sobota, 17 listopada 2012

Dzieci (1)


Dzieci Williama i Judy bawią się razem. Dzieciom oczywiście nie wolno niczego zabraniać, gdyż to powoduje narastanie kompleksów, które później odbijają się fatalnie - na czym? - na wszystkim; co do tego wszyscy są zgodni, nawet Bruce. W związku z tym, kiedy jedziemy czasem z Williamem, jego żoną i dziećmi do Disneylandu, a dzieci jego drą się wniebogłosy, William nie mówi po prostu: ,,Trzymać dziób jeden z drugim", lecz wymyśla dla nich najrozmaitsze gry i przekrzykując je, mówi: „OK. Ja myślę teraz o zwierzęciu, którego imię zaczyna się na T". To pomaga; dzieci nie przestają się co prawda drzeć zespołowo, ale zaczynają się drzeć indywidualnie: T for Tiger, T for Tiger...
Żona Williama pokazała mi wczoraj piękną książeczkę pod tytułem: „Listy dzieci do Boga". (Children's letters to God, compiled by Eric Marshall and Stuart Hample). 
„Dobry Boże - Kocham Cię, ponieważ jesteś dobry. Próbuję być taki, jaki Ty jesteś. Jestem dobry dla wszystkich ludzi; dla matki i dla ojca, i dla moich dwóch sióstr. To musi być fajnie; być Bogiem i wiedzieć, że wszyscy Cię kochają. - Twój Życzliwy Thomas".
"Dobry Boże - Nie zdałem. Dziękuję Ci bardzo - Raymond". 
„Dobry Boże - Nazywam się Robert i chciałbym mieć brata. Moja mama powiedziała, abym się udał w tej sprawie do ojca; ojciec kazał poprosić Ciebie. Myślisz, że mógłbyś to zrobić? Życzę ci powodzenia - Robert".
„Dobry Boże - Mój młodszy brat ma cztery lata. Bądź łaskaw zrobić coś, aby on przestał mnie wściekać. - Twój przyjaciel - Mark".
„Dobry Boże - I myślę, że to wspaniałe, w jaki sposób nasi astronauci latają ponad światem. Proszę Cię, uczyń coś, aby nie spadli tylko na nasz dom. Twój przyjaciel - Norman".
„Dobry Boże - Co będzie, jak Ty umrzesz? Nikt mi nie chce tego powiedzieć. Twój przyjaciel - Mike".
„Dlaczego nie możesz zrobić czegoś, żeby deszcz przestał padać każdej soboty? - Rose".
,,Dobry Boże - Chłopcy są lepsi od dziewcząt. Ja wiem, że Ty jesteś jednym z nich, ale mimo to bądź fair. - Sylvia".
„Dobry Boże - Uczymy się teraz o Jonaszu i wielorybie. Kiedy on go połknął i tak dalej. To jest najlepsza historia ze wszystkich, które słyszałem, z akcją i napięciem. Mój tata mówi, że to wszystko brzmi trochę podejrzanie. Czy myślisz, że to jest zabawne? - Twój Sidney".
„Dobry Boże - Jeśli rzeczywiście umiesz tak dużo, dlaczego nie uczyniłeś, aby rzeka była dostatecznie duża i aby nie zalało naszego domu, tak że musimy się teraz przeprowadzać - Victor".
Nie pisałbym o tym, gdyby nie fakt, iż dla mnie dzieci należą nierozerwalnie do pejzażu Ameryki. Widzę je codziennie: rano jadą do szkoły specjalnym autobusem, zaopatrzonym w czerwone światła; potem wracają; potem czekają na samochód z lodami, który na naszej ulicy pojawia się około czwartej; potem siedzą przy telewizorach obserwując przygody „Człowieka-Nietoperza". Pomiędzy godziną siódmą a dziewiątą na naszej ulicy rozlegają się straszne ryki; jest to pora, w której dzieci trzeba oderwać od telewizora i położyć spać.  Dzieciom nie zabrania się niczego i nie bije się po łapach, gdyż okazuje się to zgubne w przyszłości. Nie umiem jednak pozbyć się uczucia zdziwienia patrząc na dzieci siedzące przy telewizorach i obserwujące przygody „Człowieka-Nietoperza"; przygody agentów policji i sadystycznych osobników działających w szulerniach, ciemnych ulicach i w barach z kobietami; na temat ich obyczajów można w najlepszym wypadku powiedzieć, iż są specyficzne. Co chwila pada trup; co chwila samochód zlatuje w przepaść eksplodując; w najlepszym wypadku kowboj wyrzuca kopnięciem pokrwawionego człowieka mówiąc przy tym: „Bierz konia i wynoś się z miasta". Czyżby to nie odbijało się na psychice dzieci? Żona Williama powiada, iż telewizja w jakiś sposób rozładowuje sadystyczne instynkty człowieka, co być może stanowi część prawdy. W książce „Świat seksu" przeczytałem, iż ludzie obserwujący walki bokserów czy zapaśników przeżywają uczucia podobne do orgazmu. Ponieważ książka ta została napisana przez psychiatrę, trudno tutaj zabierać głos; w tym kraju, w każdej sprawie psychiatra ma głos decydujący.
Ale cóż na przykład myśli dziecko czytające bajeczkę „Dlaczego jelly fish nie ma kości"? Proste: pewnego dnia córka króla oświadczyła, że jest chora. Doktor-ośmiornica po gruntownym zbadaniu królewskiej córy oświadczył, iż potrzebna jest niezbędnie porcja małpiej wątroby. Aby wykonać to zlecenie, wydelegowano jelly fish, będącą najlepszym pływakiem. Jelly fish płynęła przez ocean i nagle zobaczyła tonącą małpę. Zaofiarowała małpie pomoc; małpa wskoczyła na jej grzbiet i w ten sposób ocaliła swe życie. W czasie rozmowy, jaka wywiązała się pomiędzy rybą a małpą, ryba poprosiła małpę, aby dała jej trochę swojej wątroby, gdyż jest to niezbędne z punktu widzenia zdrowia córy królewskiej. Małpa oświadczyła, iż chętnie to zrobi, ale że zostawiła swoją wątrobę na wyspie; tak więc ryba z małpą na plecach popłynęły w kierunku wyspy; małpa wyskoczyła na brzeg i wszedłszy na drzewo powiedziała: „A teraz pocałuj mnie w dupę". Ryba popłynęła z powrotem i opowiedziała o swojej przygodzie doktorowi-ośmiornicy. Doktor zameldował o tym królowi, który wpadłszy we wściekłość polecił swoim giermkom bić rybę; bili ją tak długo, aż pogruchotali jej wszystkie kości. Oto dlaczego jelly fish nie ma kości. Nie jest to jednak koniec tej budującej historyjki. Otóż po egzekucji wykonanej na rybie królewska córka oświadczyła, iż wcale nie jest chora, o dolegliwościach zaś, o których myślała, iż pochodzą z chorej wątroby, nie warto w ogóle mówić, gdyż są one rezultatem lekkiego bólu głowy. Jest to najbardziej sadystyczna bajka, jaką znam. Mamy w niej element odwagi i poświęcenia, zniweczony przez zdradę; element oszukanej wiary; element tortur fizycznych; element nie zawinionej kary, i to wszystko jest tylko wynikiem kaprysu młodej i nudzącej się idiotki. Mamy tu również element trwałego kalectwa, który stanowi wytłumaczenie na zadawane przez dzieci pytanie: dlaczego jelly fish nie ma kości? Jest to najlepsze opowiadanie Sartre'a, jakie czytałem, i muszę przyznać, iż czytając jego ciężkie, teutońskie wypracowania nigdy nie myślałem, że ten chłopak zajdzie tak daleko.

Marek Hłasko "Listy z Ameryki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz