"[...] Zjazd [festiwal poezji] się kończy. Zawieźli nas na upał pod daszki na długi nudny obiad. Obok motel i jezioro między samymi kamieniami. W Ohrydzie [sic!] w starym soborze, prostokątnym, nie centralnym, Świętej Zofii, późnym wieczorem, a właściwie w nocy, odbyło się wręczenie nagrody i tak zwana koronacja starego poety hiszpańskiego Albertiego. Alberti dostał nagrodę za swoją twórczość poetycką. Stał we wnęce głównej cerkwi pod Mądrością Bożą z wyciągniętymi rękami na fresku. Sam wyglądał w długich siwych włosach, z wyciągniętymi rękami i przemawiający patetycznie jak Bóg Ojciec. W rzędach krzeseł w cerkwi, w światłach siedzieli eleganccy ludzie, intelektualiści rozmawiający wszystkimi językami świata. Damy w oryginalnych sukniach. Ja chodziłem po kruchcie oddzielonej od reszty murami. W cieniu oglądałem freski jeszcze nieodnowione. Różne postacie białe, w pochodach, a przez prześwity oglądałem całą uroczystość, chodząc.
W Skopie [sic!] dzisiaj czytanie wierszy na tureckiej górze. Nad twierdzą turecką. W różnych językach świata. Wsiedliśmy do autobusu, żeby nas tam zawiózł. Zobaczyłem Rumunkę, która przedtem za każdym razem z kim innym szła i mówili, że co kilka godzin zmienia partnera do flirtu. Teraz siedziała uśmiechnięta w dziwnym, jakby ślubnym stroju. Ktoś mi powiedział, że ona jest w stroju ludowym rumuńskim. W kolorowym welonie. Na tureckiej górze noc, w dole światełka miasta, pod podcieniami ustawili nas, a właściwie usadzili w osobne rzędy krzeseł, naprzeciwko rzędy krzeseł z widownią. Pośrodku estrada. Oryginał czyta autor, po jednym wierszu, tłumaczenie po macedońsku czyta aktor albo aktorka. Pierwsza wystąpiła Brazylijka, ciemna, w czerwonej sukni. Potem Francuz czytał jakiś nudny wiersz o braku broni. Poświęcony partyzantom tutejszym, wspomnieniowy. Ten wiersz wszystkich nudził, jak i większość innych. Niektórzy czytali wiersze napisane tu i poświęcone Macedonii. Rumunka mówiła coś nastrojowo o księżycu
– Luna – luna
Ja przeczytałem szybko i rytmicznie Wywód jestem’u. Już po polsku miałem spore brawa, co mnie zdziwiło. Aktorka przeczytała to po macedońsku bardzo dobrze. Uśmiechy ze śmiechami. Czyli żywy odbiór. Tłumaczył ten wiersz nasz opiekun – Macedończyk. Podobno było mu trudno przetłumaczyć, ale mi się wydawało, że ten przekład mu wyszedł dobrze. [...]"
Fragment znaleziony na blogu Płaszcz zabójcy, a pochodzi [z]: Miron Białoszewski, Tajny dziennik, Wydawnictwo Znak 2012, s. 558.
Białoszewski Miron - Wywód jestem'u
jestem sobie
jestem głupi
co mam robić
a co mam robić
jak nie wiedzieć
a co ja wiem
co ja jestem
wiem że jestem
taki jak jestem
może niegłupi
ale to może tylko dlatego że wiem
że każdy dla siebie jest najważniejszy
bo jak się na siebie nie godzi
to i tak taki jest się jaki jest
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz