poniedziałek, 10 grudnia 2012

I tak nie przeczytam wszystkich książek

Tadeusz Konwicki

"Janusz Grabiński (rysownik, przyjaciel), który był na targach książkowych tego roku we Frankfurcie nad Menem, opowiadał mi, że sam na własne oczy widział pokazane na stoiskach 70 000 nowych tytułów. A trzeba pamiętać, że nie wszystkie domy wydawnicze eksponowały się na owych targach. 
Ale i to nieźle. W 1973 roku wydano zatem co najmniej 70 000 nowych książek. 70 000 nowych książek łasi się i szuka czytelników. 70 000 facetów pisało w pocie czoła swoje książki, rojąc o sukcesach i gotówce.
70 000 ludzi to siedem dywizji wojska. Siedem dywizji to prawie korpus. Z takim korpusem można bronić stolic, łańcuchów górskich albo sporych odcinków frontu. Z siedmioma dywizjami można zacząć wojnę i nawet ją szybko przegrać.
70 000 ludzi to już ludność sporego miasta. W tej liczbie zmieszczą się i fabrykanci, i milionerzy, i rzemieślnicy, i drobnomieszczanie, i sklepikarze, i kloszardzi, i wariaci, i bandyci, i święci.
70 000 ludzi piśmiennych, ta upiorna armia nieproszonych ochotników, chce Noblów, chce zachwytu, chce nieśmiertelności. 70 000 trochę ułomnych facetów lewituje, wieszczy, wadzi się z Bogiem.
Ludzie, którędy tu się przebić?"

Tadeusz Konwicki "Kalendarz i klepsydra", Czytelnik, Warszawa 2005, Wydanie II, s. 77.

1 komentarz:

  1. A jak to się przemnoży jeszcze przez lata... Zgroza!

    OdpowiedzUsuń