Sandor Marai w wieku 4 lat |
Nie
wolno podróżować samemu. Samotny podróżny wykonuje coś w rodzaju pracy
przymusowej. Podróżować można jedynie w towarzystwie taktownym, budzącym
zaufanie. Towarzystwo kobiety o duszy wrażliwej i czułej bądź uważnego i
cierpliwego przyjaciela uwielokrotnia przeżycia doznawane w podróży,
potęguje barwność rzeczy godnych zobaczenia, pomaga zrozumieć to
wszystko, co pokazuje nam szlak podróży i sam świat. Bo człowiek tylko w
towarzystwie potrafi oglądać i odczuwać świat. Towarzystwo przydaje
ludzkiego wymiaru posępnemu czarowi podróży, ustawicznej zmianie. W
latach moich wędrówek po świecie często podróżowałem sam, z małym
bagażem, zawsze rozgorączkowany, niespokojny, goniący za czymś.
Brakowało mi mądrego towarzysza, który by stał przy mnie w trakcie
pełnego niebezpieczeństw i niepokojów doświadczania świata, który by
mnie ostrzegał, który by dzielił ze mną posępną samotność zajazdów i
obyczaje kolei, przyprawiające o rozstrój nerwowy. W towarzystwie
odpowiedniego człowieka możesz odbyć podróż dookoła świata, a będzie ci
się zdawało, że wszystko to trwa jedną chwilę. W pojedynkę jedynie
wleczesz się przez świat, nawet jeśli jedziesz ekspresem albo lecisz
samolotem.
O TYM, ŻE NA SPRAWY TRZEBA ZACZEKAĆ
Zaczekaj,
z cierpliwością anioła i świętego, nim sprawy — ludzie, idee, sytuacje —
które do ciebie należą, przyjdą do ciebie. Ani jednym krokiem, ani
jednym gestem ni słowem nie przyspieszaj ich zbliżania się. Bowiem pewni
ludzie, pewne idee, sytuacje, które należą do twojego życia, twojego
charakteru, do twojego ziemskiego i duchowego losu, stale są w drodze,
zmierzając do ciebie. Książki. Mężczyźni. Kobiety. Przyjaźnie.
Poszukiwania, wielorakie prawdy. To wszystko zbliża się do ciebie
powolnym przetaczaniem się, i pewnego dnia musicie się spotkać. Ale nie
działaj w pośpiechu, nie przyspieszaj ich drogi i zbliżania się. Jeżeli
bardzo się ku nim spieszysz, może ominąć cię to, co jest ważne i
przeznaczone tylko dla ciebie. Czekaj, mężnie, uważnie, całym swoim
losem i całym swoim życiem.
O PORZĄDKU I OPATRZNOŚCI
Przekonałem
się, że u fundamentów ludzkiego życia jest porządek. A ponieważ życie
ludzkie jest najbardziej skomplikowaną formą dzieła Stworzenia, można
domniemywać, że gdzie indziej również jest porządek — w świecie
egzystencji prostszej i prymitywniejszej, w przyrodzie skał, szopów
praczy, gadów i planet. We wszystkim jest porządek, rzeczy i sprawy
dochodzą do nas także wtedy, gdy nawet nie ruszymy palcem, porządek jest
także w tym, że co jakiś czas dajemy znak palcem albo głową po to, by
rzeczy i sprawy dotarły do nas, abyśmy my dotarli do pewnych miejsc,
ludzi, myśli, z którymi łączy nas coś osobistego i nieuchronnego.
Wierzę, że we wszystkim jest porządek. Ale wierzę również, że za tym
porządkiem jest zamysł, którego nie znam. Nazwij go, jak chcesz. Ja
nazywam go Opatrznością. Ów zamysł troszczy się o mnie, osobiście, karze
mnie, prowadzi, urządza moje sprawy, pcha w głąb, każdej chwili
kontroluje, buduje wokół mnie świat i mnie buduje w tym świecie,
wykorzystuje mnie. Kto sobie tego z czasem nie uzmysłowi, znaczy to, że
jest ślepy i głuchy. Za wszystkim jest Opatrzność — w to również wierzę.
O CZYTANIU
Czytać
należy intensywnie. Czasami powinieneś czytać z intensywnością większą
od tej, z jaką pisano tekst, który czytasz. Czytać należy gorliwie, z
pasją, z uwagą i bezlitośnie. Autor może paplać, lecz ty czytaj
rozumnie; każde słowo, jedno po drugim, tam i z powrotem, wsłuchując się
w książkę, wypatrując śladów, które prowadzą w gąszcz, uważając na
tajemnicze sygnały, które sam autor mógł przeoczyć, gdy kroczył naprzód w
puszczy swojego dzieła. Nigdy nie należy czytać lekceważąco, od
niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na królewską ucztę, a on tylko
dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać trzeba elegancko,
wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią
książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i
życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl — tylko człowiek umie
czytać.
O TYCH, CO ŚMIEJĄ SIĘ TYLKO USTAMI
Jest
pewien gatunek człowieka, który śmieje się tylko ustami. Tacy ludzie są
jak dotknięci paraliżem; jak głusi albo ci, u których nie funkcjonuje
zmysł powonienia. Żartujesz w ich obecności, wypowiadasz swoje zdanie o
jakiejś karykaturalnej lub zabawnej życiowej sytuacji i ze zdumieniem
spostrzegasz, że nie rozumieją i nie słuchają tego, co w krótkiej,
przygodnej historyjce jest przewrotnie zabawne — śmieją się, ale śmieją
się tylko ustami. Ich serce i rozum nie przeniknęły na wskroś
przewrotnej śmieszności owej sytuacji. Uprzejmie się śmieją, szczerzą
zęby. Lecz ich serce nigdy się nie śmieje. Ci ponuro szczerzący zęby
potrafią być groźni. Nie żartuj z nimi. Kiedy ty wskazujesz na życie, oni w odpowiedzi pokazują kły.
O LEKARZACH I STRONACH ŚWIATA
W
średniowieczu istniało przekonanie, że lekarze przynoszą z sobą choroby
do pewnych miejsc, niczym materiał niezbędny do wykonywania ich
rzemiosła. Monteskiusz, po kilku stuleciach, przeciwstawił się owemu
przesądowi. Nie lekarze przynoszą choroby, lecz choroby przynoszą
lekarzy. Rzeczywiście widzimy, że każdej stronie świata odpowiada inny
lekarz. Sposób leczenia, który ma gorących i mądrych zwolenników w
Paryżu, nie skutkuje w Konstantynopolu. Lekarstwo, które niezawodnie
działa w Oslo, nie działa już tak pewnie w Marsylii i Budapeszcie.
Lekarz, który w Londynie przywrócił życiu tysiące chorych, jest bezradny
w Bagdadzie, gdy los go tam rzuci. Człowiek choruje i leczy się nie
tylko stosownie do swojej natury i obyczajów, ale i części świata, w
której żyje. Co w Helsinkach jest środkiem przeczyszczającym, w
Chartumie powoduje obstrukcję, a skurcz żyły, który w Budapeszcie bez
wątpienia ustępuje pod działaniem piramidonu, w Chinach nie ustępuje,
jakkolwiek mandaryn także zażywa piramidon. W Budapeszcie połykamy pół
grama chininy, a na Sumatrze nabieramy jej łyżeczkę do herbaty. Wiele
przyczyn składa się na to, że człowiek jest chory lub zdrowy. Pamiętaj o
tym, kiedy wymyślasz lekarzowi.
O TYM, ŻE CHOROBA JEST WYPOCZYNKIEM
W
straszliwej rywalizacji, jaką jest życie, większość ludzi jedynie wtedy
wypoczywa, gdy jest chora. Choroba, wedle słów francuskiego poety, jest
nie tylko podróżą biedaków, ale i wywczasami biedaków, Riwierą w zimie,
Tatrami i Egiptem. Na gorączkowe nastroje choroba wysyła prawdziwą
gorączkę, aby się nieco uspokoiły. Ktoś żądny sławy i wiecznie
niezadowolony, kto — jak Kleist, poeta — zmienia miasta, jak
gorączkujący
poduszki, jedynie w łóżku, w czasie choroby uświadamia sobie swoje
prawdziwe pragnienia, beznadziejne namiętności. Choroba jest
wypoczynkiem, to truizm. Dlatego uprzedź nakaz natury, przymusowy urlop,
i wstaw do rejestru twojego rozpędzonego życia drobne, sztuczne
choroby, abyś mógł sobie odpocząć. I choć jesteś w doskonałym zdrowiu,
nie opuszczaj czasami przez jeden dzień swojego łóżka. Masz wilczy
apetyt, gryzłbyś nawet gwoździe — lecz głoduj, z własnej woli, przez
dzień, dwa. Serce jeszcze ci nie zrzędzi z powodu nikotyny, odpłać mu
się tym, że bez nakazu rzucisz palenie na trzy dni. Organizm będzie ci
wdzięczny za tak niewielką troskę! I owe nieznaczące, sztuczne stany
chorobowe i kuracyjne — wywołane nie na rozkaz choroby — dobrowolne
diety, odjęcie od ust i wypoczynek dorównają podróży na Wschód albo
operacji ślepej kiszki. Spróbuj. A ujrzysz cuda.
O OJCZYŹNIE I PAŃSTWIE
Czy możemy nauczyć kogoś miłości ojczyzny? To tak, jakbym powiedział — batem i knutem zmuszę cię, abyś pokochał samego siebie. Ojczyzna — to nie tylko pola i góry, polegli bohaterowie, mowa ojczysta, kości przodków na cmentarzach, chleb i kraj — nie. Ty jesteś ojczyzną, ty od stóp do głów, w całej twej cielesnej i duchowej istocie; ona cię urodziła, ona cię pogrzebie, żyjesz nią i wyrażasz ją w każdej kalekiej, wspaniałej, gorejącej i nudnej chwili, których suma tworzy twoje życie. A twoje życie jest chwilą w życiu ojczyzny. Nie umiem nauczyć cię miłości ojczyzny — szaleńcem jest ten, kto zaprzecza samemu sobie. Twoja ojczyzna jest osobistością ponadczasową, zwielokrotnioną w wymiarze historycznym. Ojczyzna jest losem, także indywidualnym. To nieważne, czy kochasz ją, czy nie. Jesteście jednią. Ale zdaje mi się, a nawet wiem, że ty… — słowem, uroczyście, w piśmie i na podium — dajesz raczej świadectwo miłości i wiary w państwo. Bowiem niczego nie należy oczekiwać od ojczyzny. Ojczyzna nie daje odznaczeń, ni posad, ani chleba z masłem. Ojczyzna jedynie jest. Ale państwo daje wyśmienite stalle, śliczne breloczki do twojego surduta, pierwszorzędny ochłap, jeżeli sprawnie mu służysz, jeżeli chodzisz wokół niego z kadzidłem, jeżeli — po męsku, z wypiętą piersią — wyznajesz przed światem, że kochasz państwo, także wtedy, gdy łamią cię kołem. Człowieka za coś takiego w ogóle nie łamie się kołem. I właśnie dlatego każda miłość do państwa jest podejrzana. Ten, kto kocha państwo, kocha interes. Ten, kto kocha ojczyznę, kocha przeznaczenie. Pomyśl o tym, kiedy charczysz na podium i bijesz się w piersi.
O HAŃBIE I BÓLU INNYCH
Ten, kto chce, opancerzony, wytrwać — w sposób godny człowieka — w bezlitosnym boju życia, postępuje właściwie, gdy wychowuje samego siebie nie tylko dla bezstronnej i bezwzględnej sprawiedliwości, ale i dla nieustraszonej dumy, w pogardzie dla wszelkiego rodzaju intryg i niebezpieczeństw, patrząc z góry na wszelkie sytuacje, w jakich może znaleźć się człowiek. Wyniosłość nie oznacza w moim rozumieniu aroganckiej obojętności, lecz umiejętność zachowania zimnej krwi przez człowieka rozumnego i z charakterem w obliczu rozmaitych ciosów, jakich nie szczędzi nam życie. Na ludzką nikczemność, nędzę, splot nieszczęśliwych wypadków i tragedii, wszelkie prawdopodobieństwa, jakie każdej chwili czają się dokoła nas, aby obalić to, co — środkami naszej sztuki — budowaliśmy w nas lub w świecie, aby zakłócić spokój naszej duszy, zatruć względne zadowolenie z naszego życia, ukraść to, do czego godziwie doszliśmy — na to wszystko nie można patrzeć z dostatecznej wysokości, obojętnie, okiem chłodnym i wyniosłym. Jedynie wówczas nie mamy prawa pozostać zimni i wyniośli, kiedy widzimy, że poniżają i dręczą niewinnych. W takich razach niechaj człowiek nie próbuje, niewzruszenie i zimno, spoglądać na ludzką nędzę z wyżyn poglądów, mądrości czy postawy. W swojej sprawie pozostań wytworny, chłodny, nieczuły i hardy. W sprawie nędzy drugich bądź wrażliwy, zapalaj się, działaj — nie wahaj się być ciężarem dla możnych, bądź natrętny, proś, gdy trzeba, nie szczędź siebie, dopuszczaj się wszystkiego, aby pomóc. W sprawie drugich nie możesz być bezstronnie i na chłodno mądry, ni dumny, ni wyniosły. Ból i poniżenie niewinnych zobowiązuje cię do tego, abyś porzucił nagie skały twojego spokoju. Wtedy, tylko wtedy nie masz prawa pozostać samotny i dumny. Dobrze to sobie zapamiętaj!
O SUMIENIU
Tylko sumienie może być twoim sędzią, katem albo protektorem, nikt inny! Gdy piszesz, zdajesz sprawę tylko własnemu sumieniu, nikomu innemu. Obojętne, czego oczekują od ciebie, obojętne, jak cię ukarzą, jeżeli nie dasz im tego, czego się po tobie spodziewali, lub tego, co chcieli usłyszeć! Więzienie i wstyd, pręgierz i sponiewieranie, fałszywe oskarżenie i słowne upokorzenie, bieda i nędza, wszystko to prawdziwie nie dotyka. Tylko twoje sumienie potrafi cię ukarać, tylko ten tajemniczy głos może powiedzieć — zawiniłeś. Albo — jest dobrze. Reszta to mgła, dym, nicość.
O TYM, ŻE NIC NIE MOŻE CIĘ PRZESTRASZYĆ
Cóż może cię przestraszyć, jeśli twoja dusza jest spokojna? Jeżeli pokonujesz próżność, lubieżność i chciwość? Jakież potęgi mogą cię dręczyć, jeżeli ty sam nie zadręczasz siebie? Czym jest więzienie, jeżeli wolna jest twoja dusza? Czymże jest śmierć, jeżeli poznajesz świat i własną duszę i nie dbasz o błahostki? Doprawdy, byłeś jak dziecko, które jest nieszczęśliwe, bo nie otrzymuje tego czy tamtego. Zawsze myśl tak — nie mam władzy ni majątku, może nawet i zdrowia. a jakiż jestem potężny, jakże bogaty i jaką mam przewagę nad innymi, bo moje pragnienia nakierowałem na prawdę i prawdziwość rzeczy, a moja dusza jest wolna! Tego nikt nie może ci odebrać i nikt nie może ci dać nic więcej.
O NIKCZEMNOŚCI I POMOCY
Skala ludzkiej nikczemności jest tak nieograniczona, temperatura tak wysoka, pomysłowość tak oryginalna i urozmaicona, formy, w jakich objawia się, tak zaskakujące, że niekiedy cofamy się przed nią i czujemy, że jest to największa ludzka siła. Później przekonujemy się, że gdziekolwiek naciera ludzka nikczemność, tam natychmiast pojawia się ludzka pomoc. Najczęściej ów zamysł pospieszenia z pomocą jest bardziej nieudolny niż nikczemność, bardziej tchórzliwy i niezdecydowany. Trudniej jest zorganizować energię pomocy. Ale zjawia się, nieproszona, niekiedy bardzo zawstydzona, i naraz zmuszony jesteś dostrzec, że w obliczu nikczemności budzi się w człowieku gotowość pospieszenia z pomocą. Czasami za późno. Czasami niedoskonale. Jednak w końcu tryumfalnie. Przekonałem się o tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz