sobota, 29 grudnia 2012

Nabokov o sobie, literaturze i pisaniu (2)


„Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o literaturze jako o karierze. Pisarstwo było dla mnie zawsze mie­szaniną przygnębienia i uniesienia, torturą i rozrywką — nigdy nie spodziewałem się dochodów. Często wszakże marzyłem o długiej i podniecającej karierze jako nieznany kustosz kolekcji motyli w wielkim mu­zeum."

„Kiedy wykładałem literaturę w Cornell i gdzie indziej, wymagałem od studentów namiętności na­ukowca i cierpliwości poety. Jako artysta i uczony wolę wyraźny szczegół od generalizacji, obrazy od idei, ciemne fakty od jasnych symboli, odkrycie dzi­kiego owocu raczej niż syntetycznej marmolady."

„Z jakichś względów najżywsze wspomnienia uniwersyteckie wyniosłem z egzaminów. Wielki am­fiteatr w Goldwin Smith. Egzamin od 8.00 do 10.30. Około 150 studentów — niedomyci, nie ogoleni mło­dzieńcy i rozsądnie przystrojone panienki. Wszech­władna atmosfera nudy i nieszczęścia. Ósma trzy­dzieści. Zaraźliwe pokasływania, nerwowe chrząknię­cia, szelest kartek. Niektórzy męczennicy pogrążeni w medytacji z rękoma splecionymi na karku. Naty­kam się na osowiałe spojrzenie szukające we mnie z nadzieją i nienawiścią źródła tajemnej wiedzy. Dziewczyna w okularach podchodzi do katedry i py­ta: »Profesorze Kafka, czy mamy napisać, że...? Czy też odpowiedzieć tylko na pierwsze pytanie?« Wielkie bractwo trójkowiczów, sól narodu, bez przerwy gryzmoli... Chłopcy zdejmują swetry, dziewczęta coraz szybciej żują gumę. Dziesięć minut, pięć, trzy. Kończymy."

„Twórczy artysta musi studiować dzieła swych rywali, w tym także Wszechmocnego... Wyobraźnia bez wiedzy prowadzi najwyżej na podwórko sztuki prymitywnej, dziecinnych bazgrołów na płocie, dzi­wactw modnych na rynku. Sztuka nigdy nie jest prosta. Wracając do moich profesorskich czasów: me­chanicznie wystawiałem złe stopnie, kiedy studenci używali okropnego wyrażenia »szczery i prosty« — »styl Flauberta jest szczery i prosty« — w przekonaniu, że to najwyższa możliwa pochwała dla poezji i prozy. Kiedy podkreślałem takie zdanie, co robiłem z furią, aż ołówek darł kartkę, studenci skarżyli się, że ich zawsze tak uczono: »Sztuka jest prosta, sztuka jest szczera«. Muszę któregoś dnia wyśledzić źródło tego wulgarnego absurdu: pani nauczycielka z Ohio? Postępowy głupek w Nowym Jorku? Bo sztuka, rzecz jasna, w swych najwyższych osiągnięciach jest fan­tastycznie zdradliwa i złożona."

„Dzieło sztuki nie ma żadnego znaczenia dla społeczeństwa. Ma znaczenie tylko dla jednostki i tyl­ko indywidualny czytelnik ma dla mnie znaczenie. Nie interesuję się zupełnie grupą, wspólnotą, masami i jak tam jeszcze. Choć obojętnie odnoszę się do hasła »sztuka dla sztuki« — bo jego zwolennicy, jak na przykład Oscar Wilde i różni wymuskani poeci, mieli w rzeczywistości potężne ambicje moralizatorskie i dydaktyczne — to nie ulega dla mnie wątpliwości, że dzieło wyobraźni wydostaje się ze stanu larwalnego i nie podlega działaniu rdzy nie dzięki społecznemu znaczeniu, lecz dzięki artyzmowi, tylko artyzmowi."

„Wiecie, jak powstała poezja? Zawsze wyobrażam so­bie, że powstała, gdy jaskiniowy chłopiec przybiegł z powrotem do jaskini przez fantastyczną trawę wo­łając w biegu »wilk! wilk!« i nie było żadnego wilka. Jego pawianowaci rodzice, wielcy miłośnicy prawdy, sprawili mu oczywiście tęgie lanie, ale narodziła się poezja — fantastyczna opowieść narodziła się w fantastycznej trawie."

„Rozkosze pisania dokładnie odpowiadają roz­koszom czytania. Błogość, trafność zdania łączy pi­sarza i czytelnika: zadowolonego pisarza i wdzięcz­nego czytelnika, albo — co wychodzi na to samo — artystę wdzięcznego nieznanym mocom umysłu, które podyktowały mu układ obrazów, i artystycz­nego czytelnika, którego ten układ zadowala. Każdy dobry czytelnik ucieszył się w życiu kilkoma dobrymi książkami, po co więc analizować przyjemności wystarczająco znane obu stronom. Piszę głównie dla artystów, towarzyszy-artystów, naśladowców arty­stów. Nigdy wszakże na wykładach literatury nie potrafiłem wytłumaczyć formy dobrego czytania — faktu, że książek artysty nie czyta się sercem (serce to wyjątkowo głupi czytelnik) i nie samym umysłem, lecz umysłem i plecami. Panie i panowie, kiedy dreszcz przebiegnie wam po plecach, wiecie, co czuł autor i co chciał, żebyście czuli."

[W]: Wojciech Karpiński Portret wyobraźni, ze zbioru esejów W Central Parku, Warszawa 1980. Tekst według wydania IV (Wrocław 1998), s. 80-118.

4 komentarze:

  1. hmmm...
    gotowa byłabym się spierać z Nabokovem w kilku istotnych punktach, głównie w kwestii prostot (zwłaszcza w kontekście tej Szymborsakiej), ale gdzież mnie...!

    zatem dygam grzecznie i wychodzę tyłem ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku, literówka mi się przydarzyła, są o wiele gorsze rzeczy na świecie:) A w naszych stronach tak sie wlaśnie mówi ot co serdeńko, zamiast Szymborska - Szymborsaka, zamiast Dąbrowska - Dąbrowsaka, zamiast rower - roweryk, zamiast sweter - sweteryk:)

      Usuń
    2. :))
      ostatnio rozmawiałam przez telefon z koleżanką, która ma dwa fakultety oraz kursa niektóre i ona kilkakrotnie, konsekwentnie powtarzała ,,perYspektywy". pomyślałam, że maczał w tym palce - a raczej szkło- jakiś peryskop, ale nie powiedziałam tego :))

      wybacz litrówkę. to moja specjalność i znak rozpoznawczy ;-))

      Usuń
    3. My Jaśnie Panujący w Polszcze, na Litwie, etc. etc. łaskawie wybaczamy:)

      Mnie też denerwują niektóre błędy, alibo też słówko "tak" dodawane przez, tak sądzę, Warszawiaków:) Maniera, moda?

      Usuń