czwartek, 25 października 2012

Ucho

Anna Gornostaj i Grzegorz Damięcki

Kubuś: Leżę więc w łóżku czując po opatrunku odrobinę ulgi; chirurg odjechał, gospodarstwo ułożyli się do spoczynku. Iz ich dzielo od mojej jedno liche przepierzenie z desek,  oklejonych  szarym  papierem  z  kolorowymi  obrazkami.  Leżałem  nie  mogąc  usć; wśród tego usłyszałem głos żony mówiącej do męża:
Daj mi spokój, nie mam ochoty do figlów. Biedny chłopiec, który omal nie skonał pod naszym progiem!...
– Kobieto, opowiesz mi to później.
Nie, nie chcę. Jeśli mnie nie zostawisz, wstaję z łóżka. Chcesz, abym miała głowę do tego po takim zmartwieniu!
Jeśli się będziesz tak drożyć, możesz się załap.
 To  nie  dlatego,  żeby się  drożyć,  ale  naprawdę  ty bywasz  niekiedy tak  uparty!...  tak uparty!... bo to... bo to...
Po krótkiej pauzie mąż podjął rozmowę i rzekł:
Denis Diderot
No, kobieto, przyznajże teraz, niewczesnym współczuciem wpakowałaś nas w kłopot, z którego diabli wiedzą, jak się wyplątać. Rok jest lichy; ledwie zdołamy nastarczyć potrzebom naszym i dzieci. Zboże na wagę ota! Wina na lekarstwo! Gdyby jeszcze znaleźć ja pra; ale bogaci s kurczą, biedacy nie mają zarobku; na jeden dzień roboczy cztery traci s darmo. Nikt nie aci tego, co winien; wierzyciele ścigają jak wściekli; i ty wybierasz chwilę, aby ściągnąć tu jakiegoś przybłędę, który będzie siedział nam na karku,  póki  się  spodoba  Bogu  i  chirurgowi  nie  kwapiącemu  się  go  wyleczyć;  wiadomo  bo- wiem, iż każdy chirurg stara się przyciągnąć chorobę, ile może, przybłędę, powiadam, który nie śmierdzi ani szelągiem i który w dwój- i trójnasób pomnoży nam wydatki. Kobieto, kobieto, jakże ty się pozbędziesz teraz tego człowieka? Mówże co, żono, powiedz coś.
– Czyż z tobą można mówić?
Powiadasz, że jestem wściekły, że gderam; kto by nie był ciekły? kto by nie gderał? Było jeszcze w piwnicy trochę wina: zobaczysz, czy na długo! Panowie chirurgowie wypili wczoraj wieczór więcej n my i dzieci przez cały tydzień. A chirurg też, rozumiesz chyba, nie będzie przychodz darmo, któż go zapłaci?
Mądrze mówisz; i dlatego że taka bieda, czynisz, co możesz, aby postarać się o nowe dziecko, jakby ich nie było dosyć.
– Ale nie!
– Ale tak; jestem pewna, że zastąpię.
Za każdym razem to powtarzasz. 
I nigdy nie chybo, zwłaszcza kiedy ucho mnie swędziało, a czuję swędzenie jak nigdy.
– Et, ucho...
– Nie dotykaj! zostaw moje ucho! zostawże, cowieku, czyś oszalał? pożałujesz!
– Aha! toć poszczę już od św. Jana.
Poty będziesz wojował, aż... A potem za miesiąc będziesz się burmuszył, jakby to było z mojej winy.
– Nie, nie.
– A za dziewięć miesięcy jeszcze gorzej.
– Nie, nie...
Zatem sam chcesz?
– Tak, tak...
Będziesz pamtał? Nie powiesz jak za każdym razem? 
– Nie, nie...
I oto pomału, z n i e, n i e, do t a k, t a k, ów człowiek, wściekły na żonę, dała przystęp uczuciom ludzkości... 
Pan: aśnie sobie czynem tę uwagę. 
Kubuś: To pewna, że ów mąż nie był zbyt konsekwentny; ale był młody, a żona ładna. Nigdy nie robi się tyle dzieci co w czasach dzy. 
Pan: Nic się tak nie mnoży jak biedacy. 
Kubuś: Jedno dziecko więcej to nic dla takich ludzi; miłosierdzie boskie je wyżywi. A potem to jedyna przyjemność, która nic nie kosztuje, człowiek pociesza się tanim kosztem w nocy po utrapieniach dnia... Mimo to uwagi gospodarza nie były bez słuszności. Podczas gdy sam to sobie mówem, uczułem gwałtowny ból w kolanie i krzyknąłem: 
Au! kolano!
– A mąż na to: – Och! żono!...
– A żona: – Och! żu! ależ... ależ... ten człowiek tam jest
– No, więc cóż, ten cowiek?
– Może słyszał.
– A niechby słyszał.
– Nie bę mu śmiała jutro w oczy spojrzeć.
A to czemu? czy nie jesteś moją żoną? Czy nie jestem twoim żem? Czy mąż ma żonę, a żona męża na darmo?
– Och! Och!
– Cóż takiego?
– Ucho!...
– Cóż, ucho?
– Gorzej niż kiedy 
Śpij, to przejdzie.
– Nie potrafię. Och, ucho! ucho!
– Ucho, ucho, łatwo to mówić...
Nie umiem panu powiedzieć, co zaso; ale kobieta, powtórzywszy kilka razy u c h o, u c h o głosem cichym i przyspieszonym, zaczęła wreszcie bełkotać przerywanymi głoskami u... ch o..., u...ch o..., a potem, jako dalszy ciąg tego u...cha..., sam nie wiem, co jeszcze, wszystko  razem,  w  połączeniu  z  milczeniem,  jakie  zaległo  potem,  pozwoliło  wnosić,  iż swędzenie ucha uśmierzyło się w ten lub ów sposób, mniejsza o to jak: co mi zrobiło szczerą przyjemność. No, a jej! 
Pan: Kubusiu, połóż na sercu i przysięgnij, że nie w tej kobiecie się zakochałeś. 
Kubuś: Przysięgam. 
Pan: Tym gorzej dla ciebie. 
Kubuś: Gorzej lub lepiej. Myśli pan zapewne, iż kobiety, które są takiej przyrody co ona, chętnie użycza ucha? 
Pan: Myślę, i tak jest napisane w górze. 
Kubuś: Ja myślę, że również napisane jest, że niedługo słuchają jednego i tego samego osobnika i że bywają skłonne użyczać ucha postronnym. 
Pan: Możebne.

I oto zapuścili się w nieskończoną dyskusję o kobietach.  Jeden  twierdził,  że   dobre, drugi, że e: obaj mieli słuszność; jeden, że głupie, drugi, że pełne sprytu: i obaj mieli słuszność;  jeden,  że  fałszywe, drugi,  że  szczere:  i  obaj  mieli  słuszność;  jeden,  że  skąpe, drugi, że rozrzutne: i obaj mieli słuszność; jeden, że ładne, drugi, że szpetne: i obaj mieli słuszność; jeden, że gadatliwe, drugi, że skryte; jeden, że szczere, drugi, że obłudne; jeden, że ciemne, drugi, że rozumne; jeden, że stateczne, drugi, że wyuzdane; jeden, że postrzelone, drugi, że roztropne; jeden, że duże, drugi, że małe: i obaj mieli słuszność.

Denis Diderot "Kubuś Fatalista i jego pan", tłumaczenie Tadeusz Boy-Żeleński.

Zdjęcie: Anna Gornostaj i Grzegorz Damięcki w spektaklu "Kubuś Fatalista i jego pan" D. Diderota, Teatr ATENEUM, (1993).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz