Anna Gornostaj i Grzegorz Damięcki |
Kubuś: Leżę więc w łóżku czując po opatrunku odrobinę ulgi; chirurg odjechał, gospodarstwo ułożyli się do spoczynku. Izbę ich dzieliło od mojej jedno liche przepierzenie z desek, oklejonych szarym papierem z kolorowymi obrazkami. Leżałem nie mogąc usnąć; wśród tego usłyszałem głos żony mówiącej do męża:
– Daj mi spokój, nie mam ochoty do figlów. Biedny chłopiec, który omal nie skonał pod naszym progiem!...
– Kobieto, opowiesz mi to później.
– Nie, nie chcę. Jeśli mnie nie zostawisz, wstaję z łóżka. Chcesz, abym miała głowę do
tego
po takim zmartwieniu!
– Jeśli się będziesz tak drożyć, możesz się załapać.
– To
nie
dlatego,
żeby się drożyć,
ale
naprawdę ty bywasz niekiedy tak uparty!... tak uparty!... bo to... bo to...
Po krótkiej pauzie mąż podjął rozmowę i
rzekł:
Denis Diderot |
– Czyż z tobą można mówić?
– Powiadasz, że jestem wściekły, że gderam; kto by nie był wściekły? kto by nie gderał? Było jeszcze w piwnicy trochę wina: zobaczysz, czy na długo! Panowie chirurgowie wypili wczoraj wieczór więcej niż my i dzieci przez cały tydzień. A chirurg też, rozumiesz chyba, nie będzie przychodził darmo, któż go zapłaci?
– Mądrze mówisz; i dlatego że taka bieda, czynisz, co możesz, aby postarać się o nowe dziecko, jakby ich nie było dosyć.
– Ale nie!
– Ale tak; jestem pewna, że zastąpię.
– Za każdym razem to powtarzasz.
– I nigdy nie chybiło, zwłaszcza kiedy ucho mnie swędziało, a czuję swędzenie jak nigdy.
– Et, ucho...
– Nie dotykaj! zostaw moje ucho! zostawże, człowieku, czyś oszalał? pożałujesz!
– Aha! toć poszczę już od św. Jana.
– Poty będziesz wojował, aż... A potem za miesiąc będziesz się burmuszył, jakby to było z mojej winy.
– Nie, nie.
– A za dziewięć miesięcy jeszcze gorzej.
– Nie, nie...
– Zatem sam chcesz?
– Tak, tak...
– Będziesz pamiętał? Nie powiesz jak za każdym razem?
– Nie, nie...
I oto pomału, z n i e, n i e, do t a k, t a k, ów człowiek, wściekły na żonę, iż dała przystęp uczuciom ludzkości...
Pan: Właśnie sobie czyniłem tę uwagę.
Kubuś: To pewna, że ów mąż nie był zbyt konsekwentny; ale był młody, a żona ładna. Nigdy nie robi się tyle dzieci co w czasach nędzy.
Pan: Nic się tak nie mnoży jak biedacy.
Kubuś: Jedno dziecko więcej to nic dla takich ludzi; miłosierdzie boskie je wyżywi. A potem to jedyna przyjemność, która nic nie kosztuje, człowiek pociesza się tanim kosztem w nocy po utrapieniach dnia... Mimo to uwagi gospodarza nie były bez słuszności. Podczas gdy sam to sobie mówiłem, uczułem gwałtowny ból w kolanie i krzyknąłem:
– Au! kolano!
– A mąż na to: – Och! żono!...
– A żona: – Och! mężu! ależ... ależ... ten człowiek tam jest
– No, więc cóż, ten człowiek?
– Może słyszał.
– A niechby słyszał.
– Nie będę mu śmiała jutro w oczy spojrzeć.
– A to czemu? czy nie jesteś moją żoną? Czy nie jestem twoim mężem? Czy mąż ma żonę, a żona męża na darmo?
– Och! Och!
– Cóż takiego?
– Ucho!...
– Cóż, ucho?
– Gorzej niż kiedy
– Śpij, to przejdzie.
– Nie potrafię. Och, ucho! ucho!
– Ucho, ucho, łatwo to mówić...
Nie umiem panu powiedzieć, co zaszło; ale kobieta, powtórzywszy kilka razy u c h o, u c h o głosem cichym i przyspieszonym, zaczęła wreszcie bełkotać przerywanymi głoskami u... ch o..., u...ch o..., a potem, jako dalszy ciąg tego u...cha..., sam nie wiem, co jeszcze, wszystko razem, w połączeniu z milczeniem, jakie zaległo potem, pozwoliło wnosić, iż swędzenie ucha uśmierzyło się w ten lub ów sposób, mniejsza o to jak: co mi zrobiło szczerą przyjemność. No, a jej!
Pan: Kubusiu, połóż rękę na sercu i przysięgnij, że nie w tej kobiecie się zakochałeś.
Kubuś: Przysięgam.
Pan: Tym gorzej dla ciebie.
Kubuś: Gorzej lub lepiej. Myśli pan zapewne, iż kobiety, które są takiej przyrody co ona, chętnie użyczają ucha?
Pan: Myślę, i tak jest napisane w górze.
Kubuś: Ja myślę, że również napisane jest, że niedługo słuchają jednego i tego samego osobnika i że bywają skłonne użyczać ucha postronnym.
Pan: Możebne.
I oto zapuścili się w nieskończoną dyskusję o kobietach. Jeden twierdził, że są dobre, drugi, że złe: i obaj mieli słuszność; jeden, że głupie, drugi, że pełne sprytu: i obaj mieli słuszność; jeden, że fałszywe, drugi, że szczere: i obaj mieli słuszność; jeden, że skąpe, drugi, że rozrzutne: i obaj mieli słuszność; jeden, że ładne, drugi, że szpetne: i obaj mieli słuszność; jeden, że gadatliwe, drugi, że skryte; jeden, że szczere, drugi, że obłudne; jeden, że ciemne, drugi, że rozumne; jeden, że stateczne, drugi, że wyuzdane; jeden, że postrzelone, drugi, że roztropne; jeden, że duże, drugi, że małe: i obaj mieli słuszność.
Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan", tłumaczenie Tadeusz Boy-Żeleński.
Zdjęcie: Anna Gornostaj i Grzegorz Damięcki w spektaklu "Kubuś Fatalista i jego pan" D. Diderota, Teatr ATENEUM, (1993).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz