niedziela, 14 października 2012

Taki więc jestem

Niedziela, 19 lipca 1910, spałem, budziłem się, spałem, budziłem się, nędzne życie. Gdy się nad tym zastanawiam, muszę wyznać, że moje wychowanie zaszkodziło mi bardzo pod niejednym względem. Bo przecież nie wychowano mnie gdzieś na ustroniu czy w jakiejś ruinie wśród gór — przeciwko temu nie mógłbym zdobyć się na choćby słowo zarzutu. Ryzykując, że cały szereg mych dawnych nauczycieli nie będzie w stanie tego pojąć, przyznaję, że chętnie, bardzo chętnie byłbym takim małym mieszkańcem ruin, opalonym od słońca, które pośród gruzów świeciłoby mi na mdły bluszcz, chociażbym nawet na początku osłabł pod naporem własnych moich zalet, które wybujałyby we mnie z uporczywością chwastu. Gdy się nad tym zastanawiam, muszę wyznać, że moje wychowanie zaszkodziło mi bardzo pod niejednym względem. Ten zarzut godzi w mnóstwo ludzi, mianowicie w moich rodziców, w paru krewnych, w niektórych odwiedzających nasz dom, w rozmaitych pisarzy, w pewną ściśle określoną kucharkę, która przez cały rok odprowadzała mnie do szkoły, w zgraję nauczycieli (którą muszę ścisnąć we wspomnieniu, inaczej ten i ów wymknie mi się; ale żem ją tak mocno stłamsił, całość tu i ówdzie rozsypuje się znowu), w pewnego inspektora szkolnego, w powoli wlokących się przechodniów, krótko mówiąc, zarzut ten przekłuwa kręto jak sztylet całe społeczeństwo i nikt — powtarzam — niestety nikt nie jest zabezpieczony przed nagłym pojawieniem się kiedyś czubka sztyletu z przodu, z tyłu, z boku. Na ów zarzut nie chcę słyszeć żadnej repliki, gdyż słyszałem ich już zbyt wiele, a że w większości ich udowodniono również, że nie mam racji, włączam te repliki do mego zarzutu i oświadczam, że moje wychowanie i te wywody pod niejednym względem bardzo mi zaszkodziły.[...]

24 grudnia. Przyjrzałem się teraz dokładniej swemu biurku i zrozumiałem, że nic dobrego zrobić na nim nie można. Tyle gratów leży tu bezładnie, tworząc nieład nie uporządkowanych przedmiotów, bez rytmu i bez jakiej bądź harmonii, która czyni zresztą wszelki nieład znośnym. Niech tam sobie na zielonym suknie będzie nieporządek, jaki chce. Bywało to dopuszczalne również na parterze dawnych teatrów. Ale żeby z miejsc stojących... (ciąg dalszy jutro)

25 grudnia. ...z otwartej przegrody pod nasadą stołu sterczały na kształt schodów nie oprawione tomy starych gazet, katalogi, widokówki, listy, wszystkie częściowo podarte, częściowo otwarte w formie schodów; ten niegodziwy stan psuje wszystko. Poszczególne, stosunkowo duże graty na parterze występują najwyraźniej, jakby wolno było w teatrze, aby na widowni kupiec porządkował swoje handlowe księgi, cieśla walił młotem, oficer machał szabla, duchowny przemawiał do serc, uczony do rozumu, polityk do obywatelskiego sumienia, aby zakochani nie krępowali się itd. Tylko na moim biurku stoi na baczność lustro do golenia tak, jak się je używa przy goleniu; szczotka do ubrań leży na stole, odwrócona swoją szczeciniastą powierzchnią, portmonetka drzemie otwarta, na wypadek gdybym chciał płacić, z pęku kluczy wystaje jeden gotowy do dzieła, a krawat owija się jeszcze strzępem wokół zrzuconego kołnierzyka. Sąsiadująca od góry, zwężona nieco przez małe zamknięte boczne szufladki, otwarta przegroda nasady stołu to nic innego jak rupieciarnia; to niby niski balkon widowni, właściwie najbardziej rzucającą się w oczy część teatru, zarezerwowaną dla najpospolitszej hołoty, dla starych światowców, u których brud powoli wypełza z wnętrza na zewnątrz, dla ordynarnych dryblasów, którzy zwieszają nogi przez poręcz balkonu. Rodziny z takim mnóstwem dzieci, że ogarnia się je tylko przelotnym spojrzeniem, nie mogąc ich się doliczyć, zostawiają tu brud ubogich Izb dziecinnych (przecież już chlupie na parterze); w mrocznej czeluści siedzą nieuleczalnie chorzy, widać ich na szczęście tylko wtedy, gdy się w głąb błyśnie światłem itd. W tej przegrodzie leżą stare papiery, które dawno już bym wyrzucił, gdybym miał kosz na papiery, ołówki z połamanymi szpicami, puste pudełko od zapałek, przycisk na listy z Karlovych Varów, liniał o krawędzi, której wyboistość większą jest niż na wiejskiej drodze, sporo spinek do kołnierzyków, tępe nożyki do brzytwy (dla tych rzeczy nie ma miejsca na świecie), przytrzymywacze do krawatów i jeszcze jeden ciężki, żelazny przycisk na listy. W wyższej przegrodzie — nędza, nędza, a przecież zamiar był dobry. Jest wszakże północ, ale — ponieważ wyspałem się bardzo dobrze — jest to tylko częściowym usprawiedliwieniem, skoro za dnia w ogóle nic nie napisałem. Zaświecona żarówka, zaciszne mieszkanie, ciemność za oknem, ostatnie chwile czuwania —oto, co mnie uprawnia do pisania najnędzniejszych choćby miernot. Korzystam spiesznie z tego prawa. Taki więc jestem.

26 grudnia. Przez dwa i pół dnia byłem, niezupełnie zresztą, sam, i już — jeślim nawet nie przeobraził się —jestem na drodze do tego. Samotność ma nade mną moc nigdy niezawodną. Moje wnętrze rozluźnia się (na razie na powierzchni tylko) i jest gotowe ujawnić jeszcze większą głębię. Trochę ładu zaczyna dokonywać się we mnie i niczego nie potrzebuję bardziej, gdyż nieład przy nikłych zdolnościach to zło najgorsze.

27 grudnia. Moje siły nie wystarczają już, by napisać jakiekolwiek zdanie. Ach, gdyby chodziło tylko o słowa, gdyby dość było dopisać jedno słowo i odwrócić się spokojnie i z przeświadczeniem, że się to słowo całkowicie wypełniło sobą. Częściowo przespałem popołudnie, czuwając rozważałem niektóre przeżycia miłosne w mojej młodości, utknąłem zły na pewnej zmarnowanej sposobności (leżałem wówczas trochę przeziębiony w łóżku, a moja guwernantka czytała mi głośno Sonatę Kreutzerowską, przy czym umiała rozkoszować się moim podnieceniem), zastawiłem sobie jarską kolację, doznałem przyjemności trawienia oraz obawy, czy światło mych oczu wystarczy mi na całe życie.

Franz Kafka "Dziennik".

1 komentarz:

  1. całkowicie się zgadzam z zapisem z 19 lipca, ale nic z tego nie wynika, bo chyba nie ma innych rozwiązań. może powinniśmy mieć zagwarantowany jeden dzień w tygodniu na odosobnienie? ja bym wówczas pisała podanie do Wyższej Instancji o dwa ;-)

    natomiast czytając fragment o biurku miałam przed oczami całe swoje życie. wygląda mniej więcej tak, jaki biurko Kafki :P

    OdpowiedzUsuń