Tadeusz Konwicki |
"Janusz Grabiński (rysownik, przyjaciel), który był na targach książkowych tego roku we Frankfurcie nad Menem, opowiadał mi, że sam na własne oczy widział pokazane na stoiskach 70 000 nowych tytułów. A trzeba pamiętać, że nie wszystkie domy wydawnicze eksponowały się na owych targach.
Ale i to nieźle. W 1973 roku wydano zatem co najmniej 70 000 nowych książek. 70 000 nowych książek łasi się i szuka czytelników. 70 000 facetów pisało w pocie czoła swoje książki, rojąc o sukcesach i gotówce.
70 000 ludzi to siedem dywizji wojska. Siedem dywizji to prawie korpus. Z takim korpusem można bronić stolic, łańcuchów górskich albo sporych odcinków frontu. Z siedmioma dywizjami można zacząć wojnę i nawet ją szybko przegrać.
70 000 ludzi to już ludność sporego miasta. W tej liczbie zmieszczą się i fabrykanci, i milionerzy, i rzemieślnicy, i drobnomieszczanie, i sklepikarze, i kloszardzi, i wariaci, i bandyci, i święci.
70 000 ludzi piśmiennych, ta upiorna armia nieproszonych ochotników, chce Noblów, chce zachwytu, chce nieśmiertelności. 70 000 trochę ułomnych facetów lewituje, wieszczy, wadzi się z Bogiem.
Ludzie, którędy tu się przebić?"
Tadeusz Konwicki "Kalendarz i klepsydra", Czytelnik, Warszawa 2005, Wydanie II, s. 77.
A jak to się przemnoży jeszcze przez lata... Zgroza!
OdpowiedzUsuń