niedziela, 14 października 2012

Z dziennika halucynogenika (27)


5 X 2039.

Wolne przedpołudnie spędziłem w mieście. Z ledwie powściąganym przerażeniem wpatrywałem się w powszechne oznaki komfortu i luksusu. Galeria sztuki na Manhattanie zachęca do kupowania za bezcen oryginalnych płócien Rembrandta i Matisse’a. Obok oferują wspaniałe meble w stylu Ludwików, marmurowe kominki, trony, zwierciadła, zbroje saraceńskie. Moc różnych aukcji — sprzedaje się domy jak ulęgałki. A ja sądziłem, że żyję w raju, w którym każdy może sobie „popałacować”!
Biuro rejestracji samozwańczych kandydatów do nagrody Nobla na Piątej ulicy też wyjawiło mi swą właściwą naturę: każdy może mieć Nobla, podobnie jak pozawieszać ściany mieszkania najcenniejszymi dziełami sztuki, jeśli jedno i drugie jest tylko szczyptą proszku drażniącego mózg! Największa perfidia w tym, że część zbiorowej ułudy jest jawna, można więc naiwnie zakreślić granicę oddzielającą fikcję od rzeczywistości, a ponieważ spontanicznie nikt nie reaguje już na nic — chemicznie ucząc się, kochając, buntując, zapominając — różnica między uczuciem wymanipulowanym i naturalnym przestała istnieć. Szedłem ulicami zaciskając kułaki w kieszeniach. O, nie potrzebowałem amokoliny ani furyasoli, by doznawać wściekłości! Moja tropicielsko uskrzydlona myśl trafiała wszystkie pusto brzmiące miejsca tego monumentalnego oszukaństwa, tej rozrosłej poza horyzonty dekoracji. Dzieciom podają syropki ojcobijcze, potem, dla rozwoju osobowości, kontestan i protestolidynę, a dla uśmierzenia wznieconych porywów — sordyn i kooperantan; policji nie ma, po co, skoro jest kryminol; apetyty zbrodnicze gasi „Procrustics Inc.”; dobrze, że omijałem dotąd teosięgarnie, bo i w nich jest tylko zestaw preparatów wiaropędnych, łaskodajnych, sumienidki, peccatol, absolvan, i nawet świętym można zostać dzięki sacrosanctyzydazie. Zresztą, czemu nie allaszek islaminy, dwuzenek buddanu, nirvanium kosmozylowe, teokontaktol? Czopki-eschatolopki, maść nekrynowa ustawią cię w pierwszym szeregu w Dolinie Jozafata, resurrectol zaś, podany na cukrze, dokona reszty. Święty Bogolu! Paradyzjaki dla dewotów, belzeban i hellurium dla masochistów... z trudem powstrzymałem się, aby nie wpaść do mijanego farmakopeum, gdzie lud nabożnie klękał, jak tabaki zażywając genuflektoliny. Musiałem się hamować, by nie dano mi amnestanu. Tylko nie to!

C.D.N.

Stanisław Lem "Kongres futurologiczny"


2 komentarze:

  1. Spotkało mnie podczas wizyty w domu (w sensie u Rodziców) straszliwe rozczarowanie: wśród kilkunastu Lemów wydanych ongiś przez Wydawnictwo Literackie - wiesz, te z różnokolorowymi okładkami) - NIE BYŁO "KONGRESU FUTUROLOGICZNEGO"!!! Żesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było wydanie razem z Maską, takim większym opowiadaniem Lema z punktu widzenia robota/androida, jednocześnie zamachowca w skórze kobiety. Cóż, przykra rzecz, pozostaje zatem biblioteka lub Zacisze Biblioteki, gdzie jest już "opublikowane" jakieś dwie trzecie tej książki:)

      Usuń