czwartek, 11 października 2012

Listy pisarzy - Gustaw Flaubert


Listy Gustawa Flauberta do Luise Colet i panny Bosquet

Croisset, kwiecień 1854,
środa wieczorem, północ

Weź na chwilę głowę w dłonie, nie myśl o sobie, lecz o mnie, takim, jaki jestem, kończący wkrótce trzydzieści trzy lata, zużyty zaciekłą pracą w ciągu piętnastu do osiemnastu lat, bardziej doświadczony niż wszystkie akademie moralne świata w dziedzinie wszelkich spraw namiętności itd., słowem, uszczelniony przeciw uczuciom, bom dużo po nich żeglował, i zapytaj samej siebie, czy jest możliwe, żeby taka istota miała w sobie to, co nazywają Miłością; zresztą nic nie rozumiem, co to znaczy. Gdybym cię nie kochał, po co przede wszystkim pisałbym do ciebie i następnie po co bym się z tobą widywał? Cóż mnie do tego zmusza? Jaka skłonność pcha mnie i sprowadza z powrotem do ciebie lub raczej przy tobie mnie trzyma? To nie jest przyzwyczajenie, gdyż nie widujemy się dość często, by przyjemność dnia poprzedniego dawała podnietę do przyjemności dnia następnego. Dlaczego, gdy jestem w Paryżu, spędzam cały czas u ciebie, tak iż z tego powodu przestałem odwiedzać dużo osób? Mógłbym znaleźć inne domy, które by mnie przyjmowały, i inne kobiety. Skąd się to bierze, że wolę ciebie od nich? Czy nie czujesz, że jest w życiu coś wyższego od szczęścia, od miłości i od religii, ponieważ bierze początek w sferze bardziej bezosobowej? coś, co śpiewa poprzez wszystko, czy się zatyka uszy, czy też się rozkoszuje słysząc to? coś, dla czego rzeczy przypadkowe nic nie znaczą i co jest z natury aniołów, które nie jedzą: mam na myśli ideę. W imię tego ludzie się kochają, gdy w imię tego żyją (...). Chciałem cię kochać i kocham cię w sposób, który nie jest sposobem kochanków; bylibyśmy rzucili sobie pod nogi wszystko, co jest tylko pożądaniem, przyzwoitością, zazdrością, uprzejmością (...).

Do panny Bosquet

Środa rano
listopad lub grudzień 1859

(...) Mój związek z panią Colet nie pozostawił żadnej "rany" w sensie uczuciowym i głębokim tego słowa; jest to raczej wspomnienie (i teraz jeszcze żywo odczuwanego) przewlekłego rozdrażnienia. Jej książka była ukoronowaniem sprawy. Niech pani dołączy do tego komentarze, pytania, żarty, aluzje, których przedmiotem jestem od czasu ogłoszenia owej książki. Gdym zobaczył, że pani również zaczęła się tyra interesować, przyznaję, straciłem trochę cierpliwość, gdyż na zewnątrz robię dobrą minę, rozumie pani? Niech pani nie myśli, że mam o to do pani urazę, nie, całuję panią bardzo serdecznie za te miłe rzeczy, które mi pani pisze. Oto cała prawda.
Jestem jeszcze nieśmiały jak młodzieniaszek i potrafię przechowywać w szufladach zwiędłe bukiety. W młodości kochałem się na zabój, kochałem bez wzajemności, głęboko, w milczeniu. Noce spędzane na wpatrywaniu się w księżyc, projekty porwania i wyjazdu do Włoch, marzenia o sławie dla niej, męki ciała i duszy, spazm od zapachu pewnego ramienia i nagła bladość pod pewnym spojrzeniem - poznałem to wszystko, i bardzo dobrze poznałem. Każdy z nas ma w sercu królewską komnatę; zamurowałem ją, lecz nie jest ona zniszczona (...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz