początek marca 1955 r.
...Wczoraj zakończyłem dość przykrą robotę, jaką było
usunięcie mebli z domu i przekazanie go nowemu właścicielowi. Kiedy w pustych
pokojach sprawdzałem okna itd., czułem się trochę jak ostatni żyjący w wymarłym
świecie. Ale to przejdzie. W środę wyjeżdżam do Old Chatham w stanie Nowy Jork,
zatrzymam się tam u mojego najlepszego przyjaciela [Ralph Barrow], a 12
kwietnia odpływam na „Mauretanii”. Wrócę prawdopodobnie gdzieś pod koniec
października i postaram się znaleźć dom w La Jolla — oczywiście dużo mniejszy
— bo dość spokojnie się tu żyje i wszyscy mnie znają.
1 Autor opowiadań i
powieści.
Do Hardwicka Moseleya 1
Do Hardwicka Moseleya 1
Hotel Connaught,
Londyn 24 kwietnia 1955 r.
...Będę tutaj mieszkał przynajmniej do 8 maja, po czym
może będę musiał nocować w Green Park. Nie jest mi wesoło, a w dodatku mam
zapalenie krtani i przez to okropną chrypę. Życie towarzyskie jest też zbyt ożywione.
Idę na obiad z ośmioma osobami, a następnego dnia pięć z nich zaprasza mnie do
siebie na przyjęcie. Człowiek w końcu nic innego nie robi, tylko je, pije i
nudzi się. Bardzo lubię mój hotel, ale wcale nie lubię, kiedy ludzie się na
mnie gapią, wskazują mnie innym i bardzo nie lubię wywiadów do prasy.
1 Dyrektor wydawnictwa
„Houghton Mifflin Co.”.
Do Neila Morgana 1
3 czerwca 1955 r.
...Pewnie byś mnie nie poznał, gdybyś mnie teraz zobaczył.
Stałem się tak piekielnie wytworny, że niekiedy sam siebie nie znoszę. Nadal
źle sypiam i często wstaję o czwartej lub o piątej rano.
Uprawiam ostatnio coś w rodzaju ugrzecznionej pornografii. Rozumie
się, chodzi mi tu przede wszystkim o to, żeby wykpić sposób mówienia wyższych
sfer. Myliłby się bardzo ktoś, kto by sądził, że my i Anglicy mówimy tym samym
językiem.
Wiosna jest cudowna, na skwerach płoną wspaniałe tulipany prawie na
metr wysokie. Kew Gardens jest rajem zieleni i barw — rodendrony, azalie,
amarylisy — kwitnące drzewa wszelkiego rodzaju. Po sztywnej przykurzonej
zieleni Kalifornii człowiekowi aż dech zapiera w piersiach. Sklepy są pięknie
udekorowane i pełno w nich wspaniałych rzeczy. System kontroli ruchu mają tu
znakomity. Brak tylko dobrego mięsa. Po prostu nie mają gdzie go magazynować,
żeby skruszało.
Za to cóż za kobiety! Jeżeli nawet miały kiedyś krzywe zęby, to teraz
już ich nie mają. Widuję na przyjęciach cud-dziewczyny, które by wprawiły
Hollywood w osłupienie. A w dodatku są tak piekielnie przyzwoite, że nie
pozwolą nawet człowiekowi zapłacić za taksówkę.
1 Felietonista pisma „San Diego Evening Tribune”.
Do Michaela Gilberta 1
Chatham, Nowy Jork 14 października 1955 r.
Do Michaela Gilberta 1
Chatham, Nowy Jork 14 października 1955 r.
...Podróż była okropna. Zaprawiając się wciąż do
abstynencji (a będzie to wymagało znacznie więcej wysiłku, niż mam na to
ochotę) siedziałem samotnie przy stoliku
w rogu i nie chciałem mieć do czynienia z resztą pasażerów, co ich zdaje się
specjalnie nie martwiło.
1 Radca prawny Chandlera
w Londynie.
Do Neila Morgana
Londyn 20 lutego 1956 r.
Do Neila Morgana
Londyn 20 lutego 1956 r.
...Mam zamiar w najbliższych dniach wysłać do Ciebie
długi i szczegółowy list, w którym opiszę moje peregrynacje po Europie i
Północnej Afryce i który pewno znudzi Cię, jak zwykle nudzą nas widokówki
(choć mam nadzieję, że nie). Bawię się wspaniale, mocząc nogi, żeby poprawić
krążenie, i leżąc w łóżku pod czterema kocami, pierzyną i poduszką elektryczną...
Źle się czuję, a każdy doktor znajduje inne tego przyczyny. Ale tak naprawdę
dolega mi to, że nie mam domu, a gdybym nawet miał, to nie mam nikogo, o kogo
mógłbym się w tym domu troszczyć.
Do Neila Morgana
Do Neila Morgana
New York Hospital 5
czerwca 1958 r.
...Dolegało mi głównie — i to od dawna — umysłowe,
fizyczne i emocjonalne wyczerpanie, które ukrywałem, pijąc dość whisky, żeby
utrzymać się na nogach, a do tego skrajne niedożywienie. Zaprzestanie picia nie
sprawiało mi nigdy trudności, ale cóż mogłem mieć w zamian? Tutaj nauczono,
mnie, że mogę mieć w zamian dietę bogatą w białko, która sprawia, że zaledwie
po paru dniach człowiek zaczyna jeść trzy razy więcej niż sobie wyobrażał, że
jest w stanie przełknąć, a potem zaczyna się rozglądać za dokładką... Piątego
dnia obudziłem się i stał się cud. Po raz pierwszy od śmierci żony czułem się
szczęśliwy, absolutnie szczęśliwy. Nastrój był autentyczny i dotychczas się nie
zmienił... Ściskam Was i proszę, żebyście nie spisali mnie na straty. Potrzeba
mi przyjaciół.
Do H.N. Swansona 1
Do H.N. Swansona 1
La Jolla 14 czerwca 1956 r.
...Wróciłem do normalnego trybu życia. We wtorek rano
przyleciałem piekielnie zmęczony samolotem, który opuścił Nowy Jork o północy.
Bardzo źle mi zrobiła angielska zima, a zwłaszcza ten okres chłodów styczniowych.
Z powodów bliżej nieznanych nie mogłem pracować w Londynie —może zbyt ożywione
życie towarzyskie, za dużo uroczych kobiet... Ale musiałem tam pojechać... Nie
byłem w stanie pozostawać w La Jolla tak niedługo po śmierci mojej żony. Czułem
się jak w zamku nawiedzanym przez duchy. Ale teraz już się zahartowałem. Sądzę,
że dam radę.
1 Agent Chandlera w
Hollywood.
Do Dorothy Gardiner
Do Dorothy Gardiner
23 sierpnia 1956 r.
...Byłem przez kilka tygodni w jednym z najgorętszych
zakątków Kalifornii, mianowicie w Pasadenie, ojczyźnie spokoju i przepoconych
podkoszulków. U nas wprawdzie też panują teraz takie upały, jakich mieszkaniec
La Jolla nie powinien doświadczyć, ale klimat w ogóle zmienia się stopniowo i
myślę, że za następny milion lat czeka nas okres tropikalny, po którym bez wątpienia
przyjdzie epoka lodowcowa, nie przypuszczam jednak, żebym miał tego doczekać.
Do Edgara Cartera
28 marca 1957 r.
...Od czasu pobytu w Arizonie znów lubię prowadzenie
samochodu. Od lat tego nie cierpiałem. Ale mój przyjaciel, Anglik, zmusił
mnie, żebym przejechał Arizonę z północy na południe i ze wschodu na zachód, od
granicy z Meksykiem po góry (we Flagstaff są najlepsze pstrągi, jakich zdarzyło
mi się zakosztować). Stałem się teraz kierowcą bardzo szybkim. W Arizonie
prawie się nie widuje samochodów służby ruchu. Stwierdziłem, że niezbędne są
dwa czynniki: doskonałe opony i całkowite skupienie. W moim wieku mogę znieść
najwyżej cztery godziny takiej jazdy, ale sprawia mi ona przyjemność.
Do Edgara Cartera
Do Edgara Cartera
27 września 1957 r.
...Zycie tutaj nudzi mnie i bardzo chciałbym wrócić do
Anglii, ale urzędnik podatkowy mówi, że muszę tu pozostać do 5 kwietnia przyszłego
roku... Ponieważ dwie moje najlepsze przyjaciółki są w Londynie, nie przyjdzie
mi to łatwo.
Do Hamisha Hamiltona
Do Hamisha Hamiltona
4 grudnia 1957 r.
...Wracam do Londynu pod koniec stycznia z zamiarem
zamieszkania tam na stałe. Wymaga to wizy, a jeżeli przyjeżdża się do Anglii
na stały pobyt, można przywieźć lub przesłać sprzęty gospodarstwa domowego i książki... Głównym
chyba celem mojego powrotu do Londynu i pozostania w nim — pomijając moją
miłość do tego miasta, wyjąwszy może okres od stycznia do marca — jest to, że
chcę spróbować czegoś nowego — pisać sztuki. W Londynie jest tak dużo czynnych
teatrów, które zwykle ryzykują i wystawiają sztukę, nawet jeżeli krytycy nie
szaleją z zachwytu.
Fajno będzie zobaczyć się znów z Tobą, z Iwoną i z Rogerem. A także z
tym miłym facetem, który jest szefem domu towarowego, ale zabij mnie, nie pamiętam,
jak się nazywa. Nie mam pamięci do nazwisk... Próbowałem wynająć słonia
birmańskiego, który by za mnie o wszystkim pamiętał, ale doszedłem do wniosku,
że jego trąbienie drażniłoby sąsiadów i że zadem miażdżyłby fotele.
Do Hardwicka Moseleya
Do Hardwicka Moseleya
5 października 1958 r.
...Jadę w listopadzie, grudniu lub styczniu na kilka
tygodni do Palm Springs. Bardzo lubię Palm Springs. Tym razem będzie to wyjazd
dla zdrowia. Dobrze pływam i nurkuję, kiedyś nawet skakałem z wysokiej
trampoliny. Dzisiaj brak mi już sprężystości w nogach (a poza tym w Palm
Springs nie ma wysokiej trampoliny). Mogę jednak mieć moc przyjemności skacząc
z niższych pięter wieży. Z pewnością dobrze mi to zrobi.
Do Związku Amerykańskich Pisarzy Powieści Kryminalnych
1
7 lutego 1959 r.
...Bez wątpienia zdają sobie państwo sprawę, że traktuję
ten zaszczyt jako dowód uznania dla wielu lat pracy zawodowej, nie zaś jako
dowód uznania dla mnie osobiście. Przyjmuję go z całą skromnością i sądzę, że musiały być powody,
dla których wybór padł na mnie, choćbym nawet sam tych powodów nie widział.
Bądź co bądź przez znaczną część życia usiłowałem zrobić coś z powieści
kryminalnej — może uczynić ją czymś lepszym, niż miała być w założeniu — ale
nie jestem wcale pewien, czy mi się to udało...
Sądzę, że jako oficjalny przewodniczący tej jedynej w swoim rodzaju
organizacji powinienem dołożyć wysiłków, aby nasze wspólne dążenia nabrały w
oczach ogółu takiej wagi, jaką mają w rzeczywistości. Jak się do tego zabrać,
to już problem, który wymaga współdziałania innych umysłów. Mój umysł, taki
jaki jest, będzie zawsze do dyspozycji państwa, ale to za mało...
Jest to zaszczyt, którego się nie spodziewałem i na który nie
zasłużyłem, ale skoro już przypadł mi w udziale, chciałbym, o ile to w mojej
mocy, wyrazić ogromną wdzięczność Amerykańskim Pisarzom Powieści Kryminalnych,
a zarazem żal, że w sposób konkretny nie mogę uczynić dla nich czegoś więcej,
niż to obecnie możliwe.
1 Chandlera obrano prezesem Związku Amerykańskich Pisarzy
Powieści Kryminalnych.
Chandler, który był już poważnie chory, kiedy to pisał, umarł w La Jolla 26 marca 1959 roku. Londyński „Times” we wspomnieniu pośmiertnym pisał:
Chandler, który był już poważnie chory, kiedy to pisał, umarł w La Jolla 26 marca 1959 roku. Londyński „Times” we wspomnieniu pośmiertnym pisał:
„Imię Chandlera z
pewnością przejdzie do potomności wraz z imionami kilku innych pisarzy
powieści sensacyjnych, którzy również byli nowatorami i stylistami i którzy
uprawiając glebą powieści kryminalnej przysporzyli literaturze szczerozłotych
kłosów”.
Raymond Chandler "Mówi Chandler" (Raymond Chandler
Speaking), przekład Ewa Budrewicz, wstęp Krzysztof Mętrak, Czytelnik, Warszawa 1983.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz