poniedziałek, 17 grudnia 2012

Krytyk wściekły pozytywnie (2), czyli Tadeusz Konwicki o krytykach

Źródło

"Warto wspomnieć o drobiazgu, który pomyka żwawo przez artystyczne akwarium. To są ogromne ławice małych rybek-krytyków filmowych. Rządzi nimi prawo rybiego stada. Z niewiadomych, a chyba raczej przypadkowych powodów ulegają raptownej euforii, jakiejś rybiej ekstazie i mkną w górę pod powierzchnię wody, ku słońcu, a kiedy indziej, także z pozoru bez przyczyny, opadają rozpaczliwie na dół z odwróconymi do góry brzuchami. Konrad Lorenz twierdzi, że o kierunku ich ruchu decyduje ilość osobników, która weźmie udział w nowym, przypadkowym ukierunkowaniu. Dodaje jednak, że gdy pewnej rybce amputowano przednią połowę mózgu, gdzie umiejscowione są ośrodki instynktu stadnego, ta rybka nie oglądała się już na ławicę, sama zbaczała z własnej woli ku pokarmowi albo rywalowi i całe stado posłusznie waliło jej śladami. Ta ułomna rybka stała się wzorowym przywódcą swojej społeczności.

Ale najboleśniejszy dla nas, gryzipiórków, jest typ krytyka Leonarda, najboleśniejszy i najbardziej ubliżający. Taki Leonardo przejrzy naszą pisaninę na wskroś, wywlecze, schwyciwszy za kołtun, całą naszą biedę, całą nędzę, ukaże ją światu, wyśmieje, wychłosta szyderstwem i odrzuci ze wstrętem. A potem siądzie sobie, zapali papierosika, wypije trochę kawki i machnie prózkę foremną, intelektualną, wykwintną, całą w heksametrach i trochejach, łatwo przetłumaczalną nawet na język swahili, podtekstową i obiektywistyczną, nie obciążoną koślawymi kompleksami autora. Całe miasto czyta, stęka z zachwytu i podziwu, zagranica przyklaskuje życzliwie. A my, wałachy, muły, woły robocze tylko zgrzytamy po cichu zębami, żeby nawet zona nie słyszała. Co my z trudem, z męką, z wybałuszonymi od wysiłku oczami, on lekko, bez mozołu, od niechcenia, jak ptak. Co my drżąc gatkami ze strachu, obsikani zawstydzeniem, z gilami matołectwa pod nosem, on nonszalancko, kapryśnie, autoironicznie. Straszny jest los mało zdolnych i robotnych, nikczemne jest życie tępawych i gęgających monotonnie w kółko to samo, katorżnicza to wegetacja nieucałowanych w czoło przez geniusz.

Więc szemrząc tchórzliwie pod nosem, więc jęcząc skrycie od kolki nienawiści, stajemy z nim codziennie na starcie. Ale kiedy padnie strzał startera, zapominamy jednak o naszym upodleniu. Bo my przecież wiemy o jednej rzeczy, o której on nie wie, o jednej jedynej okoliczności, której on, znając wszystko lepiej od nas, nawet się nie domyśla. Bo ten bieg jest biegiem na dziesięć kilometrów. I my biegniemy ciężkim krokiem, brzydko wykrzywieni, chrypiąc przeraźliwie stwardniałymi skrzelami, i wiemy, że tak będziemy biec ten długi dystans aż do mety, przez ulewę czy przez upał, przez śnieżycę czy przez burzę. A on, gardząc nami, wychodzi już na czoło stawki. On lubi prowadzić i mieć przewagę. Biegnie lekko, prawie nie dotykając ziemi, biegnie ślicznie, już mu klaszczą na pierwszym wirażu, biegnie, jakby motyl leciał śród traw. Już się oddalił, już znika na wirażu. Ale my jesteśmy teraz spokojni, beznamiętnie spoglądamy za nim oczami zmęczonych wołów, bo wiemy, że za kilka okrążeń zatka go raptem w jednej chwili, że pęknie mu trzustka, że skicha się i zasmarka i że zniosą go na zawsze z boiska. bo taki straszny bieg na długim dystansie nie jest dla pięknoduchów, pieszczochów, prymusów. Taki bieg wymyśliła Opatrzność dla nas, krzywonogich wołów roboczych".

C.D.N.

Tadeusz Konwicki "Kalendarz i klepsydra", Czytelnik, Warszawa 2005, s. 39-41. 

6 komentarzy:

  1. Zbyszekspirze,
    bardzo mi przypominasz K.M. tym ,,pisaniem o pisaniu" :) bo przecież dobór fragmentów dyktuje Ci Twój wewnętrzny filtr, który wychwytuje mnóstwo teorii, porad warsztatowych itp. zastanawiam się jak długo będziesz sobie zatykał usta cudzymi tekstami, zamiast zrobić to, o czym marzysz, czyli pisać własne. ja wiem, że czytanie takiej ilości literatury z najwyższych półek może zablokować, znam to z autopsji, ale gdyby wszyscy pisali jak Nabokov, to ,,Lolita" byłaby szmirą, bo nie miałaby tła, na którym może lśnić. :) zastanawiam się, kiedy wreszcie pękniesz i sam spróbujesz :) trzymam kciuki, aby się to stało szybko, bo wszyscy mamy coraz mniej czasu, aby wypowiedzieć siebie.
    trzymam kciuki... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emmo, powinnaś studiować psychologię, o ile jej jeszcze nie studiowałaś. Rzeczywiście rozgryzłaś mnie niczym dobrą zagadkę kryminalną:) Mam ciąg na bramkę, tylko jeszcze nie miałem dogodnej sytuacji i nie oddałem żadnego strzału:)W K.M. czuję bratnią duszę, o wiele bardziej niż choćby w Nabokovie czy Cortazarze, którzy są dla mnie raczej profesorami, mistrzami . Ostatnio coraz bardziej czuję potrzebę pisania, tzn. mam częściej takie myśli, widzę to oczami wyobraźni, wizualizuję i nie razi mnie, nie wyśmiewam swojej naiwności, może jestem śmieszny, ale mam to gdzieś. Czuję, że ta chwila jest już bardzo blisko. Dzięki za doping, kciuki i w ogóle całokształt. A myślałaś o tym aby prowadzić terapię?:) Masz takie uzdrawiające działanie, przynajmniej na mnie:) A porównanie z balonem jest trafione, mam tylko nadzieję, że poza emocjami posiadam jeszcze jakieś myśli. Dzięki:)

      Usuń
    2. czytasz mnóstwo dzienników, wywiadów i refleksji więc musisz wiedzieć, że nawet najwięksi z wielkich wątpili w jakość tego, co piszą ( vide Bułhakow i wielu innych). ale tak naprawdę nie chodzi o to, żebyśmy wszyscy pisali rewelacyjnie, bo to niemożliwe, ale o to, żeby dać sobie szansę na spełnienie własnych marzeń. jak masz nadal wątpliwości, to pomyśl o tych wszystkich marzeniach, które się nie spełnią, bo nie mogą, a to - może!
      wiesz kiedy ja się odblokowałam? gdy dotarło do mnie, że tak naprawdę najbardziej przyszkadza mi własna ambicja. za nic nie mogłam znieść myśl, że napiszę jakiegoś knota. wreszcie pomyślałam: chrzanić to, przecież korona mi z głowy nie spadnie! i odważyłam się. oczywiście napisałam mnóstwo knotów, ale co z tego? kto mi zabroni? :)) to moje antidotum na świat.

      ps. nie jestem dobrym psychologiem, ja tu tylko czytam :) no i podlewam paprotkę :)



      Usuń
    3. Mnie najbardziej przeszkadza może nie tyle ambicja (podobno jestem bez ambicji) co perfekcjonizm i poczucie wstydu. Ale gdy ostatnio znalazłem myśli Stefana Chwina towarzyszące mu przy pisaniu, odkryłem, że, według niego, wszyscy pisarze wstydzą się tego co kiedyś napisali.

      Masz Emmo świetne antidotum na życie i świat. Ja często zastanawiam/łem się co powiedzą inni. A może ich nie ma, są wytworem mego umysłu:)

      Usuń
  2. Podoba mi się ta metafora piłkarska :)
    Nawiązując, powiem: Dajesz Zbyszekspir, dajesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiśta wio łatwo powiedzieć:) Najpierw muszę wrócić do pisania "recenzji", reklam, ulotek, folderów, referatów, artykułów, rozprawek, wierszy, komunikatów meteorologicznych, nekrologów itp. itd., jednym słowem czegokolwiek:)

      Usuń