środa, 12 grudnia 2012

Petersburg Gogola, czyli odbicie w zamglonym lustrze

Co fascynowało Gogola w Petersburgu? Liczne szyldy sklepowe. co jeszcze? Fakt, że przechodnie, idąc, mówią do siebie i "przy tym gestykulują". Ci, co lubią badać tego typu kwestie, mogą uznać za interesujące odkrycie, że temat szyldów będzie obficie obecny w późniejszych dziełach pisarza i że mamroczący przechodnie złożą się na postać Akakiusza (Akakija Akakijewicza) z Szynela. Te paralele są nieco zbyt łatwe, a przeto zapewne fałszywe. Wrażenia nie tworzą dobrych pisarzy; dobrzy pisarze sami je wymyślają w młodości, a potem wykorzystują, jakby były wtedy czymś rzeczywistym. Gogol sam namalował i pomnożył w swoich listach petersburskie szyldy sklepowe z końca lat dwudziestych XIX wieku, aby uzmysłowić matce, a może także swojej wyobraźni, symboliczne znaczenie "stolicy" przeciwstawionej "miastom prowincjonalnym", które znał (gdzie szyldy były oczywiście równie fascynujące - niebieskie buty, skrzyżowane bele materiału, złociste bochny chleba albo bardziej wymyślne obrazki, jakie znaleźć można na początku Martwych dusz). Symbolizm przybrał u Gogola wymiar fizjologiczny, w tym wypadku wzrokowy. Mamrotanie przechodniów też miało symboliczny charakter, tym razem związany ze zjawiskiem słuchowym, które dawało odczuć rozpaloną, rozpłomienioną samotność biedaka w tłumie bogatych. To Gogol, i tylko on jeden, idąc, mówił do siebie, ale monolog odbijały echem i zwielokrotniały cienie przebywające w jego umyśle.


W istocie to dopiero przeszedłszy przez osobowość Gogola, Petersburg zyskał opinię dziwnego miejsca, którą zachował niemal przez stulecie, by ją stracić, gdy przestał być stolicą cesarstwa. Genialny tyran zbudował najważniejsze miasto Rosji na mokradłach i na kościach niewolników gnijących w tych mokradłach; to był początek tej dziwności i pierwotna skaza. Wiecznie wylewająca i zalewająca miasto Newa już była swego rodzaju niejasnym odwetem (jak to opisał Puszkin), bóstwa bagna próbowały odebrać to, co do nich należało; wizja ich walki z miedzianym carem wpędziła w obłęd jednego z pierwszych 'drobnych urzędników' w literaturze rosyjskiej, bohatera Puszkinowskiego Jeźdźca miedzianego. Puszkin wyczuł, że z Petersburgiem nie wszystko jest w porządku; zauważył bladozielony odcień nieba nad nim i tajemniczą siłę miedzianego cara, którego koń staje dęba na płynnym tle pośród pustyni szerokich ulic i wielkich placów. Ich prawdziwa dziwność została jednak zgłębiona, dopiero kiedy ktoś taki jak Gogol zaczął spacerować po Newskim Prospekcie. Opowiadanie pod tym tytułem akcentowało dziwność w sposób tak wyrazisty i niemożliwy do zapomnienia, że wiersze Błoka i powieść Biełego Petersburg, powstałe w początku naszego stulecia, zdają się raczej budować dalej miasto Gogola, niż tworzyć nowe obrazy i tajemnice. 

Petersburg nie był całkiem rzeczywisty, ale nie był taki również i Gogol, Gogol-upiór, Gogol-brzuchomówca. Kiedy był uczniem, z perwersyjnym uporem chodził niewłaściwą stroną ulicy, wkładał prawy but na lewą nogę, w środku nocy piał jak kogut, a meble w swoim pokoju układał z logiką przypominającą Alicję po drugiej stronie lustra. Nic dziwnego, że Petersburg w pełni objawił swoją dziwność w czasie, kiedy najosobliwszy z Rosjan spacerował jego ulicami. Bo Petersburg jest właśnie czymś takim: odbiciem w zamglonym lustrze, niesamowitą mieszaniną przedmiotów używanych wbrew ich przeznaczeniom, rzeczy tym bardziej niepohamowanie pędzących wstecz, im szybciej sunęły przedtem do przodu, bladoszarych nocy, zamiast zwykłych czarnych, i czarnych dni - przykładem 'czarny dzień' urzędniczyny w znoszonym ubraniu. Bywa, że otwierają się drzwi prywatnego domu i ni z tego, ni z owego wybiega z nich świnia. Jakiś człowiek wsiada do karety, ale nie jest to grubawy, przebiegły, wielkozady mężczyzna, tylko twój własny nos, mamy tu do czynienia z 'przesunięciem sensu', tak typowym dla snów. Oświetlone okno w mieszkaniu okazuje się dziurą w rozpadającej się ścianie. Twoja pierwsza i jedyna miłość jest bezwstydną kobietą, której cnota jest bajką, a ta bajka to przecież twoje życie".

Vladimir Nabokov, Nikołaj Gogol, tłum. L. Engelking, Muza, Warszawa 2012, s. 16-18.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz