niedziela, 6 stycznia 2013

Uchwycony ton

Katherine Mansfield i John M. Murry

Ile razy rozmawiam w sposób mniej lub więcej interesujący o sztuce, pragnę usilnie zniszczyć to, co już napisałam, i zacząć od początku: wszystko wydaje mi się chybione. W muzyce powiedziałabym, że nie mogę uchwycić tonu: czy mnie zrozumiałaś? Może kiedyś, gdy grałaś w zimny ranek, muzyka zadowalała cię, aż nagle poczułaś, jak się rozgrzewasz i zdajesz sobie sprawę, że teraz dopiero naprawdę zaczynasz dobrze grać. Jakże to źle wyraziłam! Jakie to niejasne i nawet niegramatyczne!
Dzień był boski; promienie słoneczne ciepłe i słodkie otulały jej ramiona i piersi jak aksamit; miękkie, srebrzyste chmurki błyszczały na lśniącym błękicie, drzewa w ogrodzie pełne były złocistego światła, a dziwna jasność promieniowała z domów, udekorowanych doniczkami kwiatów, okien o powiewnych firankach, z białych stopni schodów i z ogrodzenia o cienkich, ostrych prętach.

Katherine Mansfield "Dziennik", tłum. Teresa Tatarkiewiczowa, Czytelnik, Warszawa 1985, s. 116-117.

3 komentarze:

  1. uwielbiam to, w jaki sposób ona opisuje urodę dni. chłonęła i kochała życie wszystkimi zmysłami. szkoda, że tak krótko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nawet chyba nawet zakochałem miłością platoniczną w niej i w jej opisach życia, bardzo zmysłowych (przynajmniej dla mnie). Jestem szczególnie wrażliwy na zmysły, nie tylko wzroku, jak większość facetów, ale też zapachu i smaku (pamiętam zapachy i smaki dzieciństwa, rozpoznaję je jeśli pojawią się przynajmniej zbliżone, dlatego lubię Prousta), jestem też słuchowcem. Zapytałaś się i zdziwiłaś kiedyś, dlaczego Virginia Woolf uważała ją za kobietę wyuzdaną, nie pamiętam czy użyła dokładnie tego słowa, chyba tak. Otóż wydaje mi się, że chodzi właśnie o sposób odbierania świata, o to jak na tych swoich zdjęciach patrzy odważnie i natarczywie w aparat, czasami aż wyzywająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem Cię, bo sama jestem zapachowcem. pamiętam zapachy ubrań, domów... faktury róznych przedmiotów pod dotykiem. od dzieciństwa przechowuję w pamięci zapach dłoni babci, która umarła, gdy byłam mała... ze smakami podobnie. na przykład ,,blok".

      Virginia napisała o K.M, że ta się ubiera jak ladacznica (??) jakoś tak, ale nie sprawdzałam teraz i nie dam za to głowy. zresztą zważywszy na specyficzne podejście, zahamowania ( tudzież próby przezwyciężania ich wszelkimi sposobami) i kompleksy Virginii w sprawach seksu, plus jej przejścia z bardzo wczesnej młodości ( dom rodzinny i molestowanie seksuslne) nie ma się czemu dziwić. myślę, że trudno jej było obiektywnie ocenić K.M. no i była zazdrosna o jej talent, co sama przyznaje. o niczyj inny, tylko o jej... ale w sumie lubię Virginię za te jej wady. to jakiś rodzaj sympatii połączony ze zrozumieniem i współczuciem, bo ta zazdrość musiała ją samą boleć.

      Usuń