czwartek, 25 października 2012

Przesyłka specjalna

3 sierpnia 1962 .
 
PRZESYŁKA SPECJALNA
 
Przybyła Śmierć, pędząc wzdłuż bulwaru w gasnącym sepiowym świetle.
Przybyła Śmierć mknąca niczym w kreskówkach dla dzieci na ciężkim, pozbawionym ozdób rowerze posłańca.
Przybyła Śmierć nieomylna.
Śmierć, której nie da się nic wyperswadować.
Śmierć, której się spieszy.
Śmierć naciskająca z pasją na pedały.
Śmierć wioząca paczkę oznaczoną OSTROŻNIE PRZESYŁKA SPECJALNA w solidnym koszyku tuż za siodełkiem.
Śmierć lawirująca śmiało między ludźmi i różnymi pojazdami przy skrzyżowaniu Wilshire i La Brea, gdzie - z powodu remontu ulicy - dwa pasy ruchu biegnące w kierunku zachodnim przechodziły w jeden.
Śmierć jakże chyża!
Śmierć grająca na nosie tym kierowcom w średnim wieku, którzy nie mogli się powstrzymać przed użyciem klaksonu.
Śmierć roześmiana: Pieprz się, facet!
I ty też.
Przemykająca jak Królik Bugs obok błyszczących masek drogich, nowych samochodów.
Przybyła Śmierć nieczuła na przesycone dymem, zepsute powietrze Los Angeles.
Na ciepłe, radioaktywne powietrze południowej Kalifornii, gdzie przyszła na świat.
Zgadza się, ujrzałam Śmierć.
Śniłam o Śmierci poprzedniej nocy.
Śniłam o niej od dawna.
I wcale się nie bałam.
Przybyła Śmierć jakże rzeczowa.
Śmierć pochylona nad brązową od plamek rdzy kierownicą niezgrabnego, lecz solidnego roweru.
Przybyła Śmierć ubrana w bawełnianą koszulkę z napisem Cal Tech, w wypranych, ale nie uprasowanych spodenkach koloru khaki, w trampkach, bez skarpetek.
Śmierć z umięśnionymi łydkami i nogami porośniętymi ciemnymi włosami.
Śmierć o wygiętym kręgosłupie z rzędem zaokrąglonych kręgów.
Śmierć o pryszczatej twarzy niedorostka.
Śmierć o dzielnym sercu, bezlitośnie oślepiana promieniami słońca, które odbijały się od szyb samochodów i chromowanych powierzchni niczym od bułatów.
Coraz więcej klaksonów odzywało się za plecami nonszalanckiej Śmierci.
Śmierci ostrzyżonej na jeża.
Śmierci żującej gumę.
Śmierci niezwykle oddanej żmudnej pracy - pięć dni w tygodniu plus za dopłatą soboty i niedziele.
"Hollywoodzkie Usługi Kurierskie".

Śmierć osobiście doręczająca przesyłki specjalne.
Śmierć przybyła do Brentwood nieoczekiwanie!
Przybyła, mknąc po wąskich i -jak to w sierpniu - opustoszałych willowych uliczkach.
Przybyła do Brentwood, do próżności pracowicie wypielęgnowanych rezydencji, które mija, pedałując: z animuszem i jednostajnie.
Alta Vista, Campo,Jacumba, Brideman, Los Olivos.
Aż do Fifth Helena Drive, ślepej, martwej uliczki.
Drzewa palmowe, bugenwilla, czerwone róże.
Zapach gnijących kwiatów.
Zapach schnącej w słońcu trawy.
Ogrody otoczone murami, wistaria.
Okrężne podjazdy.
Okna szczelnie zasłonięte storami przed słońcem.
Śmierć z podarunkiem w paczce bez adresu zwrotnego.


"MM" ZAMIESZKAŁA 12305 FIFTH HELENA DRIVE BRENTWOOD, KALIFORNIA USA PLANETA ZIEMIA
 
Na Fifth Helena Śmierć zaczęła pedałować wolniej, sprawdzając numery domów.
Śmierci nie zdziwiła wcale nietypowo zaadresowana paczka.
Bardzo dziwny prezent wewnątrz błyszczącej, cukierkowej bibułki, która wyglądała na używaną.
Z białą satynową kokardą przyklejoną przezroczystą taśmą.
Paczka o wymiarach osiem na dziesięć cali.
Ważąca zaledwie kilka uncji.
Pusta?
Wypełniona papierem?
Nie. Gdyby nią potrząsnąć, okazałoby się, że w środku coś jednak jest.
Jakiś miękki przedmiot, może z materiału.
Śmierć przybyła wczesnym popołudniem trzeciego sierpnia 1962 roku.
Śmierć zadzwoniła do drzwi przy 12505 Fifth Helena Drive.
Śmierć otarła spocone czoło baseballową czapeczką.
Śmierć żuła gumę szybko i niecierpliwie.
Nie słyszała odgłosu kroków.
Nie mogła zostawić tej cholernej paczuszki na stopniu schodów, musiała zdobyć pokwitowanie.
Słyszała jedynie buczenie wmontowanej w okno klimatyzacji.
A może radia?
To był mały domek w hiszpańskim stylu, parterowa "hacjenda".
O ścianach, które wyglądały, jakby je wzniesiono z cegły suszonej na słońcu, o dachu z jaskrawopomarańczowej dachówki, z zasłoniętymi oknami.
Skurczony, mały niczym domek dla lalek, nic szczególnego jak na tę dzielnicę.
Śmierć za dzwoniła po raz drugi, naciskając mocno przycisk dzwonka.
Tym razem drzwi otworzyły się.
Przyjęłam podarunek z rąk Śmierci.
Pomyślałam, że wiem, co to jest.
Kto mi to przesłał.
Na widok adresu na paczuszce roześmiałam się i bez wahania podpisałam potwierdzenie odbioru.

Joyce Carol Oates "Blondynka"

1 komentarz: