niedziela, 6 stycznia 2013

Nabokov o sobie, literaturze i pisaniu (3)

Nabokov piszący w łóżku
„Jak zbieram materiał do książki? Wiem jedy­nie, że w bardzo wczesnej fazie rodzenia się powieści czuję potrzebę, aby gromadzić źdźbła słomy i łykać kamyki. Nikt nie dojdzie, jak wyraźnie ptak wyob­raża sobie, jeśli w ogóle sobie wyobraża, przyszłe gniazdo i złożone jaja. Kiedy później wspominam si­łę, która kazała mi zanotować poprawną nazwę przedmiotów, ich wymiary czy odcienie, nim jeszcze ta informacja okazała się potrzebna, skłonny jestem założyć, że to, co z braku lepszego terminu nazywam natchnieniem, już działało uparcie kierując mnie to tu, to tam, każąc gromadzić znany materiał dla nie­znanej struktury. Po pierwszym szoku rozpoznania — nagłe zrozumienie: to jest właśnie to, co zamierzam pisać — powieść rodzi się sama; ten proces rozwija się w umyśle, nie na papierze: aby uprzy­tomnić sobie etap osiągnięty w danym momencie nie muszę wyraźnie dostrzegać każdego zdania. Czuję rodzaj delikatnego rozwoju, wewnętrznego wygładza­nia, i wiem, że szczegóły są już na miejscu, że zo­baczyłbym je, gdybym przyjrzał się dokładniej, gdy­bym zatrzymał maszynę i otworzył wewnętrzne prze­gródki, ale wolę czekać aż to, co luźno określa się jako natchnienie, wykona za mnie pracę. Przychodzi wreszcie moment, gdy otrzymuję od wewnątrz zawiadomienie, że cała struktura jest ukończona. Po­zostaje mi teraz jedynie wziąć pióro lub ołówek. Ponieważ całą strukturę, mgliście rozbłyskującą w umyśle, można porównać do obrazu, ponieważ do właściwego uchwycenia malowidła nie jest konieczny ruch od lewej do prawej, przeto mogę, gdy przystę­puję do pisania, kierować reflektor na dowolną część utworu. Nie zaczynam powieści od początku. Nie się­gam po rozdział trzeci nim rozpocznę czwarty, nie posuwam się sumiennie od jednej strony do nastę­pnej, nie, biorę trochę tu, trochę tam, aż zapełnię wszystkie luki. Dlatego lubię pisać powieści i opo­wiadania na fiszkach, które numeruję, gdy całość jest skończona. Każdą fiszkę przepisuję wiele razy. Trzy fiszki składają się mniej więcej na stronę ma­szynopisu. Kiedy wreszcie czuję, że skopiowałem wy­obrażone malowidło na tyle wiernie, na ile było fi­zycznie możliwe — niestety, zawsze zostaje pewna ilość pustych miejsc — wówczas dyktuję powieść żo­nie, która pisze ją na maszynie w trzech egzempla­rzach."

„Wolałbym, aby mnie nie mylono z Platonem, za którym zresztą nie przepadam, ale sądzę, że w moim wypadku naprawdę cała książka, zanim zostanie na­pisana, istnieje gotowa w jakimś innym, czasem mgli­stym, czasem przejrzystym, wymiarze, a moim zada­niem jest wydobyć na jaw tyle, ile zdołam, i z taką precyzją, na jaką pozwalają ludzkie ograniczenia. Pi­sząc odczuwam największe szczęście wówczas, gdy czuję, że nie mogę zrozumieć, lub raczej chwytam siebie na nierozumieniu, jak i dlaczego dany obraz, pomysł konstrukcyjny czy dokładne sformułowanie zjawiło się we mnie. Czasem bawię się patrząc na czytelników, gdy usiłują w rzeczowy sposób wyjaśnić te szalone poczynania mego niezbyt sprawnego umy­słu."

„Powiedziałbym, że wyobraźnia jest formą pa­mięci. Leżeć, Platon, dobry piesek, dobry. Obraz po­wstaje dzięki umiejętności kojarzenia, a skojarzenia przygotowuje i podsuwa pamięć... W tym znaczeniu zarówno pamięć, jak i wyobraźnia są formą negacji czasu."

„Przyznaję, nie wierzę w czas. Lubię tak składać mój zaczarowany dywan, aby wzory zachodziły na siebie. Niech zwiedzający podróżują. A najwyższe uniesienie bezczasowości — gdy w przypadkowym krajobrazie stoję wśród rzadkich motyli i żywiących je roślin. Ekstaza, a za ekstazą jest coś innego, co trudno określić. Jakby chwilowa próżnia, wchłaniająca wszystko, co kocham. Poczucie tożsamości ze słońcem i kamieniem. Dreszcz wdzięczności komu należy — kontrapunktowemu geniuszowi ludzkiego losu albo czułym duchom łaskawym dla szczęśliwego śmiertelnika."

„Ilekroć w snach widzę moich umarłych, poja­wiają się zawsze milczący, zatroskani, dziwnie przy­gnębieni, tak różni od swoich drogich, jasnych po­staci. Uświadamiam sobie bez zdziwienia ich obe­cność w miejscach, których nigdy nie odwiedzili za ziemskiego życia, w domu jakiegoś z moich niezna­nych im przyjaciół. Siedzą w kącie, wbijają wzrok w podłogę, jakby śmierć była żenującą skazą, wstyd­liwą tajemnicą rodzinną. To na pewno nie wtedy, nie w snach, lecz kiedy oczy są szeroko otwarte, w momentach uniesienia, w chwilach istotnych do­konań, na najwyższym tarasie świadomości śmier­telni mogą zerkać poza swoje granice — z wynio­słości, z zamkowej baszty przeszłości. I choć niewiele możemy dostrzec przez mgłę, pozostaje jednak bło­gosławione odczucie, że patrzymy we właściwym kie­runku."

„Mój stosunek do Boga? Postaram się być całkiem szczery — i teraz powiem coś, czego nie powiedziałem nigdy dotąd, a mam nadzieję, że wywoła to lekki dreszcz — wiem więcej, niż potrafię wyrazić w sło­wach, a tej odrobiny, którą potrafię wyrazić, nie był­bym potrafił, gdybym nie wiedział więcej."

„Zastanawiam się, czy rzeczywiście w mojej twór­czości jest tak dużo zatracenia i »frustracji«? Humbert jest sfrustrowany, to jasne: kilku innych łajdaków jest sfrustrowanych; polityczne państwa są potwornie sfrustrowane w moich powieściach i opowiadaniach; ale moje umiłowane twory, moje postaci pełne blasku — w Darze, w Zaproszeniu na ścięcie, w Adzie, w Wy­czynie — na dłuższą metę okazują się zwycięzcami. Pewnego dnia, wierzę, pojawi się ktoś o nowym spoj­rzeniu i ogłosi, że nie tylko nie byłem frywolnym ptakiem ognistym, lecz byłem surowym moralistą, deptałem grzech, biłem w głupotę, ośmieszałem wul­garność i okrucieństwo — a najwyższą władzę odda­wałem w ręce delikatności, talentu i dumy."

[W]: Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław 1998), s. 80-118.

3 komentarze:

  1. ach, jak to pięknie powiedział o poczuciu tożsamości ze słońcem i kamieniem :)

    bardzo mi przemawia do wyobraźni myśl, że gotowe książki istnieją gdzieś tam w świecie idei i chodzi ,,tylko" o to, żeby je z niego wydobyć. dostać się do tej biblioteki - to byłoby COŚ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo inspirujący pomysł, jakiś pisarz powinien go wykorzystać w swojej książce. Książka, która żyje, przenika do świata rzeczywistego, życia autora, albo coś takiego jak w "Krainie Chichów", to co napisze autor urzeczywistnia się w świecie realnym, następuje śmierć pewnych osób, wypadki zdarzają się tak jak to zostało opisane w książce. Może też w tym świecie idei istnieje jedna księga, w której zawarte są wszystkie książki świata, taka Księga tysiąca i jednej nocy połączona z Biblią i starożytnymi eposami, Iliadą i Odyseją, etc. nie zapominajmy o Don Kichocie, z którego to czerpią wszyscy pisarze.

      Usuń
    2. to mógłby być Twój debiut literacki :)

      Usuń