środa, 17 października 2012

Panowie bez krawatów, czyli pamiętnik nikczemnika (2)

Owej nocy jadąc ze stacji szeryfa w Malibu do więzienia Centralnego wsłuchiwałem się w radio. Słyszałem głos jakiejś młodej kobiety mówiący do wszystkich radiowozów: „Podejrzanego widziano na rogu Fuller i Sunset. Podejrzany krwawi i jest uzbrojony. Ucieka w kierunku Santa Monica Boulevard. Potwierdźcie". Potem usłyszałem kilkanaście głosów, podających numery swych jednostek i wypowiadających słowo Roger. Przez chwilę trwała cisza, a potem któryś z policjantów działających na tamtym terenie powiedział: „Mamy go. Sprowadźcie ambulans". Młoda kobieta powiedziała: „Roger. W Fordzie Fairlane, rocznik prawdopodobnie pięćdziesiąt siedem, ucieka podejrzany o posiadanie narkotyków. Numer licencji nie zidentyfikowany; kolor czarny lub ciemnoniebieski. Potwierdźcie. Podejrzanego widziano uciekającego z Santa Monica w kierunku South". I znów usłyszałem głosy policjantów podających numery swych jednostek. A nim skręciliśmy na autostradę, usłyszałem głos policjanta, znów tak samo spokojny i beznamiętny jak i głos młodej kobiety: „Mamy go. Over and out"; na co znów młoda kobieta odpowiedziała Roger i znów usłyszałem inną transmisję. Słowa Roger, Over, Out należą do frazeologii lotniczej i policyjnej. Słowo Roger oznacza potwierdzenie; słowa over and out oznaczają: „Otrzymałem twoją ostatnią transmisję i nie spodziewam się od ciebie odpowiedzi". Tak więc w sprawie tych dwóch ludzi, z których jeden uciekał zakrwawiony w stronę południową, podczas gdy drugi w tę samą stronę uciekał skradzionym samochodem, nie będzie się już więcej mówić tej nocy przy pomocy radia. Czekają ich godziny, a może miesiące śledztwa; po czym wyrok i kara. Ale kim byli ci ludzie? Nie wiedziałem; mogłem o tym tylko myśleć patrząc na innych więźniów. Być może wmieszali się w zbrodnie przez głupotę; być może zostali namówieni przez innych; być może zawinili tu rodzice, przyjaciele czy ich żony. Lecz teraz nie było to już ważne; teraz nie byli już tymi samymi ludźmi, którymi byli przed pięcioma minutami. Ich działanie, ich myślenie, nawet ich funkcje fizjologiczne zależeć będą od myślenia, działania i fizjologii innych ludzi. Stając się więźniem stajesz się dla samego siebie człowiekiem nowym i nie znanym. To, co było dla ciebie rzeczą naturalną przed minutą, może stać się przestępstwem teraz; to co napawało cię ohydą przed minutą, musi stać się teraz dla ciebie rzeczą normalną. Nim odsłonisz swoje myśli przed innymi ludźmi, musisz wpierw odsłonić swoje ciało, którego być może się wstydzisz; które być może jest brzydkie i słabe i brudne z powodu tobie znanego, ale który innym wyda się niewystarczającym usprawiedliwieniem. Tym innym, którzy także stali się innymi. A potem musisz jeszcze odkryć swoje myśli. Od twej inteligencji i od twego sprytu zależeć będzie, czy odkryjesz je w sposób dla ciebie korzystny. Sartre w swej książce o Jean Genet, mówi:

The fascination that ihe police have for ihe Chief is manifesied by ihief s tempiation to confess when he is arrested. In the presence of ihe examining magisirale who quesiions him, he is seized wiih giddiness; the magistrale speaks gently to him, perhaps with kindness, explaining what is expected of him; practically nothing; an assent. If only once, just once, he dit what was asked of him, if he uttered the ‘yes' that is requested, harmony of minds would be achieved. He would be told, 'That’s fine ; perhaps he would be congratulated. It would be the end of haired. The desire to confess is the mad dream of universal love; it is, as Genet himself says, the tempiation of the human.

W tym, co napisał Sartre, jest zalążek prawdy, czemu nie należy się dziwić.

W ciekawym piśmie „Psychology Today" znajdujemy artykuł pt. The Psychology of Police Confessions. Między innymi opisany tu został casus Whitmore'a; historia o człowieku, który przyznał się do całego szeregu nie popełnionych zbrodni. W czerwcu 1964 policjant Frank Isola przybył na pomoc Mrs. Elbie Borrero, która została napadnięta przez jakiegoś osobnika w Bronxville, części dzielnicy Brooklyn. Napastujący zbiegł; Mrs. Borrero opisała go jako Murzyna, 5 stóp 9 cali wzrostu, ze śladami ospy, ważącego około 165 funtów, ubranego w płaszcz deszczowy, z którego udało jej się w czasie walki z napastującym urwać guzik. Guzik ten stanowił jedyny materiał obciążający w tej sprawie. O godzinie ósmej dnia następnego policjant Frank Isola i detektyw Richard Aidala zaaresztowali George'a Whitmore'a, Jr. pod zarzutem usiłowania dokonania gwałtu na wspomnianej już Mrs. Borrero. Whitmore był osobnikiem stosunkowo niskiego wzrostu - około 5 stóp i 5 cali - i ważył zaledwie 140 funtów. Ale Whitmore miał na sobie płaszcz deszczowy bez jednego guzika i był Murzynem. Został aresztowany, ponieważ, jak cytuje autor: There was a reasonable ground for suspicion supported by circumstances sirong in themselves. Mrs. Borrero zidentyfikowała go jako napastnika i o godzinie 10.30 tego samego ranka Whitmore zeznał, iż usiłował dokonać gwałtu na oskarżającej. Około południa tego samego dnia Whitmore zeznał również, że zamordował za pomocą noża niejaką panią Edwards.

Przeglądając rzeczy należące do Whitmore'a detektyw Bulger znalazł fotografię białej dziewczyny. Przez osiem ostatnich miesięcy, poprzedzających aresztowanie Murzyna Whitmore'a, Bulger i inni funkcjonariusze policji pracowali nad wykryciem podwójnego morderstwa, popełnionego na dwóch młodych dziewczynach, Janice Wylie i Emily Hoffert, które zostały zasztyletowane w swoim mieszkaniu w dzielnicy Manhattan. Bulger rozpoznał zdjęcie znalezione w rzeczach Whitmore'a jako fotografię jednej z zamordowanych dziewczyn - Janice Wylie. O godzinie 16.00 Whitmore „pękł" i zeznał, iż jest również mordercą dwóch dziewczyn - było to jego trzecie zeznanie w ciągu dwudziestu godzin i policjanci oświadczyli: „Znaleźliśmy przestępcę; nie ma co do tego wątpliwości". Zeznanie Whitmore'a zostało spisane na 61 stronach; zawierało wszelkie niezbędne detale łącznie ze szkicem mieszkania, w którym Whitmore „zamordował" dwie dziewczyny. Jednak w dwa tygodnie później policja odkryła, iż zdjęcie znalezione przy Murzynie nie było wcale zdjęciem zamordowanej miss Wylie. W międzyczasie Whitmore został już osądzony i skazany za próbę gwałtu; nieco później odkryto, iż guziki płaszcza należącego do Whitmore'a were different in size, shape, design and consiruction From the button Mrs. Borrero had torp off her attacker’s coat. District Attorney dzielnicy Brooklyn, S.A. Lichtman, powiedział: We have nailed George Whitmore on the button, to speak so. W październiku tego samego roku mieszkaniec Nowego Jorku, Nathan Delaney, poinformował policję, iż przyjaciel jego Richard Robles przyznał mu się do zamordowania dwóch dziewcząt. Rozpoczęto nowe śledztwo, przy czym okazało się, iż znaleziona przy Whitmorze fotografia przedstawia Arlene Franco, która oświadczyła policji, iż zdjęcie to po prostu wyrzuciła. Whitmore znalazł je i zatrzymał dla siebie. Zarówno Arlene Franco, jak i George Whitmore mieszkali w Wildwood i kiedy dwóch świadków przysięgło, iż widziało Whitmore'a w Wildwood tej samej nocy, kiedy zostały zamordowane dwie dziewczyny na Manhattanie, George Whitmore został zwolniony. Zagadką pozostaje, dlaczego przyznał się do szeregu nie popełnionych przez siebie przestępstw. Whitmore twierdzi, iż był bity; policja temu zaprzecza. Na to właśnie stara się odpowiedzieć autor artykułu, Philip G. Zimbardo. Metody policji, o których czytamy w książkach i które pokazywano nam w kinie, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, powiada autor. Pokój, w którym odbywa się przesłuchanie, nie jest ciemną norą, w której jedynym źródłem światła jest silna lampa świecąca wprost w oczy przesłuchiwanego. Pokój, w którym odbywa się śledztwo, według Zimbardo, sprawia wrażenie pokoju prywatnego, a jeśli nawet w oknie są kraty, przypominają one raczej wrota wiodące do ogrodu. Pokój jest jednak nagi; bez obrazów; przesłuchiwany powinien siedzieć na krześle bez poręczy, tak aby każdy ruch jego ciała mógł być obserwowany; przesłuchiwany powinien znajdować się jak najbliżej przesłuchującego, gdyż: When a person is close to another physically, he is closer psychologically. Przesłuchujący powinien być ubrany skromnie i unikać krawatów w krzykliwych kolorach; oddech jego nie może być w żadnym wypadku nieprzyjemny dla przesłuchiwanego. Przesłuchujący musi kontrolować swoje odruchy, a wreszcie autor artykułu dochodzi do słusznego wniosku, iż przesłuchującym nie można zostać; trzeba się nim urodzić. Artykuł ten jest dość przerażający i prawdopodobnie nie zwróciłbym na to wszystko większej uwagi, gdyby nie natrętnie powtarzająca się forma „on", mężczyzna. Tak więc postanowiłem zajrzeć do bibliografii i znajdujemy tu między innymi następującą pozycję: Communist Interrogation and Indocirination of Enemies of the State. L.E. Hinkle, H.C. Wolff in Archives of Neurology and Psychiatry. Tak, teraz łatwiej mi zrozumieć ten artykuł i rzeczywiście podpisałbym się chętnie pod zdaniem Sartre'a o „obłędzie uniwersalnej miłości". Nie tylko ja; wielu drwali pracujących w rześkim klimacie Północy, któregoś z Krajów Oddalenia, również chętnie przyłączyłoby się do opinii laureata Nagrody Nobla. Niestety, jest na to zbyt późno; władze sowieckie niechętnie przystępują do tego, co nazywa się w Stanach „powtórnym otworzeniem sprawy". Przypadek nieszczęśliwego Murzyna jest niewątpliwie tragiczny, tak jak i tragiczną była sprawa Chessmana; mówiąc jednak o tym chciałbym, aby pokazano mi kraj, w którym skazany na śmierć człowiek dwanaście lat może walczyć o swoje życie. Dlaczego jednak ludzie ci przyznali się do rzeczy nie popełnionych. Nie robią tego z powodów, o których pisze Sartre, Koestłer, i inni. Więzień mówi rzeczy dziwne do przesłuchującego go człowieka, gdyż człowiek siedzący przed nim jest wspomnieniem jego samego. Wspomnieniem wolnego świata; porażek i zwycięstw; smutków i radości; lecz wciąż jeszcze jest wspomnieniem świata, który uważało się za własny; za nieszczęśliwy i nienawistny; lecz, choćby nawet w stopniu minimalnym, w skali kroku i szeptu - wolny. I człowiek siedzący naprzeciw ciebie jest tobą samym; tym, kim byłeś, ale czym już nigdy nie będziesz, gdyż kara, podejrzenie czy wspomnienie nocy spędzonej w niewolnictwie wlec się będzie za tobą do końca twych dni. Tak więc ten, który siedzi naprzeciw ciebie, jest tobą, tym, kim byłeś; jemu wolno ująć słuchawkę telefonu, wstać, zapalić papierosa - podczas gdy ty każdy swój ruch musisz skoordynować z jego wolą. Nie, pojedynek między sprawiedliwością i występkiem nie jest oparty na prawie równego z równym, na szczęście dla nas samych. Jak każde ludzkie poczynanie, pojedynek ten jest opisem głupoty nas samych, którzy wplątaliśmy się w nierówną walkę, w życie. Tak więc więźniowie mówią brednie, które zostaną przeanalizowane przez fachowców. Podają nazwiska ludzi, którzy zmarli; mówią o swoich żonach, o nieszczęściach; podają fakty, które w ich mniemaniu okażą się im pomocne, a które mogą ich zniszczyć; ale mówią, mówią, mówią, ponieważ siedzący naprzeciw nich jest człowiekiem; ma takie same nerki, oczy i serce, które i ty masz, i dlatego mówisz do niego jak do samego siebie, gdyż on jest tobą, a ty może jeszcze kiedyś będziesz nim; i na tym się to wszystko kończy. Może jednak nie kończy się i na tym? Może istnieje jeszcze jedno uczucie, jakiego doznaje przesłuchiwany wobec przesłuchującego - uczucie zazdrości. Może ty chciałbyś być nim! Może wyobrażasz sobie, iż nim jesteś; iż to od twojej woli zależeć będzie los innego; a więc mówiąc zazdrościsz, zazdrościsz, zazdrościsz, jak każda ofiara, która marzy o tym, aby stać się katem; aby z niszczonego stać się niszczącym; z bitego - bijącym. Czyżby o tym wszyscy zapomnieli?

Rano opuściłem gościnne mury więzienia Centralnego w Los Angeles żegnany uprzejmie, lecz w sposób pełen powagi, dającej mi w jakiś sposób nadzieję, iż więzy przyjaźni zadzierzgnięte między nami pozostaną trwałe i niezniszczalne; gościnność zaś, szczerze okazana mi przez wszystkich, pozwala mi również żywić nadzieję, iż znajdę tam zawsze przytulisko i ludzi, którzy otoczą mnie ojcowską opieką, kiedy zajdą odpowiednie po temu okoliczności. Dzień ten był jednym z najpiękniejszych i najbardziej słonecznych w mym życiu; był jedynym dniem, który spędziłem bez poniżających godność ludzką trosk materialnych.

Marek Hłasko "Listy z Ameryki", „Kultura" 10/1969, Paryż

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz