środa, 26 września 2012

Vincent i Jules (2)

 
WNĘTRZE. CHEVY (BAGAŻNIK) - RANEK 

Bagażnik chevy otwiera się, Jules i Vincent sięgają do środka, wyjmują dwa colty samopowtarzalne, kaliber 45, ładują je i odbezpieczają... 

JULES 

Do tej roboty lepsze byłyby karabiny. 

VINCENT 

Ilu ich tam jest? 

JULES 

Trzech albo czterech. 

VINCENT 

Licząc z naszą wtyczką? 


JULES

Nie jestem pewien. 

VINCENT 

Więc może ich tam siedzieć i z pięciu? 

JULES 

Niewykluczone. 

VINCENT 

Kurwa, trzeba było zabrać karabiny. Zamykają bagażnik. 

CIĘCIE PLENER. PODWÓRKO BUDYNKU MIESZKALNEGO - RANEK 

Vincent i Jules, zamiatając połami identycznych, długich płaszczy po ziemi, przechodzą przez podwórko hollywoodzkiego bloku mieszkalnego utrzymanego w stylu hacjendy. Kamera jedzie obok, filmując z boku. 

VINCENT 

Jak jej na imię? 


JULES 

Mia. 

VINCENT 

Mia. Jak poznała Marsellusa? 


JULES 

Nie wiem, pewnie normalnie, jak ktoś kogoś poznaje. Była aktorką. 

VINCENT 

Tak? Widziałem ją w czymś? 


JULES 

Jedyną większą rolę zagrała w pilocie. 

VINCENT 

W pilocie? Co to jest pilot? 


JULES O


glądasz seriale telewizyjne? 

VINCENT

W ogóle nie oglądam telewizji. 


JULES 

Ale jesteś świadom istnienia wynalazku zwanego telewizją, w którym to wynalazku puszczane są seriale? 

VINCENT 

Tak. 


JULES 

Zanim zaczną produkcję serialu, kręcą jeden odcinek i ten odcinek nazywają „pilotem”. A potem pokazują go ludziom, którzy zatwierdzają seriale do produkcji i którzy decydują, czy chcą produkować dalsze odcinki. I albo go zatwierdzają i wychodzi z tego serial, albo nie zatwierdzają i gówno z tego wychodzi. A ona zagrała właśnie w takim, z którego gówno wyszło. Wchodzą do budynku. 

WNĘTRZE. OKOLICE RECEPCJI (BLOK MIESZKALNY) - RANEK 

Vincent i Jules przechodzą przez recepcję i czekają na windę. 

JULES 

Pamiętasz Antwana Rockamorę? Tego pół - Murzyna, pół - Samoańczyka? Ksywa „Tony Rocky Horror”. 

VINCENT 

Może i tak. Taki gruby? 

JULES 

Wcale nie gruby, tylko z nadwagą. Nic dziwnego, jest Samoańczykiem. 

VINCENT 

Chyba wiem, o kim mówisz. A bo co? 

JULES 

Marsellus spuścił mu niezły wpierdol. W mieście gadają, że to z powodu żony Marsellusa. Nadjeżdża winda, obaj panowie do niej wsiadają. 


VINCENT 

Za co? Ruchał ją? 

JULES

 Nie, nie, nie, nie, nie. Nic z tych rzeczy. 

VINCENT 

To co jej zrobił? 

JULES 

Masaż stóp. 

VINCENT 

Masaż stóp? Jules kiwa potakująco głową. Tylko tyle? Jules kiwa potakująco głową. A co zrobił Marsellus? 

JULES 

Posłał do niego paru kiziorów, ci go wywlekli na patio i spuścili z balkonu. Czarnuch zleciał cztery piętra w dół. A na dole był ogródek pod szkłem, taki mały inspekcik - czarnuch spadł prosto w szkło. Od tamtej pory cierpi na zaburzenia mowy. Drzwi windy otwierają się, Jules i Vincent wychodzą. 

VINCENT 

Ja cię kręcę... 





WNĘTRZE. KORYTARZ W BUDYNKU MIESZKALNYM - RANEK 

VINCENT 

Zawsze powtarzam, że bawiąc się zapałkami można się poparzyć. 

JULES 

To znaczy? 

VINCENT 

Jak można masować stopy nowej żonie Marsellusa? 

JULES 

Nie sądzisz, że Wallace przesadził? 

VINCENT

Pewnie Antwan nie spodziewał się aż takiej reakcji, ale jakiejś reakcji musiał oczekiwać. 

JULES 

To tylko masaż stóp... to nic nie znaczy. Sam masuję stopy mamie. 

VINCENT 

Nie, on dotykał poufale nowej żony Marsellusa. Czy to gorsze . niż lizanko? Nie. Ale ten sam kaliber. Jules zatrzymuje Vincenta. 


JULES 

Zaraz, zaraz, zaraz... Lizanko i masaż stóp to, kurwa, dwie różne sprawy. VINCENT Ale z tej samej parafii. 


JULES 

Z zupełnie innej parafii. Słuchaj, może ty masujesz inaczej niż ja, ale dotykanie stóp jego żony i wsadzanie języka w jej najświętszą świętość to zupełnie inny kaliber, zupełnie inna parafia, to całkiem inny sport. Masaż stóp jeszcze nic nie znaczy. 

VINCENT 

Masowałeś komuś stopy? 


JULES 

Nie pouczaj mnie w temacie masażu. Jestem, kurwa, mistrzem masowania stóp. 

VINCENT 

Dużo masowałeś? 


JULES 

A jak. Mam świetną technikę. Żadnych łaskotek. 

VINCENT 

A robiłeś kiedyś masaż stóp facetowi? Jules spogląda na niego przeciągle - został wpuszczony w maliny. 


JULES 

Spierdalaj. Rusza dalej korytarzem. Vincent, z uśmieszkiem na ustach, podąża parę kroków za nim. 

VINCENT 

Ilu facetom?

JULES 

Spierdalaj. 

VINCENT 

Wiesz, nogi mnie bolą, masaż dobrze by im zrobił. 

JULES 

No, no, no. Przymknij się, bo zaczynasz mnie wkurwiać. To te drzwi. Obaj przystają przed drzwiami z numerem 49. Szepczą. Którą masz godzinę? 

VINCENT 

(spogląda na swój zegarek) Siódmą dwadzieścia dwie rano. 

JULES 

Jeszcze za wcześnie. Zaczekajmy chwilę. Odchodzą kawałeczek od drzwi, zwróceni twarzami do siebie, wciąż szepcząc. Słuchaj, to, że nie masuję stóp facetom, nie daje Marsellusowi prawa, by spuszczać Atwana w pierdoloną szklarnię i to tak, żeby czarnuchowi odebrało mowę. Tak się, kurwa, nie postępuje. Gdyby chciał mi to zrobić, musiałby mnie wpierw znieczulić, bobym kutasa zabił, kapujesz? 

VINCENT 

Nie mówię, że to jest w porządku, ale ty twierdzisz, że masaż stóp nic nie znaczy, a ja mówię, że jednak coś. Wymasowałem miliony damskich stóp i zawsze to coś znaczyło. Udajemy tylko, że nic. I w tym tkwi cały urok. To coś zmysłowego, ale o tym się nie mówi, chociaż i ona wie, i ty wiesz, i Marsellus to, kurwa, wiedział, a Antwan powinien to, kurwa wiedzieć lepiej. Kiedy w grę wchodzi żona, poczucie humoru wysiada. Rozumiesz mnie? 

JULES 

Ciekawa koncepcja... No dobra, wczujmy się w nastrój. 

VINCENT 

Mówiłeś, że jak jej na imię? 

JULES 

Mia. Czemu tak się interesujesz żoną Grubego?

VINCENT 

Marsellus wyjeżdża na Florydę i prosił mnie, żebym się nią zajął pod jego nieobecność. 

JULES 

Zajął się nią? Wyciąga palec i przykłada go jak pistolet do skroni. 

VINCENT 

Nie w ten sposób! Mam ją gdzieś zabrać, rozerwać. Dopilnować, żeby się nie czuła opuszczona. 

JULES 

Wybierasz się z żoną Wallace'a na randkę? 

VINCENT 

To nie randka. To tak jakbyś wziął żonę kumpla do kina albo coś. Ty tylko... no wiesz... miłe towarzystwo i tyle. Jules patrzy na niego bez słowa. To nie randka. Jules patrzy na niego bez słowa. [Zobaczysz będę grzeczny. Jules potrząsa głową i mruczy coś pod nosem. 

JULES 

Suka zabije więcej czarnuchów niż czas. 

VINCENT 

Co takiego? 

JULES 

Nic. Wczujmy się w nastrój. 

VINCENT 

Co powiedziałeś? 

JULES 

Gówno powiedziałem. Do roboty.

VINCENT 

Nie rób sobie jaj, coś mówiłeś, powtórz. 

JULES 

(mówiąc o robocie) Zależy ci na tym? 

VINCENT 

Chcę, żebyś powtórzył, co mówiłeś. 

JULES 

Za trzydzieści sekund te drzwi się otworzą, więc zbierz się do kupy... 

VINCENT 

Jestem w kupie. 

JULES 

I nie pierdziel. Przestań myśleć o tamtym i zbierz się do kupy, jak przystało na szkolonego zawodowca.] 


Scenariusz filmu PULP FICTION, Quentin Tarantino, przełożyła Elżbieta Gałązka, Wydanie I, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 1997.

2 komentarze: