sobota, 25 sierpnia 2012

Człowiek, który był nosem

"Jego duży ostry nos był tak długi i ruchliwy, że w młodości Gogol potrafił (będąc czymś w rodzaju kontorsjonisty amatora) w niesamowity, makabryczny sposób dotknąć go koniuszkiem dolnej wargi; ów nos stanowił najwrażliwszą i najistotniejszą cząstkę jego powierzchowności. Był tak ostry i długi, że mógł "sam, bez pomocy palców wniknąć nawet do najmniejszej tabakierki, oczywiście jeśli odgłos zatrzaśnięcia nie odstraszył intruza" (z listów Gogola do pewnej młodej damy, stąd figlarność). Lejtmotyw nosa spotykamy w całej jego twórczości i trudno byłoby znaleźć innego pisarza, który z takim upodobaniem opisałby zapachy, kichanie i chrapanie. Ten czy ów bohater wkracza w fabułę, by tak rzec, wioząc swój nos na taczkach, albo wjeżdża w jej obręb jak cudzoziemiec w opowieści Slawkenbergiusza u Sterne'a. Mamy u Gogola orgię zażywania tabaki. Cziczikow w Martwych duszach zostaje przedstawiony z nazwiska przy akompaniamencie niebywałego grzmotu przypominającego dźwięk trąby, rozlegającego się, gdy bohater utworu używa chusteczki. Z nosów cieknie, za nosy się szarpie, postaci obchodzą się z nosami czule albo brutalnie; pewien pijak próbuje odpiłować nos drugiemu pijakowi; szaleniec odkrywa, że na księżycu mieszkają same Nosy.

Ta nieustanna świadomość obecności nosa doprowadziła w końcu do napisania opowiadania o tytule Nos właśnie, hymnu, zaprawdę hymnu, ku czci tego narządu. Freudysta mógłby zasugerować, że w wywróconym do góry nogami świecie Gogola również istoty ludzkie są odwrócone (w 1841 roku Gogol spokojnie oznajmił, że konsylium lekarzy w Paryżu odkryło pewien osobliwy fakt: jego żołądek znajduje się w pozycji odwrotnej niż zazwyczaj u ludzi), więc rolę nosa odgrywa inny organ i vice versa. To, czy "fantazje zrodziły nos, czy nos zrodził fantazje", jest nieistotne. Rozsądniej, jak sądzę, byłoby zapomnieć o nienormalnie długim nosie Gogola jako przyczynie jego przesadnego zainteresowania nosami i potraktować węchowe fascynacje pisarza, a nawet sam jego organ powonienia jako literacką sztuczkę bliską pieprznemu humorowi karnawałowemu w ogóle i rosyjskiemu humorowi związanemu z nosami w szczególności. [...] Każdy pisarz robiący aluzję  do, powiedzmy, muchy siadającej na czyimś nosie zdobywał w Rosji reputację humorysty. W juweniliach Gogol automatycznie stosował tę prostą metodę, ale w dziełach dojrzałych dodawał szczyptę swego osobliwego geniuszu. Trzeba podkreślić, że od samego początku nos jako taki był w jego poczuciu czymś śmiesznym (podobnie jak w poczuciu wszystkich Rosjan), bo nos to coś sterczącego, coś nie całkiem należącego do właściciela, a jednocześnie (tyle mogę przyznać freudystom) coś szczególnie i groteskowo męskiego. To niemal bolesne, jak Gogol, opisując ładną dziewczynę, rozwodzi się nad gładkością jej twarzy, przypominającej jajko.

Pozostaje faktem, że długi, wrażliwy nos Gogola odkrył w literaturze nowe zapachy (co prowadziło do nowego "dreszczu"). Jak powiada rosyjskie przysłowie: Ten widzi dalej, kto nos ma dłuższy; i Gogol rzeczywiście patrzył swymi nozdrzami. Organ, który w jego młodzieńczych utworach był jedynie karnawałowym typem, pozyczonym z owego tandeciarskiego sklepu z gotowymi strojami zwanego "folklorem", w szczytowym okresie jego geniuszu okazał się najważniejszym sprzymierzeńcem pisarza. Kiedy zniszczył on swój geniusz, próbując zostać kaznodzieją, utracił swój organ powonienia, tak jak utracił go major Kowalow (w opowiadaniu Nos)".

 Vladimir Nabokov "Nikołaj Gogol", przełożył i posłowiem opatrzył Leszek Engelking, Muza, Warszawa 2012, s. 9-11.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz