Co fascynowało Gogola w Petersburgu? Liczne szyldy sklepowe. co jeszcze? Fakt, że przechodnie, idąc, mówią do siebie i "przy tym gestykulują". Ci, co lubią badać tego typu kwestie, mogą uznać za interesujące odkrycie, że temat szyldów będzie obficie obecny w późniejszych dziełach pisarza i że mamroczący przechodnie złożą się na postać Akakiusza (Akakija Akakijewicza) z Szynela. Te paralele są nieco zbyt łatwe, a przeto zapewne fałszywe. Wrażenia nie tworzą dobrych pisarzy; dobrzy pisarze sami je wymyślają w młodości, a potem wykorzystują, jakby były wtedy czymś rzeczywistym. Gogol sam namalował i pomnożył w swoich listach petersburskie szyldy sklepowe z końca lat dwudziestych XIX wieku, aby uzmysłowić matce, a może także swojej wyobraźni, symboliczne znaczenie "stolicy" przeciwstawionej "miastom prowincjonalnym", które znał (gdzie szyldy były oczywiście równie fascynujące - niebieskie buty, skrzyżowane bele materiału, złociste bochny chleba albo bardziej wymyślne obrazki, jakie znaleźć można na początku Martwych dusz). Symbolizm przybrał u Gogola wymiar fizjologiczny, w tym wypadku wzrokowy. Mamrotanie przechodniów też miało symboliczny charakter, tym razem związany ze zjawiskiem słuchowym, które dawało odczuć rozpaloną, rozpłomienioną samotność biedaka w tłumie bogatych. To Gogol, i tylko on jeden, idąc, mówił do siebie, ale monolog odbijały echem i zwielokrotniały cienie przebywające w jego umyśle.
Petersburg nie był całkiem rzeczywisty, ale nie był taki również i Gogol, Gogol-upiór, Gogol-brzuchomówca. Kiedy był uczniem, z perwersyjnym uporem chodził niewłaściwą stroną ulicy, wkładał prawy but na lewą nogę, w środku nocy piał jak kogut, a meble w swoim pokoju układał z logiką przypominającą Alicję po drugiej stronie lustra. Nic dziwnego, że Petersburg w pełni objawił swoją dziwność w czasie, kiedy najosobliwszy z Rosjan spacerował jego ulicami. Bo Petersburg jest właśnie czymś takim: odbiciem w zamglonym lustrze, niesamowitą mieszaniną przedmiotów używanych wbrew ich przeznaczeniom, rzeczy tym bardziej niepohamowanie pędzących wstecz, im szybciej sunęły przedtem do przodu, bladoszarych nocy, zamiast zwykłych czarnych, i czarnych dni - przykładem 'czarny dzień' urzędniczyny w znoszonym ubraniu. Bywa, że otwierają się drzwi prywatnego domu i ni z tego, ni z owego wybiega z nich świnia. Jakiś człowiek wsiada do karety, ale nie jest to grubawy, przebiegły, wielkozady mężczyzna, tylko twój własny nos, mamy tu do czynienia z 'przesunięciem sensu', tak typowym dla snów. Oświetlone okno w mieszkaniu okazuje się dziurą w rozpadającej się ścianie. Twoja pierwsza i jedyna miłość jest bezwstydną kobietą, której cnota jest bajką, a ta bajka to przecież twoje życie".
Vladimir Nabokov, Nikołaj Gogol, tłum. L. Engelking, Muza, Warszawa 2012, s. 16-18.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz