poniedziałek, 22 października 2012

Sandor Marai o ... (3)


O TYM, ŻE CZŁOWIEK JEST CZĘŚCIĄ ŚWIATA

Człowiek, w swojej niezmierzonej pysze i próżności, skłonny jest wierzyć, że może żyć nawet wbrew prawom świata, może je zmieniać i bezkarnie buntować się przeciw nim. To tak, jakby kropla wody powiedziała — jestem inna niż morze. Albo iskra — mnie ogień się nie ima. A przecież człowiek nie jest niczym innym, niż zwyczajną częścią składową świata, jest materią, która psuje się tak samo, jak mleko albo
mięso z niedźwiedzia, jak wszystko, co w jednej chwili pojawia się na wielkim targowisku świata, by później, w następnej chwili, trafić na śmietnik lub do kloacznego dołu. Człowiek w swojej cielesnej istocie nie jest elementem świata wyższego rzędu; raczej tylko sumą materiałów, skazanych na nędzny rozkład. Kamień, metal dłużej żyją niż człowiek. Dlatego to wszystko, co znaczymy w świecie dzięki naszemu ciału, jest mało ważne. Jedynie nasza dusza jest silniejsza i trwalsza niż kamień i metal — dlatego nigdy nie wolno patrzeć na siebie inaczej, niż przez pryzmat duszy. Ta siła, która się objawia w podlegającej zepsuciu materii
ciała, jest nie tylko częścią świata, lecz całym jego sensem. Tą siłą jest dusza człowieka. Wszystko inne, cokolwiek znaczymy w świecie, i jakkolwiek się światu prezentujemy, jest śmieszne i żałosne.

O PRZESĄDACH

Nie wolno żyć przesądami. Piątek, trzynastkę, rzucanie uroku, wróżbiarskie objaśnianie liczb i znaków przynieśli na nasz świat gnostycy, niezborne, chaotyczne sekty, Syryjczycy i aleksandryjscy kuglarze, zezowaci objaśniacze pisma, obłudni zapaleńcy z pianą na ustach, napływający do wczesnochrześcijańskiego Rzymu. Młode chrześcijaństwo nie miało jeszcze dość siły, aby pobić tych, którzy rzucają urok, na piątek mówią — zwykły dzień, na trzynastkę — liczba jak inne. Były to czasy zamętu i fermentu. Stoicy już nie rozkazywali w Rzymie, chrześcijanie jeszcze nie panowali. Zagubiony człowiek był przeciwny naturze w ogóle i swojej w szczególności. Bał się, skowyczał, oddawał przesądom i czarom. Jesteś człowiekiem, masz wiarę, wiesz, że za zjawiskami jest porządek, wyższy rozum. Wzgardź zabobonami. Ale wiedz i to, że dumna świadomość twojego umysłu i wiary nie dyscyplinuje i nie trwoży tajemniczych sił tego świata, które od twojego urodzenia aż do śmierci skradają się i czają wokół ciebie. Wypadek, zgodność liczb, prawo wielkich liczb, ziemia, powietrze, niezrozumiałe zamiary i plany słonecznych promieni, wszystko to nie daje się ogarnąć wzrokiem. Dlatego możesz zachować w sercu odrobinę pokory i drżenia. Świat nie jest tylko ciemny i jasny, o nie; świat jest zmącony. Jest w nim nie tylko słoneczny promień, blask i ciepło; są też demony (Goethe wierzył w demony). Świat jest nie tylko rozumny i konsekwentny; gdzieś tam w zjawiskach ukrywają się również czary. Nie możesz być przesądny, albowiem to nie przystoi człowiekowi. Ale też nie możesz całkowicie pogardzać przesądami, bo to nadludzka, niestosowna pycha. Już raczej powinieneś się do przesądów odnosić z łagodną ironią, jak ktoś, kto się uśmiecha — ale i trochę boi.

O SYSTEMIE, KTÓRY POZNAJEMY PÓŹNIEJ

Starszy wiek, mijające lata naprawdę dają coś w zamian za to, że w ciągu życia znosiliśmy mordęgę, upokorzenie i bolesne baty. Dają nie tylko doświadczenie, bowiem doświadczenie samo w sobie nie ma wiele wychowawczej energii, co możemy dostrzec w życiu na każdym kroku — ludzie, którzy posiadają tragiczne doświadczenia, popełniają te same nieszczęsne błędy także wtedy, gdy z góry znają ich następstwa. Nie, starszy wiek ma tę wielką zaletę, że z naszych doświadczeń potrafimy zbudować system, jeśli nie jesteśmy zupełnie głupi i podli, i nie zamierzamy być siwymi pajacami, wyśmiewanymi i lekceważonymi przez innych ludzi! Jak wędrowiec, który w czasie swych wędrówek poznał skomplikowany system górski i dotarłszy na najwyższy szczyt, przenika spojrzeniem strukturę okolicy, ogarnia wzrokiem geologiczne prawidłowości powiązanego pasma szczytów górskich, tak i my z mijającymi latami widzimy system we wszystkim, co dzieje się w naszym życiu i w życiu innych ludzi. Ta przenikliwość spojrzenia, która
przychodzi z upływem lat, jest największym zadośćuczynieniem, jakie możemy zyskać w trakcie poznawania ludzi i spraw tego świata.

O TYM, ŻE CODZIENNIE MUSISZ IŚĆ DALEJ

Jako że jesteś wędrowcem, codziennie musisz iść dalej drogą, która jest twoim jedynym celem, a więc prowadzi do poznania twojej duszy i boskiej treści, ukrytej w twojej duszy. A to niełatwe. Pomyśl tylko, jak wiele różnych pokus nęci cię, byś zaprzestał drogi, abyś odpoczął, abyś zajął się czymś innym! Na skraju drogi stoi piękna kobieta i powabnym uśmiechem daje ci znak. Twoje ciało i zmysły reagują na to wezwanie, chciałbyś stopić się z tym ciałem, oddać się słodkiemu odurzeniu rozkoszy. Ale powinieneś wiedzieć, że po czczych i rozkosznych chwilach przychodzi pustka i bezradność. Bo twoja dusza chce czegoś innego i kiedy swoje ciało nakarmisz piekącymi przyprawami innego ciała, dusza pozostanie głodna i spragniona. Po drodze trafią ci się pieniądze, ordery, tytuły, stanowiska — ale co z tym wszystkim poczniesz, skoro względy, fatyga, stracony czas, które są ceną za uznanie świata, odrywają najlepsze siły twojej duszy od trudu boskiego poznawania? Kompani na poboczu drogi coś wykrzykują, wołają cię, zachęcają do złośliwego uczynku — co możesz zyskać na tych wszystkich interesach i zabawach, kiedy tak tkwisz przy biesiadnym stole albo przy stole gry, a twoja dusza pyta cię udręczonym szeptem — dlaczego tutaj marnujesz czas? wszystko to jest dziecinne i żałosne. musisz iść dalej, przecież masz swoją sprawę. Podobnie zwraca się do ciebie życie, codziennie, w każdej chwili — namawia cię, abyś odpoczywał, oddawał się rozkoszy, sycił się próżnością i władzą. A przecież nie to jest twoją powinnością! Jesteś wędrowcem i każdego dnia musisz iść dalej. Nie możesz wiedzieć, jak długo będziesz żył i czy w ogóle będzie czas na to, byś dotarł do ostatecznego celu twojej drogi, poznania własnej duszy i tego, co boskie. Dlatego codziennie idź dalej, nawet w biedzie, nawet z okaleczonymi stopami. Bo jesteś wędrowcem.

O POKUSIE I DOŚWIADCZENIU

Na pytanie, czy doświadczenia życiowe uzbrajają nas przeciwko tanim lub niebezpiecznym, odzywającym się z wielką siłą pokusom, trzeba odpowiedzieć przecząco. Takimi pokusami są — fałszywa ambicja, rozliczne pasje — jak miłość, publiczne występy, światowy sukces, podniety zmysłów, przesadne, szkodliwe dla naszego zdrowia obżarstwo, pijaństwo i środki odurzające, cielesne namiętności i bardziej od nich szkodliwe i niebezpieczne dewiacje ducha i charakteru, jak choćby żądza zemsty, zakłamanie i chciwość. Wszystkie te niebezpieczeństwa i powaby uwodzą człowieka z zawziętą powtarzalnością, w każdym okresie życia. Doświadczenie, które uczy, że wszelka przesada, kłamstwo i nieczysty zamiar prowadzą do oszustwa, obrzydzenia, upokorzenia i choroby, nie daje nam gwarancji, iż nie staniemy się ofiarami pokus. Przed upadkiem może nas ochronić jedynie wierność naszemu charakterowi, a nie nasze doświadczenia. W przyrodzie nie występuje bezwzględne dobro i zło; lecz dla człowieka bezwzględnie złe jest to, czego nie potrafimy bezkarnie pogodzić z naszym charakterem. A więc i w tym przypadku, jak zawsze, gdy musimy się na coś zdecydować, nie badajmy kwestii, czy nadarzająca się pokusa jest sama w sobie dobra lub zła, lecz spytajmy wprost — czy to, co zamierzamy zrobić, jest zgodne z naszym charakterem? Doświadczenie życiowe nie jest tak ważne, jak gruntowna i bezwzględna znajomość naszego charakteru. Są ludzie niedoświadczeni, którzy wszakże pozostają wierni swojemu charakterowi i dlatego nie oblewają egzaminu przed światem, i są też stare, szczwane lisy, które nie potrafią dostosować pragnień do swojego charakteru, i dlatego co rusz ponoszą porażkę i haniebnie padają na nos.

O NAMIĘTNOŚCI

Wierzyć w to, że możemy uciec od namiętności, jest takim samym szaleństwem, jakby ktoś wierzył, że można zbudować dom z piasku w środku pustyni, kryjówkę przed samumem. Namiętność jest bowiem tak samo sensem naszego życia, jak rozum, umiar i rozważna obrona. Tylko ten może być pełnym człowiekiem, z mądrą uległością respektującym porządek przyrody, kto szczerze i na miarę własnej natury potrafi powierzyć samego siebie porywom swego ciała i charakteru. Ale nie stanie się zwierzęciem, zna bowiem granice, których musi się chwycić zębami i pazurami, gdy — na krawędzi rozumu — atakuje go trąba powietrzna. Nie wypieraj się własnego ciała, ale obchodź się z nim godnie i wyniośle, jak poskramiacz z dziką bestią. Nie wypieraj się żądz, lecz wyznacz im zakres. Nie wypieraj się zmysłów, lecz stań w samym ich centrum, jak kapitan pośród zbuntowanej załogi na statku miotanym przez burzę — surowy i rozumiejący, nieubłagany i bohaterski. Nie możesz zrobić nic innego. To wszystko, co może uczynić człowiek.

O OPIESZAŁOŚCI W CZYNIENIU DOBRA

Prawdziwą przyczyną większości ludzkich bied, niepowodzeń, beznadziejnych, haniebnych i złowróżbnych sytuacji nie jest zło tkwiące w człowieku, lecz po prostu gnuśność. To swego rodzaju lenistwo, które wychodzi na dobre, o czym mówi Biblia. Zabójca jest dość rzadkim ludzkim fenomenem. Do zabójstwa bowiem potrzebna jest siła, indywidualność, wyobraźnia, wielkie pasje. Przed zabójcami można się bronić. Lecz częściej spotyka się człowieka, przed którym nie można się bronić, który milionkrotnie pomnaża ludzkie biedy i tragedie, ten poczciwy i gnuśny osobnik, który odwraca głowę, gdy widzi podłość lub bezprawie, nie zadzwoni, choć wie, że ten telefon mógłby czemuś zapobiec, raczej ostrożnie obejdzie nędzę i bez słowa pójdzie dalej, mimo iż bez specjalnej ofiary, bez wysiłku mógłby przywrócić komuś chęć do życia lub pomóc biedakowi. Człowiek, który staje do walki ze światem w interesie własnej tyranii, nie jest tak niebezpieczny, jak uprzejma, obłudna i przemyślna przeciętność, mrucząca ugodowość i tchórzliwe, a też leniwe samolubstwo. To jest grzech główny. Tego rodzaju człowiek czyni świat takim, jaki jest, i jemu możemy być wdzięczni, gdy mając ów zasób doświadczeń, bez specjalnego żalu żegnamy się, w godzinę śmierci, ze światem.

Sandor Marai "Księga ziół", przekład Feliks Netz, Czytelnik, seria Mała Proza, Warszawa 2003, wydanie 4.

8 komentarzy:

  1. zamówiłam sobie Sandora Marai, bo muszę powąchać te zioła :)

    ps. właśnie się założył dwuosobowy fanklub S.M. do którego zgłaszam się ja, jako członek- założyciel oraz vento, jako członek zwyczajny ;-))

    ale dopiero później przeczytam. teraz wpadłam tylko zobaczyć, co Zacisze poleca na ten wieczór. no i ucieszyłam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacisze , jak każda porządna firma, dba o swoich klientów. Klient nasz per pan. Ja oczywiście rezerwuję sobie miejsce Prezesa, zawsze o tym marzyłem:) Z chęcią założyłbym także fanklub K.M., bo ta kobieta zasługuje na większe rozpropagowanie. Myślę też nad fanklubami wyjątkowych książek niektórych autorów, których reszta twórczości jest słaba, niestrawna, nudna, poza tą wyjątkową jedyną perełką... Jest ich sporo:)

      Usuń
    2. do fanklubu K.M. też chcę należeć, Panie Prezesie :)





      Usuń
    3. Ma Pani, jako inspiratorka i moja muza, honorowe członkostwo, miękki wygodny fotel i ciepłe papucie :)

      Usuń
    4. muza w ciepłych papuciach? alesz nigdy w szyciu! mosze jeszcze w papilotach i podomce :P

      :))


      Usuń
  2. To ja się też zapisuję. :)
    Uwielbiam "Księgę ziół". Te teksty są pozornie takie proste, ale trafiają w sedno.
    Zdjęcie przy notce jest obłędne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie nam niezmiernie miło powitać w tym niewielkim gronie, w naszych skromnych progach, tak znakomitą członkinię Klubu S.M. Pan S.M. jest dla mnie, obok pani K.M., odkryciem ostatniego roku. Wcześniej niewiele mi te nazwiska mówiły, uważałem tych pisarzy za potwornych nudziarzy. Zmieniło się wszystko, gdy zacząłem moje blogowanie, a dokładniej dzięki Płaszczowi zabójcy, dziękuję Wam czcigodni redaktorzy, fajnie, że istniejecie.:)

      Usuń
    2. Zbyszku, wielkie dzięki za ciepłe słowa.

      Usuń