streszczać. Byłem afrykańskim korespondentem bardzo biednej Polskiej Agencji Prasowej. Na opisanie zamachu stanu w Nigerii w 1964 roku otrzymałem dokładnie 100 dolarów. Teleks kosztował 50 centów za słowo. Miałem więc 200 słów do dyspozycji - to znaczy jedną stronę - by opisać tak skomplikowane wydarzenie polityczne. Musiałem strasznie oszczędnie obchodzić się z każdym słowem.

[...]

W sposób uproszczony dzisiejsza sytuacja literatury przedstawia mi się następująco: z jednej strony mamy literaturę piękną, która coraz bardziej koncentruje się na życiu wewnętrznym, psychice jednostki. Punktem wyjścia jest jedna osoba. Jej życie wewnętrzne. Jej stosunek do drugiego człowieka. Na przeciwnym biegunie znajdują się wiadomości przekazywane przez media - twarde, krótkie, proste relacje. A co jest pomiędzy? W dużym stopniu puste pole, które próbuję uprawiać. Aby opisać klimat czy atmosferę, stan uczuć i afekty ludzi, trzeba sięgnąć do technik literatury pięknej. A jednak to właśnie informacje opowiadają o najważniejszym - o stawaniu się historii.

Nasza pamięć jest coraz krótsza. Stajemy się świadkami zanikania świadomości historycznej. Historię zastępuje kolaż. Pokolenia dorastające nie mają już pojęcia, co było 20 lat temu. To zerwanie z przeszłością nasuwa pytanie, jak w związku z tym pisać, aby wszystko już następnego dnia nie stawało się makulaturą. Na początku grudnia 1991, gdy pisałem Imperium, musiałem pojechać do Nowego Jorku. Na wystawach księgarń zobaczyłem mnóstwo nowych tytułów na temat, czy i jak polityka Gorbaczowa może zapewnić Związkowi Radzieckiemu przetrwanie. Książki te pojawiły się na rynku właśnie w momencie, gdy Związek Radziecki przestał istnieć. Data ich ukazania się była zarazem datą ich przedawnienia. Jak uniknąć, by własne pisanie nie stało się zbędne równie szybko? Moją odpowiedzią jest eseizacja prozy. Pod tym względem duże znaczenie ma dla mnie Tomasz Mann, zwłaszcza jego powieści Czarodziejska góra i Doktor Faustus.

[...]

Wciąż jeszcze fascynuję się nowymi odkryciami. Jestem człowiekiem ciekawym. Za każdym razem, gdy odkrywam coś nowego, staram się zrozumieć, z czego to się składa i jak funkcjonuje. W momencie, gdy jest się świadkiem jakiegoś wydarzenia, myśli się: „To szalenie ważne!” I notuje się każdy szczegół. Trzy miesiące później staje się jasne, że większość z tego wcale nie była tak istotna. Jedynie jakość obserwacji i, jeszcze bardziej, jakość refleksji jest tym, co pozostanie. Potrzebny jest wybór i decyzja, co naprawdę ważne, a co nie. Chodzi o to, by pisać możliwie jak najmniej, starannie wybierać, wyłączać, ciąć, redukować, wyrzucać, zachowywać jedną obserwację na sto. Na ten proces nie mam żadnych reguł, intuicja i wiedza są jedynymi kryteriami.

Czytam masę. Studiuję historię. Wielcy historycy, jak Gibbon, Mommsen, Ranke, Michelet, Burckhardt czy Toynbee, są dla mnie ważni. Do tego dochodzi filozofia, moja namiętność. Bardzo bliski jest mi egzystencjalizm. Jednocześnie wielkie znaczenie mają dla mnie pisarze dwojakiego rodzaju. Z jednej strony romantyczna tradycja Hemingwaya i Saint Exupery'ego, Czechowa i Conrada. Z drugiej autorzy, tacy jak Tomasz Mann czy Marcel Proust, którzy zbliżyli się do tej granicy, na której trudne staje się rozróżnienie filozofii i literatury pięknej. Cool Memories czy America Jeana Baudrillarda właściwie nie mają już żadnej fabuły, a tylko refleksję. Osiągnięcia takich autorów, jak Bruce Chatwin, V. S. Naipaul czy Paul Theroux, są oczywiste, ale oni mieli mały wpływ na mnie.

Ryszard Kapuściński "Lapidaria I-III. Tom 6", Czytelnik, Warszawa 2006, s.203-218.

Źródło zdjęcia: bookznami.pl

11 komentarzy:

  1. Wspaniałe słowa. Zapisuję sobie do kajeciku: Jedynie jakość obserwacji i, jeszcze bardziej, jakość refleksji jest tym, co pozostanie.
    (czy to jest wzięte z Lapidarium II?)

    Przepadam też za zdjęciami autorów na tle książek. Takie lubię najbardziej.
    Serdeczne dzięki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczy się jakość, a nie ilość tego co się pisze. Zgadza się, fragmenty pochodzą z Lapidarium II :)

      Usuń
  2. to, co się dzieje na aktualnym rynku literackim jest przerażające. ale w zasadzie patrząc na stan kultury, sztuki, społeczeństwa nie ma się co dziwić. tylko dokąd nas to zaprowadzi?
    gdy chcę przeczytać coś wartościowego... muszę sięgnąć po książkę z pożółkłymi kartami.
    pozdrawiam,

    www.kreatywneteksty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem i o tym fragment, ale go w końcu nie umieściłem. Wynikało z niego, że już w latach 90-tych, bo z tego okresu pochodzą te fragmenty, było zupełnie tak jak teraz.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. przypuszczam, że za jakieś 15 lat kolejne pokolenie będzie wzdychało do naszych czasów, tak jak my do tych wcześniejszych. myślę, że państwowa kuratela nad rynkiem wydawniczym nie była taka całkiem zła. z chwilą jej zniesienia wzięła górę komercja. wolny rynek wydawniczy otworzył bramy dla kiczu. czytałam, że w tamtych czasach pojawiało się ok.30 tomików z poezją rocznie w nakładzie 300 tysięcy. przy takiej ilości każdy debiutant mógł zaistnieć i dotrzeć do odbiorcy. każdy krytyk miał czas je spokojnie przeczytać, przetrawić i wydać opinię. w tej chwili tomiki mają najwyżej 500 sztuk nakładu i jest taki zalew nowości, że wartościowe rzeczy w tym toną - chyba, że mają dobry PR, albo Nobla na koncie.
    ale nie jest tak źle. w końcu od czego jesteśmy my, czytelnicy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o książki, to trochę tęsknię za tamtymi czasami. Okładki może nie były najpiekniejsze i czasami ksiązka się rozlatywała zanim ją skończyłem czytać, ale poza tym był w tym jakiś urok, nikt nie zamęczał reklamami kiepskich powieści, wiadomo było kto i dlaczego. Ale myslę, że jak ktos jest dobry, to prędzej czy później wypłynie, nawet bez reklamy, musi być może tylko trochę poczekać. Chyba, że o nim zupełnie nikt nie wie, jakis badacz za 100 lat odkryje go i będzie sensacja jak z Emily Dickinson :)

      Usuń
  4. bardzo lubię jego teksty - lapidaria zwłaszcza. znam też wiersze. a przede wszystkim znalazłam u niego mój sposób myślenia o literaturze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię Kapuścińskiego, także jako człowieka. I nie zmieniła tego książka Domosławskiego "Kapuściński. Non-fiction". Nie przeczytałem go jeszcze "całego", ale jak dotąd najbardziej podobał mi się "Cesarz", "Heban" i "Podróże z Herodotem". "Lapidaria" już kilka razy podczytywałem, ale dopiero ostatnio wypożyczyłem sobie w jednym tomie wszystkie i mam zamiar przeczytać. Kapuściński, gdy opowiada o swoim pisaniu i literaturze jest bhardzo prawdziwy. Z wszystkim właściwie się zgadzam, bo podobnie myślę.

      Usuń
    2. racja - wypłyną najlepsi. zresztą, bo mamy internet, fb, google+...i całe mnóstwo innych portali. Emily miała tylko kartkę papieru i mądrą siostrę, która zadbała o jej wiersze.

      ,,Heban" zrobił na mnie bardzo duże wrażenie, ,,Cesarz" też", ale wiersze - bo pisał też poezję! - są takie sobie. niezłe, ale nie wybitne. znacznie lepszy był w prozie, w której też jest sporo poezji.

      ,,Mapa..." mnie rozczarowuje :(

      Usuń
    3. "Potrzebuję poezji jako ćwiczenia językowego; nie mogę z poezji zrezygnować. Wymaga ona głębokiego skupienia nad językiem, i to wychodzi na dobre prozie. Proza musi mieć muzykę, a poezja to rytm. Gdy zaczynam pisać, muszę znaleźć rytm. On poniesie mnie jak rzeka. Jeśli rytmicznej wartości jakiegoś zdania nie da się stworzyć, to je porzucam. Najpierw zdanie musi znaleźć swój wewnętrzny rytm, potem fragment tekstu, a wreszcie cały rozdział".

      Trochę przypomina to pisanie Flauberta, którego zresztą wymienia wśród pisarzy będących dla niego wzorem. W "Cesarzu" jest bardzo dużo poezji, by nie powiedzieć, że jest to poetycka proza, chociaż jak sam mówi jego pisanie jest "twórczym pisaniem niefikcyjnym", twórcza non-fiction".

      Zacząłem czytać "Cząstki elementarne" i porzuciłem, coś jest w jego sposobie pisania, opowiadania lub może podejścia do świata i ludzi, wszystko jest zepsute, każdy jest zły, mysli tylko o jednym. Nie zgadzam się z nim, nie podoba mi się i już, choćby wielkim pisarzem był, a inni się nim zaczytywali..

      Usuń
    4. serio Ci się nie podoba?? to mi ulżyło, bo już myślałam, że tylko ja swoim rozumkiem nie mogę pojąć jego wielkości :P w końcu Nagroda Goncourtów i wogle :P doczytam, ale bez entuzjazmu. poluję z ołówkiem w dłoni na jakieś perełki, ale jest ich jak na lekarstwo. No, je ne comprends pas! :(
      pociesza mnie, że następna w kolejce czeka Masłowska. byle do Masłowskiej :)

      dobrego dnia, Koszałku Opałku :)

      Usuń